19 dzień – Christchurch
18. 04. 2019, czwartek
Poranek znowu wstaje pochmurny… Coś mi się wydaje, że Nowa Zelandia będzie pierwszym krajem, w którym nie uda mi się sfotografować momentu samego wschodu słońca… Wszystkie świty są przymglone i zachmurzone. Dopiero około godziny 11.00 pogoda zmienia się na słoneczną, a niebo staje się praktycznie bezchmurne…
Ale nie dzisiaj. Dzisiaj Nowa Zelandia mówi nam, że jesień naprawdę się już zaczęła i czas wracać do domu – czyli do wiosny, która w Polsce właśnie nabiera rozpędu… 😊
Idę jeszcze najpierw nad staw, żeby zrobić parę kadrów pochmurnej odsłony ptasiego dnia… Jak widać za bardzo brykać przy pochmurnej pogodzie – też im się nie chce. Poranek spędzają w podobnym stylu, co wczorajsze słoneczne południe – leniwie 😃
Kazarka rajska (Tadorna variegata), kazarki obrożne (Tadorna tadornoides), cyraneczki kasztanowate (Anas castanea), szczudłaki zwyczajne (Himantopus himantopus)
Łabędzie czarne (Cygnus atratus), cyraneczki kasztanowate (Anas castanea), kazarki obrożne (Tadorna tadornoides)
Łabędzie czarne (Cygnus atratus), cyraneczki kasztanowate (Anas castanea), kazarka obrożna (Tadorna tadornoides)
Tym razem jedyne ptaki decydujące się na rozprostowanie skrzydeł – to kazarki rajskie.
Kazarki rajskie (Tadorna variegata)
Po chwili nad stawami – idę na plażę, żeby się pożegnać z oceanem.
Jakże inna to odsłona plaży nad Pacyfikiem, niż moja wczorajsza urodzinowa…
Ale szczudłaki są…. 😊
Żegnam się z plażą, oceanem, szczudłakami i z oczami pełnymi łez z jednej strony, ale też radością w sercu z powodu bliskiego utulenia dzieci, wracam do naszego tymczasowego domku na kółkach. Daję buziaka Panu Mężowi. Machamy do stojącego przy drodze dzierzbowrona…
Dzierzbowron (Gymnorhina tibicen)
I już jedziemy wybrzeżem – na północ, w stronę Christchurch…
Jeszcze nas żegna sokół szybujący na tle przymglonego, jesiennego słońca…
Sokół nowozelandzki (Falco novaeseelandiae)
Jeszcze przystajemy, dla chwili odpoczynku, nad pięknym nowozelandzkim klifem…
Jeszcze machamy do owiec, z fryzurami wskazującymi na to, że lato minęło i czas na nowo zacząć obrastać wełną – zanim nadejdą zimowe chłody…
Owca domowa (Ovis aries)
Mijamy piękne ciężarówki, które w czasie całej tej podróży spotykaliśmy na krętych drogach Nowej Zelandii…
I po 292 kilometrach dojeżdżamy do Christchurch,
gdzie witają nas jesienne kasztanowce.
Znajdujemy camping. Pakujemy się, sprzątamy, a potem, już na spokojnie, jedziemy do centrum miasta na małą kolację.
Docieramy do centrum Christchurch około godz. 17.30 popołudniu. Jesteśmy zdziwieni, że tak duże miasto o tej porze jest zupełnie wyludnione…
Z ciekawszych w Christchurch – chociaż do końca proponowałabym nie wierzyć mojej opinii, ponieważ za miastami jak wiadomo nie przepadam i się nimi raczej rzadko zachwycam… – mogę wymienić:
Parę ładnych budynków przy drodze.
W tym kościół – nie za duży i bez przepychu… Takie kościółki lubię… 😊
Tramwaj, którym można miasto zwiedzić.
Zrujnowana katedra – zniszczona podczas trzęsienia ziemi 22 lutego 2011.
Parę ciekawych pomników – nowoczesnych
Nie pytajcie mnie kogo przedstawiają i dlaczego są postawione – myślę, że znajdziecie sporo opisów miasta na innych stronach… Ja tylko pokazuję, że byliśmy i przemierzaliśmy sobie Christchurch spacerkiem wieczorową porą 😉😊
I tak przemierzając natrafiliśmy na witrynę, w której trochę lasu zobaczyliśmy 😉 A że las uwielbiam – to zdjątko pstryknęłam 😉😁
Nie wiem co na to ”RODO” – bo zgody od Zeusa nie mam… 😉😃 Jakby co, to proszę do odpowiednich instytucji nie donosić – o użyciu bez zgody wizerunku szanownego Zeusa rodem z mchu i paproci… 😉😁
W końcu zgłodnieliśmy. Znalezienie restauracji okazuje się niezbyt łatwym zadaniem – wszystko pozamykane. W końcu znajdujemy maleńką, chińską restauracyjkę. Przycupnęliśmy i zamawiamy to, co młodzi Chińczycy nam polecili. Moje danie okazuje się przepyszne – grillowane, cienkie plastry łososia na ryżu, z wyśmienitym sosem i kawiorem… Pycha… 😊
Pan Mąż zamówił zupę Ramen – jest trochę mniej zachwycony, ponieważ twierdzi, że jadł lepsze, ale w sumie też mu smakuje.
Spokojnie wracamy na camping, ostatnia noc i czas powrotu do domu się rozpoczął… 😊
Komentarze
fotoeskapady
05 sierpnia 2019 o 19:51
💓😊
Pan Mąż
05 sierpnia 2019 o 19:22
Byłem, widziałem, przeżyłem… Dziękuję Pani Żono za to, że jesteś, to po pierwsze i za to że tym wpisem dajesz mi szansę wracać na Antypody zawsze, gdy nad głową kłębią się chmury… Niekoniecznie te prawdziwe, czasem te “z przenośni”.
Pan Mąż
fotoeskapady
18 lipca 2019 o 16:49
Dziękuję bardzo…. 😊 To była przepiękna podróż i w emocjach, i fotograficznie… A chwile z pingwinem niebieskim na pewno zostaną jednym z moich najpiękniejszych wspomnień 😊 Cieszę się, że moja nowozelandzka opowieść Ci się spodobała i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz 😊
Pozdrawiam serdecznie
Sabina
Andrzej
16 lipca 2019 o 18:22
Świetnie się czytało, przepiękne widoki, gratuluję tylu nowych gatunków ptaków, a najbardziej niebieskiego pingwina!!! -:)
fotoeskapady
16 lipca 2019 o 16:14
Dziękuję pięknie za komentarz 😊 Bardzo się cieszę, że długość wpisu Cię nie zanudziła, no i że dałeś radę 😃 Nie potrafię inaczej pisać -każda podróż układa mi się właśnie w opowieść i dlatego tak ją przedstawiam… Z tego powodu też, zaczęłam dzielić wpisy na rozdziały, żeby łatwiej było przerywać i wracać. Nawet nie wiesz jak miło mi przeczytać, że nie czyta się mojego bajania ciężko i ze znużeniem. Bardzo, bardzo dziękuję za te słowa – są dla mnie dużym wsparciem… A prawdziwe relacje z podróży piszesz Ty… I są świetne👏👏👏😊 Pomyślę nad zdjęciami zwierzaków wszelakich, ale nie obiecuję zmniejszenia ilości – bo każda odsłona wydaje mi się inna i ciekawa – mam problem z ich przefiltrowaniem…🙄, a i tak wybieram garstkę z tych, które danemu modelowi zrobię… Mój Pan Mąż, też na to narzeka 😂
Pozdrawiam serdecznie, dziękując również za zgodę na wykorzystanie Twojego komentarza z Instagrama.
Sabina 😊
Ps. Trochę mgiełki tajemnicy… 😉😃
Robert Remisz
15 lipca 2019 o 22:26
Zaczynając czytać Twoją relację z podróży po Nowej Zelandii pomyślałem, że “długa”, a to często idzie w parze z nudą, której nie znoszę i sam staram się nie rozpisywać. Jednak Ty umiesz w bardzo ciekawy sposób przedstawić to, co w danej chwili czujesz. Masz “lekkie pióro”, czytając nie czuć toporności i silenia się na nie wiadomo jaką pompatyczność. Dla mnie jest to fajne – podkreślę – opowiadanie, a nie typowa relacja z podróży. W tym opowiadaniu jest zachwyt przyrodą, krajobrazem, ale też miłość do najbliższej rodziny :-) Całość wzbogacona jest bardzo ładnymi zdjęciami. Jednak – szczerze, nie lubię inaczej – moim zdaniem pokazywanie kilku, bardzo podobnych ujęć ptaków jest zbędne. Choć wiem, że innym może się to podobać. Całość świetna!!! Gratuluję. Pozdrawiam :-)
Ps. “…482 kilometry samochodem z Pragi do domu…” a to zagadka :-)
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!