LatoNaturaPodróżePolskaRodzina

Z wiatrem w żaglach. Mazury.

108.2019
Powrót do spisu treści

5 dzień – Bobrowiska i dzień pod pełnymi żaglami.

17.07.2019, środa

No jak tam pobudka o świcie?… Ano tak: godzina 4.30 – leje, 5.00 – leje, 5.30 – ciągle leje 🙄, 6.00 – nie leje 😀

Ubieram się i słyszę dziwne pukanie w kadłub łodzi… Co to może być – myślę 🤔. Próbuję obudzić Pana Męża – zapomnijcie… Wychodzę na zewnątrz i… I widzę łabędzicę z młodymi, która dziobem stuka o naszą łódź… 😯

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Usłyszała pewnie, że się kręcę i najwidoczniej żąda śniadania… 😀 Niestety cierpimy na deficyt pieczywa, a dodatkowo nie chcę wszystkich pobudzić. Obiecuję śniadanko łabędziej rodzince jak wrócę i zmykam do lasu…

Idę wzdłuż odnogi jeziora, na której przy szuwarach spokojnie pływa sobie mała łyska.

Na ścieżce spotykam żuka leśnego – z pięknie lśniącym, czarnym pancerzem…

Żuk leśny (Anoplotrupes stercorosus)

A potem już jestem na bobrowiskach…

Nie liczę za bardzo na bobry – zrobiło się za późno. Chowają się w żeremiach z reguły zaraz po wschodzie słońca… Ale same bobrowe przestrzenie i tak mnie zachwycają…

Na szarym niebie dostrzegam czaplę siwą,

Czapla siwa (Ardea cinerea)

Na gałęzi drzewa, co by tutaj nie mówić, bobrowo zniszczonego – przysiada dzięcioł średni.

Dzięcioł średni (Dendrocoptes medius)

No i dzięcioł jest moim największym łupem fotograficznym – ponieważ średniego jeszcze nie mam… I pomimo tego, że z daleka, i przy słabym świetle – to gatunkowym łupem jest… 😃

Idę przez las i jak zwykle, gdy mam w zasięgu lufy niedostatek większych stworzeń do sfotografowania – pochylam się nad tym co małe… A las w swoim pięknie tego co małe oferuje całe mnóstwo…

Błyszczące krople deszczu na pajęczynie, żmudnie utkanej przez pająka pośród gałązek świerku.

Świerk (Picea)

Skąpana w deszczu kalina – jej owoce napełnią podczas zimy brzuszek niejednego głodnego ptaka…

Kalina koralowej (Viburnum opulus)

Mech płonnik.

Płonnik pospolity (Polytrichum commune)

Płonnik pospolity (Polytrichum commune)

Pniarki obrzeżone i mech – rokietnik pospolity.

Pniarki obrzeżone (Fomitopsis pinicola) i rokietnik pospolity  (Pleurozium schreberi)

Pniarek obrzeżony (Fomitopsis pinicola)

Pszeniec gajowy,

Pszeniec gajowy (Melampyrum nemorosum)

z buszującym w nim trzmielem ziemnym.

Trzmiel ziemny (Bombus terrestris)

Obok, inny trzmiel ziemny pije nektar ze słodkich leśnych kwiatów farbownika lekarskiego.

Trzmiel ziemny (Bombus terrestris), farbownik lekarski(Anchusa officinalis)

Ostrożeń warzywny.

Ostrożeń warzywny (Cirsium oleraceum)

Ostrożeń polny.

Ostrożeń polny (Cirsium arvense)

Ślimak obrzeżony na paproci cienistce trójkątnej.

Ślimak obrzeżony (Helicodonta obvoluta), cienistka trójkątna (Gymnocarpium dryopteris)

Przytulia północna.

Przytulia północna (Galium boreale)

Groszek leśny.

Groszek leśny (Lathyrus sylvestris)

Ułudka leśna.

Ułudka leśna (Omphalodes scorpioides)

I nie mogło zabraknąć leśnego dzwonka 😊

Dzwonek (Campanula)

Przedzieram się przez las fotografując jego piękno, skubiąc leśne maliny – żadna ogrodowa tego smaku lasu i dzikości mieć nie będzie….

Malina właściwa (Rubus idaeus)

Otacza mnie cisza… Jest pięknie…

I tak się przedzierając z powrotem do ścieżki, zupełnie nie mam świadomości, że ktoś zaczął mnie obserwować… Nagle słyszę, co nieco wkurzony głos mojego Pana Męża – proszącego grzecznie, acz kategorycznie, żebym z chaszczy wyszła… 😉

No to grzecznie i pomimo tonu Pana Męża, wesoło wychodzę na ścieżkę. Nie bardzo wiem o co chodzi – przecież do mojego szwendania po chaszczach jest przyzwyczajony…

Słyszę, że zapomniałam telefonu… No tak, uczymy dzieci, że bez telefonu z domu nie mogą wychodzić, a co sama robię?… Ze skruszoną miną daję Panu Mężowi buziaka, biorę telefon i odsyłam na łódkę. Pan Mąż wybrał się do lasu w sandałach i krótkich spodenkach… 😯 A kleszcze?… Nie ma to jak odpowiedzialni dorośli ludzie… Jedno szwenda się po lesie i trzęsawiskach bez telefonu, a drugie w ubraniu wołającym – Kleszcze zapraszam!… 🙄 Pan Mąż idzie na jacht zrobić kawę, a ja przechodzę na bobrowiska z drugiej strony ścieżki – od razu taplając się w bagienku… Uwielbiam takie ”klimaty” 😀

Rzęsa drobna (Lemna minor)

W takich warunkach grzyby nadrzewne mają się wyśmienicie… 😃

Błyskoporek (Inonotus)

Pniarek obrzeżony (Fomitopsis pinicola)

Białoporki brzozowe (Fomitopsis betulina)

Pustułka pęcherzykowata (Hypogymnia physodes)

No i boberki w budowaniu swoich leśnych osiedli się spisały pięknie… 😊

W takich miejscach i roślinom, i zwierzętom, żyje się cudnie…😊

Powoli wracam do naszego wielorybkowego domku. Jestem okropnie głodna, przemoczona prawie po pas i nieziemsko pragnę kawy… 😃

Jeszcze tylko fotografuję młode, dorastające łyski – w odróżnieniu do perkozów zachowujące się grzecznie 😉 

Łyski zwyczajne (Fulica atra)

Łyski zwyczajne (Fulica atra)

I już wracam na kawkę do mojej rodzinki… Wracam, a tutaj absolutne biesiadowanie. Ale nie człowieków, tylko łabędzi  😀 Dzieciaki mają łabędziowy poranek, a łabędzie dzieciakowy 😉 No i wszyscy są bardzo zadowoleni…. 😃

Zresztą dorośli też przy karmieniu łabędzi i towarzyszących im kaczek krzyżówek, bawią się nieźle…

Pewien wirtuoz trąbki próbuje nawet łabędzie na trąbkowym ustniku czarować… 😉😀

Z młodymi łabędziami jest ich mama i nie tylko, tak samo jak w przypadku rodziców perkozowych, młodzików już nie karmi, to jeszcze, co bardzo mnie dziwi – absolutnie nie czeka, aż zjedzą. Nawet nie bardzo chce się z nimi dzielić, jakby mówiła – jesteście już duże, walczcie o swoje.

Łabędzie nieme (Cygnus olor)

Łabędzie nieme (Cygnus olor), kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)

I sama o swoje walczy – prawie wchodząc na jacht… Oj, nie wiem, czy to dobry przykład dla latorośli… 🤔

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Cóż… Kolejny raz pozostaje mi napisać, że pisklęta w porównaniu z dziećmi człowieków, muszą dużo szybciej dorastać… Ledwo co opierzone, jeszcze dziecięca bezradność w oczach – a już muszą sobie radzić….

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędzie nieme (Cygnus olor), kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)

Z drugiej strony, łabędzica swoim dzieciakom jak już złapią jedzenie – pozwala zjeść.

Łabędzie nieme (Cygnus olor), kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)

Natomiast kaczki duże i małe – goni bezlitośnie…

Łabędzie nieme (Cygnus olor), kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)

Rodzina to jednak rodzina. Może i dzieci wychowywać trzeba – ale dbać o ogólne dobro rodziny należy… 😃

W końcu jednak i człowieki muszą zjeść śniadanie. Kawka, szybkie śniadanko, w czasie którego obserwujemy jak łabędzica zażywa kąpieli, po przekazaniu opieki nad młodzikami tatusiowi łabędziowi, który nie wiadomo skąd się pojawił… Ciekawe, gdzie spędzał nockę Pan Mąż?… 🤔😉 

Teraz jednak Pan Tata odpowiedzialnie zajmuje się dziećmi,

Łabędzie nieme (Cygnus olor)

a Pani Mama – odpoczywa w mazurskim SPA… 😀

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędź niemy (Cygnus olor)

O jak przyjemnie bez dzieciaków na głowie… 😃

Łabędź niemy (Cygnus olor)

No a potem?… No a potem trzeba pokazać dzieciakom – że dbałość o piórka, to dla ptaków podstawa… 😊

Łabędź niemy (Cygnus olor)

Łabędziowa rodzinka czyści piórka, a my przygotowujemy się do wypłynięcia. Musimy przepłynąć całe Śniardwy i dopłynąć, do któregoś z portów na wysokości Bartlewa. Jeszcze dzisiaj chcemy zrobić spływ snorkowy rzeką Krutynią. Tak, więc kilometrów do przepłynięcia jest sporo – około 30, a pogoda robi się coraz bardziej pochmurna… 

Żegnamy nasze piękne miejsce na Jeziorze Seksty – dzisiaj nadal mocno zachmurzone…

Wypływamy i… I zaczyna wiać.

Kubuś czuje się nie najlepiej – ma jakąś zniżkę formy. Może próbuje się dostosować do niżu panującego w pogodzie?… 🤔😉 Najpierw drzemie w kapoku na pokładzie, wieje naprawdę mocno i boimy się go dawać pod pokład.

Ale w miarę przyzwyczajania się do wiatru, litujemy się nad pociechą i pozwalamy mu drzemać pod pokładem…

A my z panem Mężem płyniemy sobie wesoło –

idąc przez Śniardwy na ostro, nie refując żagli, smagani non stop wiatrem, a czasami i deszczem… 

Pilnując tylko, żeby nie ustawić się bokiem do fali. Płyniemy naprawdę szybko. Momentami nawet prawie 9 węzłów. Wiatr w porywach osiąga 6-7 w skali Beauforta, a na stałe wieje taka mocna czwóreczka… Chyba trzeba się pożegnać z przydomkiem – Żeglarskich Fujar?… 🤔 Zaczynamy żeglować całkiem , jak nie fujary 😀

Reszta jachtów z naszej armady też śmiga po falach, a na Hoxi dodatkowo do boju sternika zagrzewa ekipa śpiewająca… 😀

 

Na horyzoncie widzimy przejaśniające się niebo, ale my całą drogę przez Śniardwy płyniemy pod ciężkimi chmurami…

Przepraszamy za rzeczy suszące się na wietrze podczas płynięcia. Wizerunkowo może i niezbyt ok, jednak po dwóch dniach z deszczem wszystko jest mokre i wysuszyć trzeba. Wizerunek musi zejść na plan dalszy… 😉

Kończy się Jezioro Śniardwy,

Ale jednocześnie z poprawą pogody wpadamy w totalną flautę. A nawet jeżeli cokolwiek zawiewa, to tak zaczyna kręcić, że nie wiadomo jak płynąć.

Z flautą i kręcącym się wiatrem walczą wszyscy żeglarze…

Wymieniając się przy sterach – no bo za przyjemne sterowanie w takich okolicznościach, nie jest…

Ale ktoś wiatr łapać musi…

Marcin z Letniskowca potem nam opowiada, że pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się płynąć na przeciwko drugiej łódki, tym samym wiatrem co ona. Obydwie łódki płynęły bajdewindem… 🤔 Takie dziwy – to tylko na Mazurach… 😀

Walczymy z flautą i kręcącym wiatrem, nie patrząc na mapę, więc w konsekwencji przeoczamy nasz docelowy port i płyniemy 6 kilometrów dalej… W takich warunkach?… W walce o jakikolwiek sensowny hals?… To masakra… Ale nie ma zmiłuj się – musimy zawrócić. 

W końcu po prawie 7 godzinach żeglugi i 36 kilometrach dopływamy do kei Galindia w miejscowości Iznota, koło Bartlewa.

Wpływamy do portu praktycznie równo z Hoxi, która też popłynęła za daleko i zawracała na silniku… No to już na sto procent żegnamy wizerunek Żeglarskich Fujar – przynajmniej jako ekipa izolowana… Jest nas więcej… 😂😂😂 Co prawda załoga Hoxi twierdzi, że popłynęła za daleko specjalnie, myśląc o poszukiwaniu miejscówki w innym miejscu, niż znaleziona przez Letniskowiec, ale zawsze miło chociaż przez chwilę poczuć się jako błądzący nie indywidualnie, tylko w grupie… 😉😀

Po zacumowaniu zderzamy się z realiami tego, skądinąd bardzo ładnego, ośrodka…

Ceny cumowania – 20 zł od jachtu, 20 zł od osoby – za darmo tylko dzieci do lat czterech, 30 zł prąd… No, tanio nie jest. Ale sam ośrodek jest naprawdę bardzo ładny.

 

 

Zadbany, z dostępnymi prysznicami i toaletami – minusem jest odległość do toalet od kei – około 300 metrów. Całość utrzymana w klimacie legend warmińsko-mazurskich, z pięknymi rzeźbami

i olbrzymią ilością roślin, porastających praktycznie całe budynki.

Ośrodek posiada piaszczystą plażę, na której od razu bawią się młodsze dzieciaki…

Podaję link do strony ośrodka – oprócz atrakcyjności miejsca, należy się jednak liczyć z wysokimi cenami…

https://www.galindia.com.pl/

Jesteśmy głodni. Rezygnujemy z gotowania na rzecz obiadokolacji w restauracji ośrodka. Nad głównym wejściem mam niespodziankę, która potwierdza przydatność taszczenia ze sobą wszędzie ciężkiego, fotograficznego sprzętu…

Gniazdo jaskółek dymówek – są śliczne i oczywiście wiecznie głodne… 😃

Jaskółka dymówka (Hirundo rustica)

Spędzamy wesołą godzinkę jedząc obiad z całą naszą mazurską ekipą. Potem prysznic i zmykamy spać. Nasza łódka nie ma dzisiaj siły na nic więcej. A ponieważ na terenie ośrodka jest jakaś impreza z koncertem. To zasypiamy słuchając przepięknie śpiewającej dziewczyny…

Spływ Krutynią przekładamy oczywiście na dzień jutrzejszy. Dzisiejszy dzień był po prostu dniem pod pełnymi żaglami i nic więcej się w nim nie zmieściło… Oczywiście nic więcej, oprócz mojego poranka na bobrowiskach i śniadania z łabędziami 😃

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

09 listopada 2019 o 15:57

💓😊

Pan Mąż

03 listopada 2019 o 16:22

Przeczytałem… piąty raz ;-). I co? No i w to jesienne popołudnie otrzymałem znowu troszkę mazurskiego słońca… Potrzebnego jesienią… Będę wracał do tej historii zawsze, gdy potrzeba mi będzie rodzinki, słońca, wiatru i wolności… dziękuję Pani Żono :-*

fotoeskapady

06 sierpnia 2019 o 17:05

Dziękuję pięknie…😊 I zgadzam się – to naprawdę była “fajowa” wyprawa… 👌⛵😀

Andrzej

06 sierpnia 2019 o 15:33

Fajowa wyprawa, jak zwykle dobrze się czytało -:)

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *