LatoPodróżeRodzinaSkandynawia

Skandynawia - rok 2012. Norwegia. Szwecja. Fiordy, Droga Trolli, pierwsze spotkanie z białymi plażami i to co najpiękniejsze - lodowce... :)

903.2019
Powrót do spisu treści

Rozdział VIII
Dach Norwegii. Pośród lodowców.

Z Dalsnibby drogą 15 (czerwona) jedziemy do Lom. Tam skręcamy w żółtą drogę nr 55 – Sognefjell, która jest nazywana drogą przez dach Norwegii. Jest to najwyżej położony szlak drogowy w Skandynawii który wspina się na 1434 m n .p. m.

Przy drodze rozciągają się jeziora lodowcowe. Zatrzymujemy się i wysiadamy z auta. Jesteśmy sami. Żadnych aut. Tylko my i wszechogarniająca cisza. Patrzymy i milczymy. Chwila jest magiczna.

A potem już tylko brykanie po śniegu… :)

Którego jak na środek lata jest całkiem sporo.

Jedziemy dalej. Jest naprawdę przepięknie…

Znowu wysiadamy z auta. Jest tak pięknie, że chcemy jeszcze chwilę tutaj pobyć. Filip oczywiście znajduje kawałek arcywygodnego miejsca dla siebie;) Wygląda jak medytujący mnich :)

Słońce świeci coraz mocniej. Droga prowadzi w dół. Znika śnieg. Robi się ciepło, właściwie gorąco – jest z 16ºC. Zatrzymujemy się nad rzeką lodowcową, która zaprasza nas na kąpiel.

Woda jest białawo-turkusowa i lodowata. Nie szkodzi. Nawet Kuba ochoczo biegnie do wody. Rośnie nam mały morsik ;)

No i fajnie jest się pobawić z bratem…

Słoneczko przygrzewa. Czujemy się fantastycznie :)

Czas na szklaneczkę winka, książeczkę i pełny relaks w słońcu :) Temperatura powietrza poszła jeszcze w górę – jest cudownie :)

Powoli słońce zaczyna chować się za górami, a my postanawiamy ruszać dalej.

Droga wspina się w górę i dojeżdżamy do Krossbu. Za Krossbu widać już tylko ośnieżone szczyty Jotunheimen, które przepięknie lśnią w promieniach popołudniowego słońca…

Chcemy się zatrzymać na nocleg. Przy drodze są zatoczki a w każdej z nich jeden camper – zatoczki są duże, tak na trzy do pięciu camperów, ale ja tak się przyzwyczaiłam do nieobecności ludzi w naszym otoczeniu, że chcę znaleźć zatoczkę tylko dla nas. No i nie znajdujemy :(

W konsekwencji zjeżdżamy na dół. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie zatrzymaliśmy się. A Mati nie chce zawrócić. Prawie płaczę, ale mój mąż jest nieugięty.

Zjeżdżamy bardzo stromą drogą w dół (droga na mapie zaznaczona jest jako brązowa- cokolwiek miałoby to oznaczać – w legendzie naszej mapy takie drogi są nie opisane) z Oscarshaug do Ovre Ardal. Jedziemy wśród coraz bardziej zielonych gór. Po drodze zaczyna palić nam się hamulec najazdowy w przyczepie. Z kół ostro się dymi i musimy co chwilę przerywać jazdę, żeby chłodzić . Wykorzystujemy ten czas na podziwianie widoków i moje rozpaczanie, że nie zatrzymaliśmy się na lodowcu wśród innych camperów…

Z Over Ardal kierujemy się biegnącą nad samym Ardalsfjorden, poprzecinaną tunelami drogą 53 (żółta) aż do Fodnes, gdzie spotykamy znowu sympatycznego Polaka, który pracuje na stałe w Norwegii i mówi nam o przepięknym lodowcu w okolicy. Okazuje się, że on mieszkając w Norwegii czekał od początku lata na taką pogodę, żeby móc w słońcu zobaczyć ten lodowiec. A my przyjeżdżamy sobie z Polski na dwa i pół tygodnia, no i mamy jak na zamówienie. Śmiejemy się, jeszcze chwilę rozmawiamy. Żegnamy się. Mati próbuje jeszcze złowić przy moście jakąś rybę, ale nic nie bierze. Wsiadamy w auto i wg wskazówek naszego krajana jedziemy na lodowiec. Docieramy ciemną nocą. Po drodze mijamy tylko dziwnie przyglądające się nam, leżące na poboczu drogi rozespane krowy.

04.08.2012, sobota

Ranek wita nas znowu pięknym słońcem. Wychodzimy z przyczepy widok zapiera nam dech w piersiach. Jesteśmy w Hornshytta na wysokości 1306 m n.p.m. i rozpościera się przed nami panorama na masyw Vassbygda.

Patrzę na piękne słońce i postanawiam dobudzić dzieciaki, które śpią jak susły…

Co niektórzy tego poranka mają problem z dobrym humorem ;)

Chyba potrzebujemy jeszcze parę chwil na ,,dociągnięcie pępka” :)

I już po chwili nasz mały marudek nabiera chęci do brykania :)

Jemy śniadanie. W takim otoczeniu chleb, mielonka z puszki i pomidor (jeszcze z Polski) smakują jak królewska uczta…

Kuba buduje kolejnego stoneman’a.

I ruszamy na spacer po lodowcu.

Towarzyszą nam owieczki :D

Już nie żałuję, że nie spaliśmy na poprzednim. Ten jest równie piękny…

Zdobywamy jedno ze wzniesień

A wracając urządzamy sobie zjazdy saneczkowe… Na reklamówkach ;)

i ogólne turlanie się… :D

Śnieg jest super, a słońce grzeje na całego. Mati przypala sobie karczek – wieczorem będzie płakał… ;)

Do przyczepy odprowadzają nas owieczki.

Po powrocie idziemy wykąpać się pod wodospad.

Woda spada na nas z ok. 80 metrów.

Filip wchodzi pod wodospad w miejscu, gdzie woda spada z największym impetem. Krzyczy, że wbijają mu się igiełki lodu w ramiona… Hardcore :D

Jest super :)

Kasia myje głowę w jeziorze lodowcowym.

Nie ma szczęśliwej miny… Woda jest lodowata i na dodatek nie można użyć szamponu ;)

Jeszcze raz patrzymy na nasz prysznic. Jest wspaniały. Szkoda, że nie można go zabrać do ogródka…

Wracamy pełni energii, wykąpani i w świetnych nastrojach… Kasiek tylko trochę pod noskiem marudzi na warunki kąpieli, ale tylko troszkę :)

Czas ruszać dalej…

Powrót do spisu treści

Komentarze

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *