Rozdział V
Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa.
Ponieważ dwa ostatnie dni były trudne i nie mamy z Matim między sobą zbyt dobrej atmosfery, chcąc załagodzić mój mąż zaprasza mnie na małego drinka do kawiarni na terenie campingu. Bez dzieci. Trudno jest jednak po okresie spiętrzeń problemów począwszy od stresu związanego z pracą, poprzez małą ilość czasu dla siebie od dawna, na mniejszych lub większych zawalonych bzdurach domowych skończywszy tak od razu przejść do romantycznego wieczoru we dwoje… Kłócimy się oczywiście całego. Ja płaczę, że chcę jeszcze motyli w brzuchu i odrobinę romantyczności w naszym życiu. Mati mówi, że nie ma mowy o romantyczności jeżeli ciągle się czepiam. Ja na to jak się nie czepiać, jeżeli wszystko odkłada na później a potem zapomina i jest zawalone. A w dodatku jak się nie czepiam to niestety mój mąż też nie bardzo dba o moje motyle. Chcę być przytulana, całowana, dostać raz na jakiś czas kwiatka, wyskoczyć gdzieś we dwójkę, przegadać cały wieczór, zostać wziętą za włosy do jaskini, czuć, że jestem jego… A nie: idziemy na górę? – a potem czekać pół godziny, aż Pan Mąż się zjawi… Na wszystko trzeba czekać od garderoby, pergoli począwszy a na miłym wieczorze we dwoje skończywszy. No to ja się napinam, mój mąż się napina w konsekwencji, co powoduje wzrost mojego napięcia i katastrofa murowana. A gdzieee mooojeee moootyyyleee!!! Ja ich potrzebuję do istnienia!!! Mam ochotę uciec!!! Siedzimy na plaży, płaczę na całego i w końcu uciekam – mówiąc, że jest ze mną nieszczęśliwy. Jak to zwykle w takich przypadkach damsko-męskich bywa ;) Oczywiście po chwili już wiem, że się na tym ogromnym campingu zgubiłam. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Dzwoni Mati, żebym wróciła ( no właśnie zamiast gonić ukochaną – to po prostu wracaj…) Beczę, że się zgubiłam. Na całe szczęście dochodzę do recepcji i dzwonię Matiemu, gdzie jestem. Mogę nie trafić do naszej przyczepy a w końcu to on zadzwonił pierwszy ;)
Po jakiś pięciu minutach idzie MÓJ MĄŻ – może nie galopuje na białym rumaku, ale zawsze… Przytula mnie i bierze do knajpki. Pani kelnerka wydaje się lekko nietrzeźwa i zupełnie nie rozumie tego co mówimy ( to tak, żeby było romantyczniej ;) ) Idziemy dalej, w końcu na naszej plaży słyszymy chłopaka, który w małej kafejce gra na gitarze i śpiewa. Zostajemy. Mamy przytulny stolik pod drzewami, jest świeczka z migocącym światłem. Ja piję gin z tonikiem, Mati małą wódkę z colą. Powinno być lepiej, ale we mnie tego żalu z powodu braku motylowego trzepotania tyle narosło, że nie daję rady. No to ryczę dalej – jak to ja ;(
Nie dochodzimy z Matim do pełnego zrozumienia siebie wzajemnie, ale tak to już jest. W końcu ”kobiety są z Wenus, mężczyźni z Marsa” a spotykają się na planecie Ziemia. I jak się tu dogadać??? Cały wieczór niezbyt udany. Czasami i takie są potrzebne we wspólnym istnieniu kobiety z mężczyzną, i mężczyzny z kobietą. Pod warunkiem, że coś za sobą niosą na dłużej niż do pierwszej ”zabawy w ulu”. Grypsowanie ze względu na dzieci ;)
Zasypiamy przytuleni…
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!