LatoNaturaNowa ZelandiaPodróże

Nowa Zelandia – Urodziny na Antypodach…

1107.2019
Powrót do spisu treści

10 dzień – Wyspa Motuara. Molborough Sounds.
Ptasi raj, motorówkowe szaleństwa i zabawa z foką 😃

09. 04. 2019, wtorek

Poranek jak zwykle – kawa, śniadanko, pisanie bloga. Pan Mąż robi… Co robi Pan Mąż o godzinie 6.30 rano?… Jak myślicie?… Pan Mąż robi sos tatarski 😯 Matiemu sprawia dużą przyjemność gotowanie na wyjazdach. Lubi takie ”harcerskie” gotowanie. Ale sos tatarski?… Nie żebym nie chciała zjeść, tylko…. Nikt by mnie nie zmusił do krojenia rano cebuli, ogórków i robienia sosu tatarskiego 😉😀 Jedząc go później, mogę tylko powiedzieć – mniam. I cieszyć się, że są tacy, którym się chce 😊

A ja to ładnie w naszej nowozelandzkiej opowieści zaznaczę, żeby wnuki kiedyś przeczytały – jak Dziadek Mateusz o Babcię Sabinkę dbał 😃

Jeszcze przed śniadaniem idę zobaczyć na keję jaka jest pogoda. Na pewno bezwietrzna, natomiast póki co – również ”bezwidoczna” 😯😉

Ale taka mgła o poranku zapowiada piękną pogodę później – więc się nie martwię… Witam się z mewami czerwonodziobymi – dorosłą

Mewa czerwonodzioba (Chroicocephalus novaehollandiae)

i młodą.

Mewa czerwonodzioba (Chroicocephalus novaehollandiae)

Jest zimno, także biegnę do naszego ciepłego domku na kółkach.

Po śniadaniu już tylko chwila na zapoznanie się z łodzią. Oto nasza limuzyna 😊 Proszę nie patrzeć na drugi plan – nasze cacuszko stoi na pierwszym 😉😀

Ale silnik ma niczego sobie – całe 150 koników 😃

Czyż Pan Mąż nie mógłby dostać roli w filmie ”Czterej pancerni i pies”? 😉😃

No i czas na wypłynięcie. Nasza łódka stoi już w pełnym słońcu, ale niech to nikogo nie zmyli. Widok na morze zmienił się tylko nieznacznie, chociaż widać, że mgła zaczyna się odrobinę rozpraszać. Póki co z naciskiem na – odrobinę…

Ja wolałabym poczekać na lepszą widoczność, ale wtedy moglibyśmy mieć problem z odpowiednią ilością czasu na wyspie Motuara, gdzie znajduje się rezerwat ptaków. Po pierwsze trzeba tam dopłynąć, po drugie trzeba opuścić wyspę około godziny 13.00, ze względu na zrywający się o tej godzinie przy wyspie wiatr, który może spowodować kłopoty z odejściem od kei. A dobrze byłoby mieć w raju dla ptaków czas na i pobycie, i ptasie fotopolowanie. Dlatego wypływamy pomimo mgły.

Wypływając mamy wrażenie, że mgła się rozprasza.

Ale tylko przez chwilę. Gdy zostawiamy marinę za sobą, znowu otula nas gęsta mgła.

Praktycznie nic nie widać 😯 Dobrze, że mamy mapę z nawigacją.

Musimy uważać, żeby nie dostać się na tor płynącego promu. Obserwujemy uważnie otoczenie. Płyniemy nie za szybko. W okolicy promowego traktu przepływamy bliżej wysp. Prom faktycznie wyłania się z mgły i gdyby nie brak żagli – to mógłby przywodzić na myśl ”Czarną perłę” z ”Piratów z Karaibów” – ”Na nieznanych wodach” 😀

W końcu jednak mgła się rozprasza

i wraz z jej zniknięciem zabawa na morzu staje się fantastyczna, a widoki na Malborough Sounds – przepiękne.

Dopływamy na Wyspę Motuara.

Cumujemy przy kei bez większych problemów. Tutaj brawa dla Pana Męża, no i trochę dla mnie – bo się odpowiednio z odbijaczami i cumami ogarniam 😃

A potem już tylko aparat w dłoń i można zanurzyć się w gąszcz przepięknej w tym miejscu roślinności. Szlak prowadzi pod górę. Jest cieniście i czujmy się trochę jak w buszu.

Opłacało się wypłynąć podczas mgły, ponieważ jeszcze nikt inny do wyspy nie dopłynął. Jesteśmy tutaj zupełnie sami. My i świergot ptaków. Niesamowite wrażenie. Odwracam się na chwilę do tyłu i widzę na gałęzi ptaka, który wyśpiewuje prawdziwą arię treli. Wygląda jak piękny tenor na scenie ptasiej opery… To dzwon nowozelandzki z gatunku szmaragdowców. Gatunek endemiczny dla Nowej Zelandii.

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Kapitan Cook, który jako drugi Europejczyk ujrzał ląd Nowej Zelandii (pierwszym był Abel Tasman), słysząc te ptaszki napisał ”wydawało się, że są jak małe dzwoneczki najdelikatniej dostrojone…”

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

I gdy stoję słuchając pięknych treli roznoszących się po całej wyspie, muszę zgodzić się z kapitanem Cookiem – to cała symfonia grana przez cudnie brzmiące dzwoneczki… 😊

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Idziemy cichutko, raz na jakiś czas tylko wymieniając jakieś zdanie szeptem i już za chwilę mamy pierwsze, naprawdę bliskie, ptasio-człowiecze spotkanie. Przy ścieżce stoi sobie i z ciekawością się nam przygląda śliczny, malutki skalinek białoczelny 😊

Skalinek białoczelny (Petroica australis)

Robimy ptaszkowi całą sesję fotograficzną, a on wydaje się być naszym zainteresowaniem absolutnie zachwycony 😃

Skalinek białoczelny (Petroica australis)

Jest cudny. Śmiesznie podskakując zbliża się do nas praktycznie na 30 centymetrów. Powoduje to, że ja mając teleobiektyw muszę się wycofać, żeby małemu modelowi parę fotek zrobić…

Skalinek białoczelny (Petroica australis)

Skalinek białoczelny (Petroica australis)

Kończymy skalinkową sesję. Uśmiecham się do ptaszka, on uśmiecha się oczkami do mnie i idziemy dalej w górę. Spotykamy jeszcze parę skalinków białoczelnych, ale żaden z nich nie jest już taki odważny i ciekawski. Jeden wyjada smakołyki ze ściółki.

Drugi chowa się w cieniu.

A jeszcze inne skaczą po gałęziach. Śliczne są te skalinki… Jestem nimi absolutnie oczarowana 😊

Powoli wspinamy się pod górę. Pomiędzy drzewami widać turkus wody Morza Tasmańskiego.

Na samym szczycie wyspy Motuara jest platforma, z której roztacza się przepiękny widok na Marlborough Sounds.

W pewnym momencie światło rozszczepia się w wilgoci koron drzew, malując na nich tęczę…

Chwilę się na tym widoku zawieszamy…

Jeszcze spojrzenie na piękno widzianych z góry drzew.

I wracamy. Zbliża się godzina 13.00 – nie chcemy ryzykować trudności z odpłynięciem od kei. Tym bardziej, że każde zadrapanie na łodzi może nas słono kosztować. Na rzecz ewentualnych uszkodzeń, wypożyczalnia zamraża na Twojej karcie kredytowej 3000 dolarów…

Wracając trochę fotografuję roślinność – paprocie i porosty ścielące się na zboczach po obu stronach ścieżki,

Chrobotek reniferowy (Cladonia rangiferina)

I moje ulubione paprocie drzewiaste – niezwykle tutaj piękne.

Paproć drzewiasta (Cyathea medullaris)

W pewnym momencie zauważam znowu naszego trelowego mistrza – dzwona nowozelandzkiego. Jest ładny z tym swoim oliwkowym upierzeniem i kremowymi wąsami…

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Natomiast nie jest tak przyjacielski jak skalinek. Trudno go sfotografować, ponieważ chowa się wysoko w koronach drzew, zajadając pyszne czerwone owoce – późno owocujących drzew

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

i przy najmniejszym szeleście odlatuje… Jeżeli przerywa mu się jedzenie, to przysiadając na gałęziach w oddali, znowu wyśpiewuje swoje dzwoneczkowe trele…

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Dzwon nowozelandzki (Anthornis melanura). Szmaragdowiec (Anthornis)

Gdy jesteśmy już niedaleko kei, słyszymy głosy, które absolutnie ptasich treli nie przypominają… Dopłynęła kajakami do wyspy grupa z przewodnikiem. Nie jest duża, ponieważ tylko sześcioosobowa, ale hałasu robią za dwa razy tyle. Jeszcze raz się przekonujemy, że warto było przypłynąć wcześniej…

Kończymy naszą wędrówkę po wyspie Motuara – ptasim raju…

Nie spotykamy kiwi, czy pingwinów, ale i tak było cudnie. Robię sobie jeszcze w głowie i emocjach stop klatki z tego pięknego miejsca. A na koniec, jak wisienkę na torcie, fotografuję wachlarzówkę.

Wachlarzówka posępna (Rhipudura fuliginosa)

Jest śliczna i pokazuje całemu światu, że zdaje sobie z tego sprawę – pusząc się i pokazując swój piękny pióropusz ogona… 😃

Wachlarzówka posępna (Rhipudura fuliginosa)

Tylko dlaczego człowieki nazwali ją posępną?… 🤔 Nie wygląda wcale, jakby cierpiała na brak humoru 😉 Skacze sobie wesoło z gałązki na gałązkę i ciekawie się nam przygląda… Ale podejść bliżej nie pozwala – wtedy zaraz ucieka. Tak, tylko Pan Skalinek, miał ochotę na dłuższą pogawędką z nami… 😃

Wracamy na łódź. Wiatr się faktycznie wzmógł i do tego rozpoczął się odpływ. Nasza motorówka co nieco zawisła na cumach 😯 Na temat odpływu około godziny 13.00 nikt nas nie uprzedził. Na całe szczęście łódka była dobrze zabezpieczona odbijaczami i się nie porysowała. Odbijamy od pomostu, żegnamy ptasią wyspę i płyniemy dalej w stronę pięknych zatoczek Morza Tasmańskiego.

Jest cudna pogoda. Nasza mała motorówka dzielnie skacze po małych falach.

Ja na całe szczęście nie odczuwam żadnej choroby morskiej. Do niej potrzebuję wysokich, długich fal. A tutaj mamy po prostu świetną zabawę… Pan Mąż bawi się płynięciem po falach,

a ja bawię się fotografowaniem mew i piękna otaczającego nas świata…

Mewa południowa (Larus dominicanus)

Mewa południowa (Larus dominicanus)

W pewnym momencie Mati mówi – spróbuj sobie. Ok. Biorę koło sterowe i płynę…

Fajnie. Ale tylko przez chwilę. Po paru minutach stwierdzam, że to jednak co nieco nudne zajęcie i oddaję ster we właściwsze ręce 😉😃 Ja wolę zdecydowanie bardziej w rękach trzymać moją ”lufę” i polować na piękne obrazy… Zresztą jakiś podział ról musi przecież być 

I tak Pan Mąż prowadzi łódź, a ja strzelam fotki 😀

Na spokojnie falującym morzu kołysze się mewa czarnodzioba, a woda pięknie migoce w słońcu…

Mewa czarnodzioba (Chroicocephalus bulleri)

I jak się okazuje, wróciłam do mojego ukochanego aparatu w odpowiednim momencie, ponieważ nagle, w oddali, widzę szybko lecącego głuptaka australijskiego.

Głuptak australijski (Morus serrator)

Nie udaje mi się z powodu odległości zrobić ostrego zdjęcia, ale gatunek do kolekcji mam 😊

Płyniemy w stronę zatoki, gdzie wg miejscowych powinny być delfiny.

W pewnym momencie widzę – są. A właściwie jest – jeden delfin, który co chwilę wyskakuje z wody 😃

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Podpływamy i… I nasz delfin okazuje się być śliczną foką, która jak nas zobaczyła zaczęła brykać na całego 😃

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Łącznie z klaskaniem… 😯😃

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Jest cudna. Skacze, znika pod wodą, znowu skacze.

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Foka pospolita (Phoca vitulina)

I większość czasu spędza do góry brzuchem, a śmiejąc się otwartą paszczą parska jak źrebak 😃

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Spędzamy z nią jakieś pół godzinki i nie uwierzycie… Gdy odpływamy macha nam na pożegnanie i znika pod wodą.

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Mówię do Matiego – zawróć jeszcze. Może uda mi się sfotografować jej oczy. Ale foka już się z nami pożegnała i więcej się nie pojawiła.

To było dla nas fantastyczne i wzruszające focze pół godziny… 😊

A radość widoczna u foki, to że bawi się bo chce, a nie bo ktoś w danym momencie tego od niej wymaga – pokazuje nam piękno bycia wolnym. Niech nikt nie wierzy w szczęście zwierząt w ZOO, czy oceanariach. Foki, delfiny, orki i inne zwierzaki są tam po prostu w niewoli i takiego prawdziwego szczęścia w ich oczach, czy zachowaniu – nie znajdziecie. Ponieważ nawet jeżeli brzuchy są pełne, a wybiegi duże – to niewola pozostaje zawsze niewolą… Nikt z nas nie chciałby czasu spędzać w więzieniu, nawet jeżeli byłoby to najbardziej luksusowe więzienie na świecie…

Ten wyraz oczu, czy niewymuszonego zachowania u zwierząt na wolności jest zawsze inny. Takie samo uczucie miałam przy spotkaniu z żubrami na bieszczadzkich polanach – to zupełnie inne zwierzęta, niż te przetrzymywane w żubrowych zagrodach… Od zwierząt spotykanych w ich naturalnym środowisku wolność, aż krzyczy. Dokładnie tak samo jak krzyczy od zwierząt w niewoli – brak wolności…

Dlatego pokazuję ten uśmiech foczej wolności. W jednym z komentarzy na Instagramie @robert.remisz napisał – ”Żyć na wolności… Kiedyś norma, ale nie dziś… Super, że taka radosna” I z tym komentarzem Was zostawię…

Foka pospolita (Phoca vitulina)

Zbliża się godzina 16.00. Musimy wracać – łódź trzeba oddać do godz. 16.30. Przedtem musimy zatankować w marinie. Jeszcze 20 minut pływamy, licząc na delfiny. Ja jestem tak zachwycona czasem spędzonym z foką, że już nie bardzo nawet czekam na to delfinie spotkanie. Nauczona latami fotografowania natury wiem, że nie ma nic na zawołanie i że trzeba cieszyć się z tego, co w danym momencie Pani Natura Ci odsłania ze swojego świata oraz nie żądać za wiele… Natomiast Pan Mąż ma niedosyt – bardzo chciał zobaczyć jeszcze dzisiaj delfiny. Najlepiej takie brykające. Jednego widzieliśmy, ale przez krótką chwilę – bez szans na zdjęcie. Jednak delfinia powtórka już się nam dzisiaj nie przydarza. Za to słońce przepięknie migoce popołudniowym światłem na spokojnych wodach Malborough Sounds.

Jeszcze dwa ptasie kadry na pożegnanie tych pięknych zatok Morza Tasmańskiego.

Burzyk szary (Ardenna grisea)

Mewa południowa (Larus dominicanus)

I wracamy do portu.

Wywołujemy przez radio człowieka z wypożyczalni łodzi. Tankownie – i tutaj jesteśmy zaskoczeni. Nowa Zelandia to kraj, gdzie niezwykle dbają o czystość i środowisko. Wszędzie są toalety. I wszędzie są one za darmo. Śmieci musisz wozić ze sobą. Możesz je wyrzucić tylko w miejscach wyznaczonych – niestety tych miejsc nie ma za dużo i trzeba śmieci trzymać w jednym miejscu w kamperze, dopóki takiego miejsca nie znajdziesz. Są miejsca do zrzutu brudnej wody i toalet. Nie może woda ze zmywania, czy mycia wyciekać z kampera na trawę – wszystkie zbiorniki są szczelne. Natomiast Pan Łodziowy tankując motorówkę trzy razy pozwala na to, żeby pistolet wyskoczył z wlewu paliwowego i żeby benzyna lała się do wody. Przy czym w ogóle się tym nie przejął… Masakra. Tutaj jesteśmy oburzeni… Nie możesz wylać wody z mydłem na trawę, ale benzynę do morza możesz?… Miejmy nadzieję, że to jakiś odosobniony przypadek nieogarnięcia się…

Po tankowaniu zdajemy łódź. Nie mamy z tym żadnych problemów.

Jemy co nieco w kamperze i przed ruszeniem w dalszą drogę postanawiamy się wykąpać w marinie. Idziemy i widzimy, że nasza łódź jest wyciągnięta na brzeg i dokładnie oglądana przez dwóch ludzi. Mówię do Pana Męża, żeby poszedł się spytać, czy wszystko jest ok – żebyśmy potem nie byli zaskoczeni wynikiem oględzin, który się odzwierciedli uszczupleniem naszej karty kredytowej, na której przy wypożyczeniu, jak wspominałam już wcześniej, wypożyczalnia zablokowała na poczet ewentualnych uszkodzeń – 3000 dolarów…

Pan Mąż podchodzi i widzę, że rozpoczyna się żywa dyskusja. Ale ponieważ Pan Mąż, w porównaniu ze mną, ma zdecydowanie lepsze zdolności w negocjacjach, to wolę nie podchodzić i spokojnie czekam przy prysznicach na efekt w/w dyskusji.

Jak się okazuje – łódź dokładnie sprawdza właściciel wypożyczalni. W pewnym momencie mówi, że łódź została pobrudzona glonami z kei. Pan Mąż nie dowierzając mówi – To niemy. Wy, Wy – odpowiada Pan Łodziowy Właściciel. Zobacz – ciągnie dalej do Pana Męża – ten zielony ślad (około 2 cm) na poszyciu łodzi, to ślad po glonie z drewnianej kei. Pewnie przy wyspie Motuara. To trwałe uszkodzenie nie jest Twoje – pokazuje rysę na poszyciu. Ale to zabrudzenie jest z dzisiaj i jest Twoje. Ponieważ jednak to nie jest uszkodzenie trwałe i będzie mnie kosztować tylko 15 minut pracy, przy jego czyszczeniu, to nie będziesz musiał za to płacić. Natomiast gość z wczoraj zapłaci za tą rysę 160 dolarów – dodaje.

Jak mówi tak robi. Dostajemy fakturę z sumą za wypożyczenie łodzi motorowej opiewającą na 450 dolarów oraz zapis o zabrudzeniu przez glony, z wykazaniem 15 minut pracy przy czyszczeniu w sumie opłaty – 0 dolarów 😯😂

Niesamowite. Pierwszy raz się z czymś takim spotykamy. Natomiast należy z drugiej strony przyznać, że przy całej swojej uważności i kategorycznym podchodzeniu do przepisów, umów itd., Nowozelandczycy są absolutnie uczciwi. Uszkodzenia, które nie są spowodowane przez Ciebie, Tobie nie będą próbować przypisać – ale nic co zrobisz nie umknie ich uwadze 😃

W końcu możemy wskoczyć pod prysznic – 2 dolary za 8 minut. To jednak przyzwoite 8 minut. Prysznic jest gorący i nie cieknie ciurkiem, tylko daje możliwość skorzystania z przyjemnej kąpieli, pod mocnym strumieniem wody.

Wykąpani jedziemy dalej. O godzinie 19.00 jest już zupełnie ciemno. Do następnego miejsca, którym jest Kaikoura na wschodnim wybrzeżu, południowej wyspy Nowej Zelandii – mamy jakieś 160 kilometrów. Drogi są kręte, więc jedzie się niezbyt szybko. Po drodze robimy godzinną przerwę przy stacji benzynowej na kontakt z rodzinką, parę spraw służbowych i zjedzenie zupek chińskich – nie ma to jak zdrowe wakacyjne odżywianie 😉

Jedziemy dalej. Ja przygotowuję relacje na Instagram, trochę obrabiam zdjęcia i około 22.00 zjeżdżamy na przydrożny parking – jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby jechać dalej. Do Kaikoury mamy jeszcze 60 kilometrów…

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

05 sierpnia 2019 o 19:51

💓😊

Pan Mąż

05 sierpnia 2019 o 19:22

Byłem, widziałem, przeżyłem… Dziękuję Pani Żono za to, że jesteś, to po pierwsze i za to że tym wpisem dajesz mi szansę wracać na Antypody zawsze, gdy nad głową kłębią się chmury… Niekoniecznie te prawdziwe, czasem te “z przenośni”.
Pan Mąż

fotoeskapady

18 lipca 2019 o 16:49

Dziękuję bardzo…. 😊 To była przepiękna podróż i w emocjach, i fotograficznie… A chwile z pingwinem niebieskim na pewno zostaną jednym z moich najpiękniejszych wspomnień 😊 Cieszę się, że moja nowozelandzka opowieść Ci się spodobała i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz 😊
Pozdrawiam serdecznie
Sabina

Andrzej

16 lipca 2019 o 18:22

Świetnie się czytało, przepiękne widoki, gratuluję tylu nowych gatunków ptaków, a najbardziej niebieskiego pingwina!!! -:)

fotoeskapady

16 lipca 2019 o 16:14

Dziękuję pięknie za komentarz 😊 Bardzo się cieszę, że długość wpisu Cię nie zanudziła, no i że dałeś radę 😃 Nie potrafię inaczej pisać -każda podróż układa mi się właśnie w opowieść i dlatego tak ją przedstawiam… Z tego powodu też, zaczęłam dzielić wpisy na rozdziały, żeby łatwiej było przerywać i wracać. Nawet nie wiesz jak miło mi przeczytać, że nie czyta się mojego bajania ciężko i ze znużeniem. Bardzo, bardzo dziękuję za te słowa – są dla mnie dużym wsparciem… A prawdziwe relacje z podróży piszesz Ty… I są świetne👏👏👏😊 Pomyślę nad zdjęciami zwierzaków wszelakich, ale nie obiecuję zmniejszenia ilości – bo każda odsłona wydaje mi się inna i ciekawa – mam problem z ich przefiltrowaniem…🙄, a i tak wybieram garstkę z tych, które danemu modelowi zrobię… Mój Pan Mąż, też na to narzeka 😂
Pozdrawiam serdecznie, dziękując również za zgodę na wykorzystanie Twojego komentarza z Instagrama.
Sabina 😊
Ps. Trochę mgiełki tajemnicy… 😉😃

Robert Remisz

15 lipca 2019 o 22:26

Zaczynając czytać Twoją relację z podróży po Nowej Zelandii pomyślałem, że “długa”, a to często idzie w parze z nudą, której nie znoszę i sam staram się nie rozpisywać. Jednak Ty umiesz w bardzo ciekawy sposób przedstawić to, co w danej chwili czujesz. Masz “lekkie pióro”, czytając nie czuć toporności i silenia się na nie wiadomo jaką pompatyczność. Dla mnie jest to fajne – podkreślę – opowiadanie, a nie typowa relacja z podróży. W tym opowiadaniu jest zachwyt przyrodą, krajobrazem, ale też miłość do najbliższej rodziny :-) Całość wzbogacona jest bardzo ładnymi zdjęciami. Jednak – szczerze, nie lubię inaczej – moim zdaniem pokazywanie kilku, bardzo podobnych ujęć ptaków jest zbędne. Choć wiem, że innym może się to podobać. Całość świetna!!! Gratuluję. Pozdrawiam :-)

Ps. “…482 kilometry samochodem z Pragi do domu…” a to zagadka :-)

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *