4 dzień – Śniardwy. Dzika placówka i trochę historii…
16.07.2019, wtorek
Nastawiam budzik na 4.30 – chcę wstać na wschód słońca. Wysuwam głowę przez luk dziobowy, a tutaj – ciemno, szaro i zero jakiejkolwiek poświaty wstającego świtu przedostającej się przez ciężkie chmury… Zmykam z powrotem do łóżka i ucinam sobie jeszcze godzinkę, półtorej drzemki 😊 Wstaję o godzinie 6.00 i w końcu wychodzę w pochmurny poranek.
Pochmurno nie pochmurno – cieszyć się należy, gdy wita Cię lecąca nieopodal czapla biała
Czapla biała (Ardea alba)
Czapla biała (Ardea alba)
i perkozy na tafli jeziora – trochę jeszcze podsypiające, ale pewnie już po śniadaniu… Taka drzemka pośniadaniowa 😉
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Podsypiają też nasze łódki…
Patrząc na niebo, mam jednak nadzieję na ładną pogodę – światło porannego słońca zaczyna przedzierać się przez chmury…
Idę w okolice trzcin z myślą o małych ptaszkach w nich żyjących, ale na trawie spotykam tylko trznadla,
Trznadel zwyczajny (Emberiza citrinella)
który ciekawie mi się przygląda
Trznadel zwyczajny (Emberiza citrinella)
i młodą puchatą pliszkę – dziarsko maszerującą… 😃
Pliszka siwa (Motacilla alba)
Oprócz ptaków zachwycam się pięknie kwitnącym perukowcem podolskim.
Perukowiec podolski (Cotinus coggygria)
Godzinka w terenie, wracam na pomost, a tutaj żeglarze nadal biorą przykład z żagli…
Wszyscy jak jeden mąż – śpią… 🙄
No i cóż zrobić z tak miło rozpoczętym porankiem?… Z braku towarzystwa spędzam jeszcze minutkę, czy dwie z młodą gęsią gęgawą
Gęś gęgawa (Anser anser)
oraz z grążelami żółtymi….
Grążele żółte (Nuphar lutea)
i idę zrobić kawkę… Ponieważ nadal wszyscy chrapią to poświęcam godzinkę na pisanie bloga.
W końcu doczekawszy się na oprzytomnienie posenne moich chłopaków – zmykamy już razem na śniadanie do Folwarku. Pyszna jajecznica dla mnie i Kubusia oraz wędzona sielawa dla Matiego – nie dość, że smacznie, to jeszcze nie trzeba zmywać 😉
No a po śniadaniu?… Po śniadaniu patrząc z niepokojem w niebo, które jednak nadal jest zasnute chmurami – klarujemy jacht i wypływamy znowu jako pierwsi. Z postanowieniem, jak na Żeglarskie Fujary przystało – trzymania się brzegu i bliskości z szuwarami, gdyby trzeba przed burzą zwiewać… 😀
Śmiech, śmiechem, ale trochę się stresuję…
Początkowo wypływamy na pełnych żaglach.
Zaczyna wiać… Pierwsze hasło – Kuba kamizelka. No to pisklę w kamizelkę wskakuje i dziarsko się za szoty bierze… 😃
Wieje coraz bardziej. Refujemy foka. Potem refujemy grota.
Potem ściągamy foka, za chwilę grota i odpalając silnik postanawiamy zmykać w szuwary. Przy samych szuwarach stwierdzamy zgodnie z Panem Mężem – Nie jest tak źle…🤔😃 Stawiamy foka, potem grota, którego jednak trochę refujemy i tak już dalej płyniemy wzdłuż linii brzegowej. Powoli przyzwyczajamy się do wiatru, a także do groźnie wyglądającego nieba i z tylnymi wiatrami w żaglach spokojnie halsujemy na południe Jeziora Śniardwy. Dajemy radę nawet płynąć motylem – którym płynąć tak bardzo lubimy…
No i refowanie plus zrzucanie żagli oraz ich stawianie poćwiczyliśmy… 😉
Ciepło jest jakoś tak – inaczej. Wełniana czapka w środku lata przydać się zawsze może 😀
Zmarznięty Kubuś – Mazury 16 .07. 2019. Środek lata 😀
Zaczyna trochę mżyć. Kuba ściąga kamizelkę i idzie pod pokład – trochę drzemie, trochę czyta, a trochę myśli o niebieskich migdałach… 😉
A my z Panem Mężem w deszczyku sobie żeglujemy pod zachmurzonym niebem
i nieźle się bawimy…
W czasie pochmurnej żeglugi dostajemy drugą najważniejszą rodzinną informację tego czasu – Filip broni licencjat 😃 No to pozostaje mi napisać – Gratulacje Synku… 🧡😊
W tym momencie możemy rozpocząć, jako rodzice – prawdziwe odpoczywanie w Krainie Wielkich Jezior 😃
Nagle przed nami widzimy całą masę kormoranów… 😯
Kormorany zwyczajne (Phalacrocorax carbo)
Zazdroszczę żeglarzom na łódce płynącej z naprzeciwka… My mamy do kormoranów dosyć daleko…. Ale płyniemy w dobrym kierunku i kormorany lecą w dobrym kierunku 😃, więc już za chwilę znajdujemy się środku kotłujących się ptaków…
Kormorany zwyczajne (Phalacrocorax carbo)
No tak – tylko, że teleobiektyw w tym momencie robi się dużo mniej przydatny. Ptaki są za blisko… No i gdzie ten najbardziej pożądany złoty środek w życiu?… Jak zwykle mało dosiężny… 😂 Ale coś tam fotografuję…
Kormorany zwyczajne (Phalacrocorax carbo)
Kormorany zwyczajne (Phalacrocorax carbo)
Już po powrocie, gdy publikuję zdjęcie kormoranów na Instagramie, dostaję informację od https://www.instagram.com/karolwildlifephotography/, że to największa kolonia kormoranów na Warmii-Mazurach, w Polsce większa jest tylko na Mierzei Wiślanej, w Kątach Rybackich. Kolonia kormoranów, którą widzieliśmy zdobywa pożywienie na Śniardwach, a gniazduje na wyspie Jeziora Warnołty. Bardzo dziękuję za tę wiedzę i na pewno następnym razem na Jezioro Warnołty, i wyspę kormoranów zajrzę… 😊
W tym samym czasie pod zachmurzonym niebem płynie też reszta naszej armady… Jak widać pochmurna pogoda nie jest straszna, ani dużym, ani małym… 😀
Chociaż mina Leonka mówi – Tato możesz już mi to koło sterowe wziąć?… Może bym tak poczekał na trochę lepszą pogodę i ze sterowaniem, i z pozowaniem do fotek?… 🤔😀
Wiatr pomału słabnie, a my dopływamy do Jeziora Seksty i rozglądamy się za miejscem na nocleg… W końcu będzie biwakowanie na dziko… 😃 Oczami przeczesujemy brzeg z Kubusiem, który na pokład z kajuty w końcu wypełzł…😉 I razem znajdujemy miejsce, które wygląda pięknie i dziko… 😀 A miejscówka nazywa się – Binduga Młyńska.
Cumujemy. Przepłynęliśmy 25 kilometrów, w 4,5 godziny…
Na drzewie jest wywieszona informacja o opłacie za tą placówkę – 10 zł od łódki. Zupełnie należne, ponieważ miejsce jest zadbane, polana przy piaszczystej małej plaży jest wykoszona, na końcu polany stoi całkiem do przyjęcia TOI TOI i na dodatek są przygotowane miejsca na ogniska. I jeszcze huśtawka – jak na dzikie miejsce przystało – dzika 😀
Tak należy się właścicielom tego miejsca opłata 👌😃
Podaję koordynaty, jeżeli ktoś dzikie placówki lubi… 😃
Pierwszym mieszkańcem, który nas wita jest Pan Pająk 😃
Dajemy namiary pozostałym łódkom, jemy małe co nieco – tym razem zupę ogórkową. W planach jest ognisko, kiełbaski i pieczone ziemniaki… No i nic nie szkodzi, że ciągle mży… I tak jest pięknie… 😊
Grążele żółte (Nuphar lutea)
Witają nas kolejni mieszkańcy tego miejsca – kaczki krzyżówki,
Kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)
Kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)
młoda łyska
Łyska zwyczajna (Fulica atra)
i perkozowa rodzinka…
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Jeden z młodych perkozów cały czas krzyczy i domaga się jedzenia.
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Tata, albo mama – wśród perkozów czubatych dymorfizm płciowy w upierzeniu nie jest zaznaczony, a ponieważ perkozy razem opiekują się młodymi, to trudno stwierdzić, który z rodziców ma małego żarłoka na głowie – nie zwraca uwagi na pociechę ani jej krzyki. Jesień nadejdzie szybko i jeżeli nie nauczą się młodziki pozyskiwać pokarmu samodzielnie, to nie przetrwają…
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Ale dla młodego krzykacza ta rodzicielska nieuwaga staje się nie do zniesienia… Podpływa do rodzica szybko i z całej siły dziobie go w kuper… 😯
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Oj, musiało zaboleć… 😲
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Ale nic to nie pomaga niegrzecznemu młodzieńcowi… Ochrzanu, ani po głowie, nie dostaje – ale rodzic odpływa i dalej nie zwraca uwagi na swoją latorośl…
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Czas na samodzielne ogarnianie się w życiu nadszedł – i basta…
Perkozy dwuczube (Podipces cristatus)
Cóż wszystkie dorastające pisklęta powinny to przeczytać – ponieważ wcześniej, czy później taki moment dla każdego pisklęcia nadchodzi…
A swoją drogą – nasze pisklęta jednak mają łatwiej. Dużo dłużej z dostępem do lodówki pod pod skrzydłami rodziców siedzą… 😉😃
No i z drugiej strony – Rodzice, kochając swoje dzieci nad życie, jednak nie zapominajcie dbać o własny ”kuper”… 😀 Dzieciaki potrafią dać popalić swoim staruszkom… 😉
Po perkozowej awanturze idziemy na snorka. Tzn. ja chcę iść, a Pan Mąż się wzdryga – że lodowato.
No jest lodowato 😀 Ale sama nie pójdę – bo się strasznie pływania w szuwarach boję…🙄 To nie idź – rzecze mój Pan Mąż… Ale kiedy muszę – proszę błagalnie… No coś Ty, jest lodowato – ciągnie bezlitośnie Pan Mąż… No to ja też bezlitośnie – Ciągam się z Tobą po żaglach, czy chcę czy nie, to Ty ciągaj się ze mną po szuwarach – czy chcesz, czy nie… I basta. Dorotka z Letniskowca dodaje otuchy Matiemu mówiąc, że tyle co pływała i nie jest tak źle…
No i w końcu małym szantażem emocjonalnym, dotyczącym faktu kochanej żony co na żagle z mężem pojechała, wciągam mojego Pana Męża do wody 😀
Woda może przejrzysta nie jest, ale na pewno bardzo czysta. Świadczy o tym bardzo duża ilość małż – które w zanieczyszczonej wodzie nie przetrwałyby…
Szczeżuja pospolita (Anodonta anatina)
Moją nagrodą za zanurzenie się w lodowatym świecie Jeziora Seksty jest piękna fotografia podwodnych liści osoki aloesowatej 😊
Osoka aloesowata (Stratiotes aloides)
A jaka jest nagroda dla Pana Męża?… Dla Pana Męża nagrodą jest zadowolenie Pani Żony… 😉😀
Zresztą nie tylko my korzystamy z uroków lodowatej, mazurskiej wody – Dzieciaki też dają radę 😃 I to bez wcześniejszego marudzenia…😉
Reszta dorosłych z takich przyjemności jednak rezygnuje… 😀
Po kąpieli wskakujemy do łóżka. Chwila drzemki, podczas której równo deszcz leje mi się do moich kaloszków. No to żeby założyć cokolwiek suchego na stopy, decyduję się na suche worki na śmieci – takie workowe onuce 😂
A dopiero potem kaloszki…
W nogi jest mi tym sposobem cieplutko i suchutko, i żadne mokre trawy, ani kałuże nie są mi straszne… 😉
No to czas na ognisko… Deszcz pada,
ognisko płonie,
ziemniaczki się pieką –
mniam, pyszne… 😊
I tak nam mija popołudnie przy ognisku,
w towarzystwie szumiących potężnych dębów
i tęczy co pojawia się na niebie, przy pierwszych przedzierających się przez chmury promieniach słonecznych…
Przychodzą do ogniska właściciele tego skrawka lasu po opłatę. Płacimy i słuchamy o historii miejsca, w którym zacumowaliśmy. Okazuje się, że wcięta w ląd wąska część jeziora,
jest rowem wykopanym w czasie II Wojny Światowej, na potrzeby cumowania największego, pływającego w tym czasie jachtu mazurskiego Hexe, z którego korzystał Hermann Göring. Hermann Göring był zapalonym żeglarzem i tak umilał sobie czas podczas wojennej zawieruchy. Może tutaj oczyszczał umysł od zbrodni, których się dopuszczał?… A może po prostu lubił przebywać z naturą i jak niejeden człowiek w tych strasznych czasach, miał dwa oblicza…
Po wojnie jacht przejęła PZPR i wtedy zaczął pływać pod nazwą Rekin. Nakręcono na nim słynny polski thriller w reżyserii Romana Polańskiego ”Nóż w wodzie”, z Leonem Niemczykiem, Zygmuntem Malanowiczem i Jolantą Umecką w rolach głównych. Jacht w filmie nazywa się Christine.
Zdjęcie: źródło https://forum.mazury.info.pl
I tak poznajemy historię miejsca, w które trafiliśmy przez zupełny przypadek, a które podobno kryje w sobie jeszcze parę tajemnic. Ale o nich obiecuje nam Pan Gospodarz opowiedzieć, jeżeli przypłyniemy tutaj następnym razem… No to chyba przypłyniemy… 😃
Powyższe informacje przekazuję dokładnie tak, jak opowiedział nam właściciel miejscówki. Nie wszyscy historycy zgadzają się z tą wersją historii jachtu Hexe, ale też niektórzy ją potwierdzają… Ja przyjmuję tę wersję, którą przekazują ludzie w tym miejscu żyjący…
Pan Gospodarz jeszcze opowiada o bobrach, które robiąc żeremia zatopiły kawałek lasu. Nie jest tym faktem zachwycony. Ale ja sobie myślę, że wystarczająco dużo miejsc, w których zwierzaki żyją, niszczymy i betonujemy pod nasze osiedla, żeby bobry pod swoje domy jakiś kawałek naszych przestrzeni mogły sobie zabrać. Tym bardziej, że tak naprawdę, to pewnie one pierwsze tutaj były…🤔
Gospodarze na odchodnym przekazują nam informację, że można o godz. 10.00 rano kupić u nich świeże pieczywo – około jednego kilometra odległości od nas mają pole namiotowe…
Wiadomość o bobrowiskach mnie zachwyca i w tym samym momencie, w którym się o nich dowiaduję, decyduję o spędzeniu na nich następnego świtu i poranka…
Dogaszamy ognisko, zresztą pada coraz mocniej…
Potem jeszcze chwila wieczornego gawędzenia na Hoxi … Swoją drogą nawet nazwy jachtów brzmią podobnie Hexi i Hoxi…
W końcu deszcz przestaje padać, a wieczór robi się piękny…
Czas zmykać spać…
Bobrowiska będą na mnie czekać o świcie – nie zamierzam zaspać…
Komentarze
fotoeskapady
09 listopada 2019 o 15:57
💓😊
Pan Mąż
03 listopada 2019 o 16:22
Przeczytałem… piąty raz ;-). I co? No i w to jesienne popołudnie otrzymałem znowu troszkę mazurskiego słońca… Potrzebnego jesienią… Będę wracał do tej historii zawsze, gdy potrzeba mi będzie rodzinki, słońca, wiatru i wolności… dziękuję Pani Żono :-*
fotoeskapady
06 sierpnia 2019 o 17:05
Dziękuję pięknie…😊 I zgadzam się – to naprawdę była “fajowa” wyprawa… 👌⛵😀
Andrzej
06 sierpnia 2019 o 15:33
Fajowa wyprawa, jak zwykle dobrze się czytało -:)
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!