LatoPodróżeRodzinaSkandynawia

Skandynawia- rok 2014. Szwecja - kraina jezior i reniferów. Norwegia - kraj gór, wielorybów i białych plaż dalekiej północy. Lofoty.

1003.2019
Powrót do spisu treści

Rozdział XVII
Między białymi plażami

16.08.2014 sobota

Ranek wstaje piękny, słoneczny – chwilowo . Po półgodzinie nadchodzi ta druga chmura i zaczyna padać :D
Jemy śniadanie. Żegnamy się z naszą białą plażą i oceanem. Dały nam schronienie na całe trzy noce. Mati pyta mnie, czy odpoczęłam. Tak, szczególnie wczoraj na naszej Strasznej Górze ;)
Idę na plażę. Między skałami w małym oczku wodnym pływa mnóstwo narybku. Ciekawe jakie to rybki?

Zabieram na pamiątkę ostatnią muszelkę i gałązkę glonów.

Wzrok zawieszam na grzbietach fal… Czas w drogę. Mati już rusza… Biegnę do samochodu.. Do widzenia nasza plażo…

Umawiamy się ze Strzałkami w bazie nurkowej Ballstad. Bazę podobno prowadzą Polacy. My jedziemy główną drogą E10 prosto do Ballstad zamówić nurkowanie dla Matiego i Marcina. Strzały mają jechać żółtą drogą i szukać miejsca na nocleg. Zamawiamy u Strzałków na nocleg: piękny fiord, z łagodnym zejściem do morza, białym piaseczkiem, mnóstwem krabów i innych morskich żyjątek, równym terenem do rozbicia, bez komarów, i ze słońcem. Mamy nadzieję, że sprostają naszym wymaganiom ;D
Jedziemy. Znowu pada :( Mati mówi, że przecież dzisiaj miało być słonecznie. Przecież jest – odpowiadam. Tam na horyzoncie pięknie świeci słońce, a deszcz nad nami to ta druga chmura, czyli opady przelotne ;D
W dobrych nastrojach – pomińmy niezbyt miłe odczucia w nodze – jedziemy dalej na zachód…..
Mam ochotę na herbatę. Szukam w pojemniku – nie ma? Mati, gdzie jest herbata? Grzecznie pytam. Zawsze ja przygotowywałam na podróż picie. Dzisiaj postanowił to zrobić Mateo. Mati patrzy na mnie z odrobiną przerażenia w oczach. Zostawił niezakręcony termos w przyczepie. No to mamy powódź. Zatrzymujemy się. Mati pędzi do przyczepy. Wraca. Nie jest tak źle- mówi podając mi pusty termos. Cała herbata praktycznie wsiąknęła w dywanik. Chcę iść sprawdzić. Mati na to : nie idź – powycieramy na postoju. No tak jakbym to ja zostawiła niezakręcony termos z herbatą w przyczepie to Matiego: ”nie jest tak źle”, na pewno zmieniłoby się w ”maaasaaakraaa” ;( Chwilowo jedziemy pod tą pierwszą chmurą, czyli pod tą, z której nie pada. Widoki przepiękne….
Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Szukamy miejsca do zrzucenia chemicznej toalety. Nie ma. Ale za to okazuje się, że urwał się nam amortyzator z przyczepy. Może by tak przestać się zatrzymywać na stacjach. Co się zatrzymamy, to odkrywamy nową awarię… Nic, póki co jedziemy dalej. Mati spróbuje coś pokombinować na postoju..
Dojeżdżamy do Ballstad i szukając bazy nurkowej natrafiamy na suszące się ryby. Zapach jest okropny, ale są podobno smaczne.

W bazie nurkowej przyjmuje nas bardzo sympatyczna dziewczyna ze swoim synkiem. Niestety okazuje się, że jest drożej niż zrozumieliśmy z przewodnika. Myśleliśmy, że 550 koron za dwa nurkowania a tu okazuje się, że za jedno… Za dwa – 1000 koron, czyli 500 złotych. Dobrze, że Mati ma sprzęt, bo Marcin musi jeszcze zapłacić dodatkowo 350 koron za wypożyczenie sprzętu. Mateo decyduje się na jedno nurkowanie jutro o godz. 12.30.
Dowiadujemy się tam również o trzech fajnych miejscach do biwakowania na dziko.
Pani nawet nam zaproponowała, żeby przyjechać na snorkeling wieczorem, jak będzie przypływ. Da nam nawet za darmo pianki. Zobaczymy jak daleko od bazy uda nam się znaleźć miejsce i jakie będzie.
Dziękujemy i jedziemy szukać miejsca na nocleg. Strzałki póki co jeszcze nic nie znalazły. Może nam się uda. Dwa pierwsze nie nadają się do biwakowania. Jedziemy dalej i wpadamy przyczepą w ścieżkę dla pieszych… Nie powiem, że mamy to w zwyczaju robić, ale już się nam zdarzało… Dojeżdżamy pod jakąś górę i trzeba całą drogę wycofywać. Mati daje radę, ale nie jest łatwo. Zza góry wychodzą dwie Norweżki. Pytamy o fajne miejsce na nocleg. Mówią o Utakleiv z piękną białą plażą nad oceanem. Jedną rano pożegnałam a już jadę na drugą :D Norweżki są super. Mówią, że trzeba się kierować na miejscowość Flessa i za mostem w prawo. W końcu postanawiają nas tam zaprowadzić. Jedziemy za Norweżkami prawie na samo miejsce. Różnie mówią o mieszkańcach Skandynawii, ale my trafiamy tylko na tych fantastycznych. Otwartych, radosnych, chętnych do pomocy. Naprawdę uwielbiam Skandynawię :)
Żegnamy się wesoło z Norweżkami i jedziemy prosto nad ocean. Trochę się boję, że będzie tak wietrznie jak w poprzednim miejscu, ale okazuje się, że to przeurocza zatoczka schowana między górami. Woda jest przepięknie przejrzysta i turkusowa. Świeci słońce. Jest cudnie.

W przewodniku przeczytaliśmy, że plaża na której jesteśmy wg tygodnika the Times w roku 2010 zdobyła tytuł najbardziej romantycznej plaży na świecie. Jest naprawdę przepiękna :)

Kuba od razu biegnie na plażę, baraszkować na brzegu morza :)

Niestety na parkingu zakaz campingowania. Stajemy troszkę z boku – niby poza parkingiem. Powinno być dobrze.
Strzały nas informują, że dojadą do dwóch godzin. Łowią śledzie :) Super. Piszę im, że myśmy zorganizowali nurkowanie i znaleźliśmy miejsce na nocleg, więc oni niech zadbają o kolację ;D Mati sprawdza amortyzator, próbuje naprawić tłukąc młotkiem. No, nie wiem… Ale się nie znam.

Potem dzwoni do serwisu. Mówią nam, że mamy się nie przejmować. Są podobno wersje Hobby, wypuszczane bez amortyzatorów. No to ok :)
Pędzimy do wody. Tylko Kasia rezygnuje. Czeka na swoje towarzystwo tj. Zośkę i Michała. :)
Woda oczywiście przecudnie ”gorąca inaczej” jakby powiedział nasz Bosman Sokrates. Pluskamy się, ja pływam z rurką. Ciepłotę wody określamy w czasie jaki w niej wytrzymujemy. Tym razem ok. 5minut :D Jesteśmy bohaterami. Norwedzy naokoło w czapkach i kurtkach. Przyglądają się nam jak przybyszom z kosmosu. UFO, czy co??? Takie pytanie widać w ich oczach :D

Dojeżdżają Strzały. Niestety kolacji nie złowili. Rozbijają się koło nas. Nasza ekipa znowu w komplecie…
Filip, Kasia i Kuba grają w Metropolii. Kuba przegrywa i oczywiście wyje wniebogłosy. W naszej rodzince codziennie ktoś musi wyć. Jak nie mama na strasznej górze, to Kuba po przegranej grze ;D
Obiad – ryż z mięsem marki Pikok i cukinią. Mati pichci same pyszności :)
Ja opisuję nasz dzionek i grzeję się po kąpieli przy kawce pod kocykiem :)
Filip postanawia znowu rozłożyć swój ukochany namiocik, żeby nie męczyć się w przyczepie z Kaśką i Kubą na jednym łóżku. Uwielbia spać pod namiotem.

Strzałki też się kąpią. Nawet Marcin, który nie przepada za lodowatymi wodami Skandynawii :)
Po ogrzaniu się idziemy na piękny spacer wzdłuż zatoki, za wzgórza.

Droga, którą idziemy jest otwierana dopiero 1 kwietnia. Strome zbocza są pokryte granitowymi głazami i kamieniami. Na zboczach jest pełno pasących się owiec. Wszędzie słychać beeee, beeee, beeee :D

Mati próbuje zagadać, ale jakoś owieczki nie chcą gadać z tym Baranem ;D

Widoki są niesamowite, a słońce zza chmur daje super światło dla zdjęć…

Na skalnych zboczach góry woda namalowała obraz twarzy człowieka.
Dzieciaki wspinają się na skały… Patrząc na chłopaków mamy niezbity dowód, że kiedyś zeszliśmy z drzewa… Przynajmniej mężczyźni ;D

Kuba przy pomocy taty też daje radę :)

Pod skałami jest coś na kształt małej jaskini ze stolikiem i miejscem do ew. przyrządzenia posiłku. Można by urządzić piknik pod wiszącą skałą ;)

Wracamy. Z powrotem prowadzą nas wesołe owieczki.

Nad zatoką zaczynają polować orły. Niestety mam założoną kitówkę a nie teleobiektyw i nie mogę zrobić dobrego zdjęcia :( A są przepiękne
Obserwujemy też mewę, której udało się upolować jakąś dużą rybę. Walczy z nią ok. pięciu minut trzymając w szponach i szarpiąc dziobem. Zdobycz na koniec jednak się jej wyrywa i mewa musi odlecieć z niczym. Tak to w życiu bywa – mierz siły na zamiary… Widowisko było super, ale niestety brak teleobiektywu sprawił, że nie mogłam tego sfotografować. Mewa została bez kolacji, ale ryba pewnie też nie jest w najlepszej kondycji.
Mży, świeci słońce i znowu tęcza.. To jest kraj gór, fiordów, otwartego oceanu, słońca, deszczu i przepięknych tęcz :)

Ponieważ zatrzymaliśmy się w miejscu z zakazem campingowania,

to jesteśmy trochę zaskoczeni widokiem, który zastaliśmy po powrocie ze spaceru (????) Campingujemy z całkiem sporym towarzystwem :D

Słońce złoci szczyty i wydobywa kształt wielkiego, śpiącego jaszczura…

I jakby złote miasto na zboczu wzgórza, którego widok cofa moje myśli do czasów Azteków…

Jesteśmy dzisiaj bardzo zmęczeni, więc za przykładem jaszczura idziemy spać… pomimo tego, że na dworze nadal jest całkiem jasno. Godzina 23.30. Dobranoc :)

Powrót do spisu treści

Komentarze

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *