LatoPodróżeRodzinaSkandynawia

Skandynawia- rok 2014. Szwecja - kraina jezior i reniferów. Norwegia - kraj gór, wielorybów i białych plaż dalekiej północy. Lofoty.

1003.2019
Powrót do spisu treści

Rozdział XI
Górskie kryształy

Jedziemy dalej. Dzisiaj droga nam się dłuży… Marcin chce zatrzymać się na nocleg nad fiordem, ale my wiemy jak trudno znaleźć nad fiordami sensowne miejsce do zatrzymania na dziko. Albo są płatne campingi, albo beznadziejne parkingi.

Ja marzę o noclegu na lodowcu, ale chyba jeszcze nie dzisiaj :(

Zjeżdżamy w stronę jeziora polodowcowego – w prawo żółtą drogą w kierunku Sulitjelma. Jest pięknie. Niestety nie ma się, gdzie zatrzymać.

W końcu jednak udaje nam się znaleźć miejsce.

I mamy widok na kranik :)

Ładnie, ale na wodzie jest przy brzegu jakaś biało-żółtawa piana. Nie wiem co to jest. Albo wapń, albo coś innego… Pokazuję Marcinowi. Marcin, jak to Marcin – sprawdza organoleptycznie: wącha, próbuje… Mówi: ,,Nie ma smaku.. Ja się kąpię”. I cóż ja z tego mam wywnioskować??? Mój lęk przed zarazą wszelaką jest silniejszy. Poczekam na lepsze miejsce do kąpania. Może być lodowato, ale musi być czysto…

Jemy makaron z grzybami znalezionymi rano… Pychota.

Potem Mati robi grzane piwko. Znowu wieczór przy gitarze. Kasia robi ilustracje do wierszyków. Wieczór płynie spokojnie…. Na niebie przepięknie jarzy się zachodzące słońce – jest 23.00 i jest jeszcze zupełnie jasno…

Wszyscy jesteśmy dzisiaj bardzo zmęczeni… Trzeba położyć się trochę wcześniej spać…

Dorcia zaczyna ściszonym głosem opowiadać, że od czasu jak wjechaliśmy na koło podbiegunowe czuje dziwny strach. Jakby była za blisko kosmosu…. Na czubku ziemi… Na to Mati, że jedyny pewny fakt to ten, że tutaj kręcimy się szybciej, więc mniej ważymy – torpedowe odchudzanie :D, a Dorka: ja jednak czuję się bliżej kosmosu… Jedno jest pewne – kosmos nie kosmos, kręcimy się nie kręcimy – ja muszę iść spać…

Kładę się do łóżka i wzdycham z rozkoszą. Tak to jest ten poziom komfortu, który jest mi potrzebny. Mogę przemierzać setki kilometrów, mogę się kąpać w lodowatej wodzie, codziennie być gdzie indziej i jestem szczęśliwa… ale wieczorem chcę mieć trochę spokojnego luzu we własnym łóżku, gdzie jest sucho i cieplutko :)

Mówię dobranoc przepięknym kolorom nieba i zasypiam.

12.08.2014, wtorek

Budzę się rano i idę zbierać kryształy. Wczoraj Strzałki 100 metrów od naszego postoju odkryły jeziorko z kryształami górskimi. W nocy lało, wszystko jest mokre a poranek dalej pochmurny.

Do jeziora z kryształami wpada duży wodospad – po prostu kranik. Źródło fantastycznej wody :)

Zbieram kryształy i wracam do przyczepy.

Mijam wejście do starej kopalni, trochę strasznie… Ciekawe, czy tam wydobywali kryształy górskie?

Przy drodze i na zboczach gór pełno drobnych białych, błyszczących kamieni… Czy to też kryształy. Nie wiem?

Moja rodzina cała jeszcze w objęciach Morfeusza. Robię kawę i hyc do łóżka. Oglądam zdjęcia, opisuję wczorajszy dzień. To czego nie zdążyłam napisać w samochodzie.

Po śniadaniu oglądamy kryształy, które znalazłam nad brzegiem jeziora. Są całkiem okazałe :)

Potem ruszamy dalej w kierunku Lofotów. Na razie w nawigację wpisujemy Ulsvag, potem musimy przejechać do Bognes (nie ma tej miejscowości w nawigacji). Stamtąd odchodzi prom do Londingen – miejscowości znajdującej się już na Lofotach. Mamy do przejechania z Fauske do Bognes 162 km.

Leje jak z cebra. Nasz pokładowy Sokrates podsumowuje, że to piękna pogoda tylko w przebraniu.

Jedziemy a wokoło monumentalne skały, coraz potężniejsze granitowe góry z ostrymi graniami i tak dobrze znane nam z poprzedniego pobytu w Norwegii wodospady – kranik za kranikiem :)…

Po drodze do Bognes zatrzymujemy się na stacji benzynowej dla uzupełnienia wody pitnej. Na razie tylko widzimy kraniki, ale słaby mamy do nich dostęp, więc posiłkujemy się wodą z wodociągów. Trzeba też wymienić toaletę. Na stacji okazuje się, że mamy jakiś wyciek spod maski. Mati sprawdza i okazuje się, że to olej. Mateusz jest załamany. Olej jest czysty, więc albo ze skrzyni biegów, albo z reduktora. Mamy problem. Ponieważ nie jesteśmy w stanie sami, bez kanału i odpowiednich narzędzi sobie poradzić. Jedziemy dalej i tyle.

Docieramy do promu. Za 3 minuty odpływa. Prom kosztuje nas 400 zł – dwoje dorosłych, trójka dzieci, samochód + przyczepa :( To koszt spędzania wakacji komfortowo – z przyczepą. Bo jak się później okazało Strzałki za dwoje dorosłych, piątkę dzieci i samochód zapłacili ok. 200 zł – o połowę mniej niż my… Póki co Strzałki są 20 kilometrów za nami. Mają problem z klockami hamulcowymi… Ale mimo to też jadą dalej.

Powrót do spisu treści

Komentarze

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *