LatoPodróżeRodzinaSkandynawia

Skandynawia- rok 2014. Szwecja - kraina jezior i reniferów. Norwegia - kraj gór, wielorybów i białych plaż dalekiej północy. Lofoty.

1003.2019
Powrót do spisu treści

Rozdział XXVI
Pożegnanie.

Pierwszy postój, po pierwszym naszym przypłynięciu do Skandynawii w 2012 roku był właśnie w Malmo. Tam też pierwszy raz wskoczyliśmy do krystalicznie czystej wody po tej stronie Bałtyku. Dzisiaj wróciliśmy na ten pomost.

Woda ma nadal trzy gwiazdki, czyli najwyższy stopień czystości. Niestety morze jest za bardzo rozfalowane, żeby móc się wykąpać.

Więc tylko jeszcze raz patrzymy jak wieczorną porą srebrzy się w oddali most ze Szwecji do Dani. Dwa lata temu tak samo nas zachwycił…

Jeszcze jedno spojrzenie na piękny wieżowiec w kształcie żagla…

Żegnamy mewę lecącą nad naszymi głowami…

Nasza podróż po Skandynawii zatoczyła koło…

Każda z naszych wypraw do Skandynawii była zupełnie inna. Pierwsza, dwa lata temu podążała zachodnim wybrzeżem Szwecji, a potem Norwegii. Na pewno była trudniejsza i bardziej monumentalna. Przepastne fiordy, wypiętrzające się skały, wodospad za wodospadem i lodowiec za lodowcem. Poprzednio dojechaliśmy niżej, bo do Alesund i drogi Trolli. To była przepiękna, przytłaczająca swoją monumentalnością i pięknem wyprawa. Tym razem pojechaliśmy Szwecją, aż na Lofoty. Dalej na północ, ale mniej monumentalności, lodowców i wysokości. Ta część Skandynawii jest jakże inna, a jednak tak samo zapierająca dech w piersiach. Przestrzenie, lasy i jeziora Szwecji, ze swoimi darami w postaci jagód, malin i grzybów. Cielakowate renifery :) Księżycowy krajobraz koła podbiegunowego. A potem przepiękny archipelag Lofotów. Tutaj już skaliste góry, piękne białe plaże nad oceanem, bogate podwodne życie w fiordach, słońce, wiatr, deszcz z co drugiej chmury ;), tęcze i najpiękniejsza jaką w życiu widziałam gra świateł… Nasze szczęście dopełniły również dwa wieloryby żerujące w czasie przypływu w fiordzie, z gracją wynurzające się z oceanicznej wody i doprowadzające Dorotkę do pełnego szczęścia szlochu a nam robiąc co nieco wilgotne oczy. Marcinowi natomiast na wędkę napędzając stadko śledzi :)

Jadąc tym razem przez Skandynawię chłonęliśmy znowu jej piękno a ja w sercu, pomimo całego zachwytu tęskniłam za moimi lodowcami. I na sam koniec wyprawy, gdy już traciłam nadzieję, że zobaczę jakikolwiek dotarliśmy do najpiękniejszego lodowca jaki widziałam….

W czasie naszej podróży było dużo radości, zachwytu, miłości do dzieci, siebie nawzajem, poczucia wspólnoty przeżywania z przyjaciółmi i wszechogarniającego szczęścia, które nas wypełniało w tym pięknym miejscu na świecie. Były też chwile olbrzymiego zmęczenia, kłótni, marudzenia, kontuzji, bólu i łez. Cóż bez tych dwóch stron życie nie byłoby pełne….

Wracamy do domu bardzo zmęczeni i bardzo szczęśliwi a nasze poznawanie Skandynawii dobiegło póki co końca… Myślę, że trochę ją poznaliśmy i od tych pięknych, i od tych trudnych stron…

Jeszcze jedna herbata z przyjaciółmi przed promem. Jeszcze jedna łza posłana w stronę szwedzkiego wybrzeża czarną nocą. Jest 23.30. Kolacja na promie. Po jednej małej whisky przed snem – Marcin wywiązał się z zakładu z Matim ;) . Trudna noc na morzu, bo nie mamy kajut. Śpimy na fotelach i podłodze. Jest bardzo duszno…

Świt. Idę na pokład, żeby o wschodzie słońca powitać Polskę.

Żegnaj Skandynawio… Czas do domu…

I znowu jestem szczęśliwa, bo z najdalszej podróży dobrze jest wrócić do domu. Kotów, psa, kanapy i swojego ogródka…. :)

Powrót do spisu treści

Komentarze

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *