LatoNaturaNowa ZelandiaPodróże

Nowa Zelandia – Urodziny na Antypodach…

1107.2019
Powrót do spisu treści

7 dzień. Hobbiton.

06. 04. 2019, sobota

Poranek. Od czego zacząć by tu poranek, gdy za oknem noc?… Bo starania Pana Męża owszem spowodowały zmniejszenie jet lagu – budzę się zamiast 0 3.30, o 4,30 – ale to nadal trudno nazwać rozpoczęciem dnia w świetle poranka 🙄 Nic, mam czas na opisanie kolejnego dnia. O godzinie 6.00 budzę Matiego. Kawa, śniadanko, parę chwil spędzonych na poszukiwaniu ptaków, których trele słychać, ale których w gąszczu koron drzew nie widać.

Mam jednak dwa sukcesy. No może nie sukcesy, bo jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia, ale zawsze nowe gatunki do kolekcji są… 😊

Dzierzbowrony

Dzierzbowron (Gymnorhina tibicen)

oraz pierwszy raz w życiu spotkana przeze mnie w naturalnym środowisku papuga. To śliczna rozella białolica 😊

Rozella białolica (Platycercus eximius)

Jeszcze jedna kąpiel w termalnej wodzie i już jedziemy dalej, żegnając to naprawdę sympatyczne miejsce. I naprawdę nie ma dla nas znaczenia, że docelowo jednak zapłaciliśmy 42 dolary 😊

Jedynym minusem tego miejsca są pawie i gołębie, które zamiast chodzić i latać po tych olbrzymich przestrzeniach – siedzą w wolierze.

Nie rozumiem – przecież nie uciekną. Paw, dokładnie tak samo jak kura, siedzi przy domu, w którym dostaje jeść i na noc wraca do ”kurnika”. Popatrzcie na Łazienki Królewskie w Warszawie… Gołębie zresztą tak samo. Tutaj najlepiej spojrzeć na Śląsk. Rodowici Ślązacy kochają gołębie i zajmują się ich hodowlą od zawsze. Ale nikomu nie przyszłoby do głowy więzić ich w wolierach.

Niezależnie od ptaków, które mogłyby żyć poza wolierą, jest to fajne miejsce i polecamy je absolutnie… Oczywiście, jeżeli nie potrzebujecie do podróżowania hoteli pięciogwiazdkowych 😉😀

Machamy wesołej Pani Porządkowej i już jedziemy w stronę Hobbitona…

Mamy do niego około 110 kilometrów.

Hobbiton – https://www.hobbitontours.com/en/ , którego tak naprawdę nie bardzo miałam ochoty zobaczyć, okazuje się być baśniowym miejscem. Co prawda cena 80 dolarów od osoby za dwie godziny zwiedzania mała nie jest, ale myślę, że naprawdę warto się pokusić.
Na miejsce dowozi nas autokar, około 10 minut, w którym podczas jazdy wyświetlany jest film o Hobbitonie. Opowiada reżyser, w którego oczach widać zrozumienie baśni. Jestem nim i tym jak opowiada zachwycona, a irlandzka muzyka i kadry z filmu ”Hobbit” powodują, że kręci mi się łezka w oku. Wysiadamy i teraz już sami zanurzamy się w baśniowy świat planu filmowego ”Hobbita”.

Naszą przewodniczką jest młoda, sympatyczna Azjatka, pięknie o Hobbitonie opowiadająca. Mówi jednak po angielsku bardzo szybko i z tego powodu nie wszystko potrafię zrozumieć. Ale ponieważ oglądałam ”Hobbita”, to czego nie do zrozumiem, to sobie do wyobrażam…😉 Przechodzimy od hobbitowego domku, do hobbitowego domku.

Podziwiamy zadbane maleńkie ogródki.

Część domków jest większa, a część mniejsza – było to konieczne do kręcenia scen z zaznaczeniem różnic wzrostu np. między Hobbitami i Krasnoludami.

Przed jednym z domków zastaje nas motylowy raj fotograficzny…

Modraszkowate (Lycaenidae), najprawdopodobniej to modraszki telejus (Phengaris teleius)

Fotografujemy z Matim motyle, jednocześnie słuchając opowieści o powstawaniu filmu.

Danaid wędrowny zw. monarchą (Danaus plexippus)

Danaid wędrowny zw. monarchą (Danaus plexippus)

Danaid wędrowny zw. monarchą (Danaus plexippus)

Danaid wędrowny zw. monarchą (Danaus plexippus)

Modraszkowate (Lycaenidae), najprawdopodobniej to modraszki telejus (Phengaris teleius)

Jednak po chwili ja przestaję słuchać, ponieważ baśń zaczyna mi się w głowie sama tworzyć obrazami. Przestaję widzieć ludzi z grupy, za to widzę Hobbitów chodzących między domkami po ścieżkach Hobbitona.

Panie Gospodynie rozwieszające pranie.

Panów Gospodarzy sączących imbirowy napój w karczmie.

I Frodo Bagginsa, który prosi, żeby bez potrzeby mu nie przeszkadzać,

a idąc do domu po imbirowy napój, na chwilę odłożył na ławkę swoją fajkę.

Dwóch Hobbitów kłócących się nad szachami…

Żony Hobbitów wypiekające chleb

i robiące długo dojrzewający ser oraz pyszne powidła…

Zaglądam do hobbitowej spiżarni pełnej jesiennych skarbów.

Idę dalej, w pewnym oddaleniu od grupy.

Ścieżka wiedzie pomiędzy bujnie rosnącą roślinnością –

tutaj również rosną olbrzymie paprocie drzewne.

Paprocie drzewiaste (Cyathea medullaris)

Hobbici pewnie się tędy przechadzali podczas romantycznych spotkań we dwoje, żeby usiąść nad pięknym stawem 😊

Spoglądam w stronę potężnego drzewa – Party Tree. I widzę bawiących się radośnie, całymi rodzinami, Hobbitów…

Są też ptaki. Podobny do naszej łyski tylko, że z czerwonym dziobem – modrzyk zwyczajny. Zawsze chciałam go sfotografować 😃

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Dalej piękna czapla białolica.

Czapla białolica ( Egretta novaehollandiae)

W oddali przelatują kormorany.

Kormorany zwyczajne, czarny (Phalacrocorax carbo)

Mijam staw, na którym stoi młyn wodny.

Na polach pasą się owce,

a dookoła piękny hobbitowy krajobraz 😊

Wracam pomału do realnego świata, ponieważ słyszę wołającego mnie Pana Męża, który stoi przed karczmą i nie może doczekać się, żebym moim tempem szybkim inaczej (które zawsze mam, gdy jestem w miejscu odciągającym mnie od rzeczywistości), do niego dotarła… Przyspieszam, więc i wchodzimy do karczmy, w której dostajemy gliniany kubek imbirowego napoju – jest pyszny, mocno imbirowy, gazowany i orzeźwiający 😊

No i na chwilę zamieniamy się w Hobbitów – oto nasz nowy domek 😉😃

Pan Mąż przysiada na hobbitowym zydelku – wg mnie bardziej wygląda na krasnoluda 😉😀

Potem robi hobbitowe meble 😉

a po pracy korzysta z hobbitowego źródełka dla orzeźwienia 😊

Zanim żegnamy się z Hobbitonem, mam jeszcze swoją ucztę fotograficzną z modrzykiem 😊

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Modrzyk zwyczajny (Porphyrio porphyrio)

Ja fotografuję modrzyka, a Pan Mąż – gatunek zwany Panią Żoną 😉😀

Czas pożegnać się z Hobbitonem. Żegna nas przyjacielskim machaniem rąk stracha na wróble 😊

i donośnymi trelami drozda śpiewaka…

Drozd śpiewak (Turdus philomelos)

Wracamy do autobusu. I pomimo moich wcześniejszych wątpliwości co do odwiedzenia tego miejsca, muszę przyznać, że Hobbiton był na pewno wzruszającym i baśniowym momentem naszej podróży po Nowej Zelandii. I dziękuję Kubusiowi – bo właściwie tylko dla niego tutaj przyjechaliśmy. Jak dobrze czasami posłuchać dzieciaków 😊

Kupujemy Kubusiowi bransoletkę na rękę z hobbitowymi zaklęciami ze złotego pierścienia, jemy w kamperze gotowe zupki i w drogę… Południowa wyspa przecież na nas już czeka….

Dojeżdżamy do wytyczonego na mapie przez Pana Męża kolejnego naszego przystanku w drodze na południe – nad jeziorem Taupo.

To praktycznie pierwsza z prawdziwego zdarzenia placówka na dziko w Nowej Zelandii, a nie parkingi przy marinach, czy campingach. Jest przepięknie 😊

I jak widać nie tylko my takich miejsc poszukujemy.

Jeszcze podjeżdżamy na stację. Jest tylko Mobile. Ma co prawda słabszy internet niż BP, ale za to najtańsze paliwo – o 10 centów nowozelandzkich na litrze. Dodatkowo od razu dają nam kartę zniżkową. Od tej chwili, w miarę możliwości, postanawiamy tankować tylko w tej sieci stacji benzynowych. Obowiązkowy kontakt z dzieciakami i już wracamy nad jezioro. Słońce jeszcze błyszczy spoza wzgórz,

ale temperatura robi się coraz niższa… Przy blasku zachodzącego słońca opracowujemy plan na jutro.

Nie jest to łatwe, ponieważ najpóźniej za dwa dni musimy przepłynąć promem na południową wyspę. Wybieramy zrobienie szlaku Tongariro Alpine Crossing w Tongariro National Park, z podejściem pod wulkan Ngauruhoe (2291 m n. p. m.). Pewnie szczytu wulkanu nie uda się nam zrobić, ponieważ potrzebowalibyśmy na niego około dziewięć godzin, ale chcemy chociaż pod niego podejść. Po ustaleniu szczegółów dnia kolejnego jeszcze tylko parę łyków gorącej herbaty przy obrabianiu zdjęć i otuleni nocą idziemy spać.

Dobranoc 😊

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

05 sierpnia 2019 o 19:51

💓😊

Pan Mąż

05 sierpnia 2019 o 19:22

Byłem, widziałem, przeżyłem… Dziękuję Pani Żono za to, że jesteś, to po pierwsze i za to że tym wpisem dajesz mi szansę wracać na Antypody zawsze, gdy nad głową kłębią się chmury… Niekoniecznie te prawdziwe, czasem te “z przenośni”.
Pan Mąż

fotoeskapady

18 lipca 2019 o 16:49

Dziękuję bardzo…. 😊 To była przepiękna podróż i w emocjach, i fotograficznie… A chwile z pingwinem niebieskim na pewno zostaną jednym z moich najpiękniejszych wspomnień 😊 Cieszę się, że moja nowozelandzka opowieść Ci się spodobała i jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz 😊
Pozdrawiam serdecznie
Sabina

Andrzej

16 lipca 2019 o 18:22

Świetnie się czytało, przepiękne widoki, gratuluję tylu nowych gatunków ptaków, a najbardziej niebieskiego pingwina!!! -:)

fotoeskapady

16 lipca 2019 o 16:14

Dziękuję pięknie za komentarz 😊 Bardzo się cieszę, że długość wpisu Cię nie zanudziła, no i że dałeś radę 😃 Nie potrafię inaczej pisać -każda podróż układa mi się właśnie w opowieść i dlatego tak ją przedstawiam… Z tego powodu też, zaczęłam dzielić wpisy na rozdziały, żeby łatwiej było przerywać i wracać. Nawet nie wiesz jak miło mi przeczytać, że nie czyta się mojego bajania ciężko i ze znużeniem. Bardzo, bardzo dziękuję za te słowa – są dla mnie dużym wsparciem… A prawdziwe relacje z podróży piszesz Ty… I są świetne👏👏👏😊 Pomyślę nad zdjęciami zwierzaków wszelakich, ale nie obiecuję zmniejszenia ilości – bo każda odsłona wydaje mi się inna i ciekawa – mam problem z ich przefiltrowaniem…🙄, a i tak wybieram garstkę z tych, które danemu modelowi zrobię… Mój Pan Mąż, też na to narzeka 😂
Pozdrawiam serdecznie, dziękując również za zgodę na wykorzystanie Twojego komentarza z Instagrama.
Sabina 😊
Ps. Trochę mgiełki tajemnicy… 😉😃

Robert Remisz

15 lipca 2019 o 22:26

Zaczynając czytać Twoją relację z podróży po Nowej Zelandii pomyślałem, że “długa”, a to często idzie w parze z nudą, której nie znoszę i sam staram się nie rozpisywać. Jednak Ty umiesz w bardzo ciekawy sposób przedstawić to, co w danej chwili czujesz. Masz “lekkie pióro”, czytając nie czuć toporności i silenia się na nie wiadomo jaką pompatyczność. Dla mnie jest to fajne – podkreślę – opowiadanie, a nie typowa relacja z podróży. W tym opowiadaniu jest zachwyt przyrodą, krajobrazem, ale też miłość do najbliższej rodziny :-) Całość wzbogacona jest bardzo ładnymi zdjęciami. Jednak – szczerze, nie lubię inaczej – moim zdaniem pokazywanie kilku, bardzo podobnych ujęć ptaków jest zbędne. Choć wiem, że innym może się to podobać. Całość świetna!!! Gratuluję. Pozdrawiam :-)

Ps. “…482 kilometry samochodem z Pragi do domu…” a to zagadka :-)

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *