LatoPodróżeRodzinaSkandynawia

Skandynawia- rok 2014. Szwecja - kraina jezior i reniferów. Norwegia - kraj gór, wielorybów i białych plaż dalekiej północy. Lofoty.

1003.2019
Powrót do spisu treści

Rozdział XIV
Nad oceanem. Białe plaże.

14.08.2014 czwartek

Budzimy się rano oczywiście w deszczu :( Sprawdzamy prognozy po południu ma być słońce :) Od wschodu nawet już się zaczyna przejaśniać

Kontaktujemy się ze Strzałkami. U nich też leje. Ze skałkowej wspinaczki póki co nici. Dajemy im namiary, gdzie jesteśmy. Jemy śniadanie – jajeczniczka :) i biegniemy z Matim do morza. Woda lodowata. Aczkolwiek określenie ,,lodowata” naszym zdaniem nie oddaje w pełni tego co się czuje w wodzie o tej temperaturze… Mati wchodzi do pasa. Ja trochę pływam, ale krótko. Na prawdę dziwne, że ocean nie jest zamarznięty… Robię dwa wejścia i biegiem do przyczepy. Mati bohatersko moczy głowę – trzeba chociaż spłukać włosy.

Za nami do wody wbiega Filip. Dzielne chłopaczysko :)

Kasia z Kubą rezygnują, może i dobrze. Lepiej, żeby się nie pochorowali. Wygonimy do mycia przed pójściem spać… Kąpiel w oceanie ich nie minie, ale wystarczy raz dziennie :) W przyczepie wskakuję w szlafroczek i do łóżeczka.

Mati robi grzane piwko. Pijemy piwko z goździkami, cynamonem i miodem. Za oknem piękny widok na ocean. Szumią fale… Tak można żyć… Kasia z Kubą grają w Metropoli, Filip układa melodię do piosenki o oceanie. Może się uda. Fajnie byłoby mieć swoją piosenkę z wyjazdu do Skandynawii… Grzejemy się z Matim pod kołderką. Upragniony dzień odpoczynku :) Mija godzina słodkiego lenistwa. Dzieciaki idą poszaleć na plaży. Brykają jak małe źrebaczki :)

Gdy wracają do przyczepy robimy szybko chińskie zupki. Ubieramy się ciepło i idziemy zdobywać białe plaże Norwegii :D

Przedzieramy się przez skały,

Czasami jest trudno. Nie znajdziesz pociechy u siostry…

Ale mama przytuli i smuteczki przegoni…

I już można pokonywać przeszkody dalej.

Córeczkę mimo, że nie zawsze jest wzorem siostrzanych uczuć też mamusia przytuli…

Zbieramy piękne muszle.

I ciekawie rosnące glony.

Spotykamy śmieszne biało czarne ptaki – to ostrygojady, które pewnie są sprawcami bałaganu muszlowego po odpływie…

Ostrygojady zwyczajne (Haematopus ostralegus)

Robimy fotki ustawiane – musi się rodzinka trochę pomęczyć ;)

Trafiamy na torfowiska z glonów.

Wołamy do Kuby. Idź ostrożnie! Są tu bardzo grząskie glony. Wiem! Krzyczy Kuba i od razu grzęźnie w glonach na całego, przy okazji gubiąc kalosza – TAAATOOO RAAATUUUJ.

No i tata ratuje Majtka ”Wiem”.

Widzimy, że przyjeżdżają Strzały, ale jesteśmy daleko.

Kuba idzie bez jednej skarpetki, bo jest mokra. Za chwilę jednak okazuje się, że w kaloszach ma schowane po jednej na zapas grubej skarpetce. Jak on dał radę iść z tym zapasem? Ubiera suchą skarpetkę, ale drugą się nie przejmuje. Ręce opadają :)

Wracamy do obozowiska. Strzałki już porozbijane. Cieszymy się, że znowu jesteśmy razem :) Wskakujemy do oceanu. Po szybkim marszu woda wydaje nam się cieplejsza niż rano. Pływamy dłużej. Jest lodowato, ale dużo lepiej niż rano. Dajemy radę pływać, więc jest ok. :)

Biegiem wracamy do przyczepy. Jest straaasznieee zimno. Szybko ubieramy się w ciepłe ciuchy i robimy obiad. Tym razem delektujemy się pysznym barszczykiem z Knorra z uszkami ;)

Znowu zaczyna padać. Wyganiamy dzieciaki do dużego namiotu i zapraszamy Strzałków na grzane piwko. Wszyscy w przyczepie się nie zmieścimy. Dzieci dobrze się bawią w namiocie a dorośli w przyczepie – hierarchia musi być :D

Pijemy piwko, wieczór płynie leniwie. Młodzież szaleje na dworze.

Trochę to wygląda jak regularna wojna… Ale jak widać sprawia im to dużą radość…

Kasia znalazła Stefana i znowu: OOOO jaki śliczny, OOOO jaki malutki… OOOO a jakie ma różki…Cóż w domu moja Kasieńka jakoś się ślimakami nie zachwycała ;)

Pozwalamy dzieciakom na kontaktowanie się z nami tylko przez okienko

Każdemu należy się chwila spokoju :D a w dodatku nasza przyczepa mogłaby nie dać rady wytrzymać energii ósemki dzieci naraz…

Robimy tylko wyjątek dla Tosieńki – jest najmłodsza…

Wstęp do przyczepy dzisiejszego wieczoru mają dzieci do lat czterech. Franek trochę się buntuje, ale w końcu daje radę przyjąć ustalone przez nas reguły i bryka na dworze zresztą towarzystwa :)

Jemy kiełbasę z renifera (od Strzałków), hiszpańskie salami, ser i smażoną cukinię – oczywiście z mojego warzywniaczka :) Kolejny wieczór z prawdziwą ucztą. Jest prawie pólnoc a na dworze jeszcze jasno.

Marcin znowu idzie łowić ryby ;D Z plaży…? Marne szanse…

Ryb brak… Ale co sobie kijaszka pomoczył, to pomoczył ;D

Czas do łóżka.

Kuba płacze, że – po pierwsze są białe noce i on nie idzie spać tylko chce dalej bawić się z Frankiem, a po drugie chce w tym miejscu zostać przynajmniej jeszcze jeden dzień i nie chce jechać dalej… Żadne tłumaczenia nie pomagają… Że jutro też jest dzień, że znowu znajdziemy fajne miejsce.. itd., itp.. Wyje MAAAMOOO PROOOSZĘĘ CIĘĘ.. ZOSTAŃMY TU JESZCZE… Cóż trzeba po prostu położyć kolegę spać i basta. Krzyżyk na czółko, buziaczek i spatulki :)

Skończył się kolejny dzień na Lofotach.

15.08.2014, piątek

W nocy strasznie wiało. Fale podchodziły naprawdę blisko. Budzę się rano i idę sprawdzić jak jest teraz. Poranek wstał cudny, tylko jest bardzo zimno. Ocean wrócił na swoje miejsce. Jest odpływ. Fale są zdecydowanie mniejsze.

Morze w czasie odpływu odsłoniło piękną morską florę i faunę. Doskonałe pożywienie dla naszych ostrygojadów :)

Nagle się zachmurzyło i znowu leje… Jest mrocznie, ale pięknie…

Powrót do spisu treści

Komentarze

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *