LatoNaturaPodróżePolskaRodzina

Z wiatrem w żaglach. Mazury.

108.2019
Powrót do spisu treści

6 dzień – Spływ rzeką Krutynią

18. 07. 2019, czwartek

Budzę się o świcie i mam kolejny dzień, w którym raczej wschodzącego słońca nad jeziorami nie sfotografuję – znowu jest pochmurno… Ale to nic. Pochodzić o poranku w poszukiwaniu cudów natury, mniej  lub bardziej dzikich – zawsze warto. I tak, dzisiaj zaczynam od stworzeń mniej dzikich. Za to absolutnie pięknych. Nad jezioro, jak do ogromnej miski z wodą, przychodzi napić się wielki i cudny ”Bryś”. Chlipie wodę – pewnie mu strasznie gorąco pomimo pochmurnego poranka. Futro naprawdę grube… To nowofundland, a one mają bardzo gęstą sierść…

W pewnym momencie psiak mnie zauważa – patrzy zdziwiony, że ktoś oprócz niego jest nad jeziorem. Jego spojrzenie jakby pyta – a Ty co tutaj robisz? Człowieki o tej porze raczej śpią…

Zaraz po rzuceniu pytającym spojrzeniem, Bryś ziewa – nie zasłaniając oczywiście paszczy 

i odchodzi – jeszcze raz patrząc wzrokiem wyrażającym dezaprobatę, co do tak wczesnego pałętania się człowieków po jego domu 😉

Gości przy misce z wodą jest jednak więcej… I nic Brysiu na to nie poradzisz – dzielić się trzeba… 😉😃

Przy samym brzegu przycupnęła spragniona pliszka siwa.

Z szuwar wyleciała czapla ze zdobyczą w dziobie,

a przy trzcinach drzemią kaczki krzyżówki, które pewnie lada moment się dobudzą i do Twojej miski z wodą Brysiu wskoczą…

I tak to w życiu jest – wydaje nam się, że cały świat do nas należy, i że ta miska jest właśnie jego i tylko jego… . Ale gdy się rozejrzymy to okazuje się, że jest tłoczno.  Oj, bardzo tłoczno… 😉

Porzucam brzeg jeziora i postanawiam zajrzeć do jaskółek. Te w gnieździe jeszcze nie bardzo się dobudziły… Nawet dziobów w oczekiwaniu na jedzenie póki co nie otwierają…

Natomiast starsze z jaskółek, które już swoje gniazdo opuściły, ciekawie się się rozglądają, gotowe na rozpoczęcie dnia…

Wracam na łódkę. Po drodze mówię dzień dobry czerwonej jarzębinie. Tak to już na pewno jest środek lata, gdy jarzębina pięknie się czerwieni….

Jarząb pospolity (Sorbus aucuparia)

Towarzystwo już nie śpi. Umawiamy się na spływ Krutynią – wg opowieści Marcina – przejrzystą i bogatą w podwodną faunę i florę. Doczytuję, że w Krutyni występują gąbki rzeczne. Nigdy ich nie widziałam, także już sama możliwość spotkania nowego gatunku jest wystarczającą zachętą do spenetrowania rzeki, niezależnie  od pogody i  temperatury wody, która na pewno będzie daleka od ciepłej… 😉  Jemy śniadanie – nie za dużo, żeby żołądek w pływaniu nie przeszkadzał i idziemy. Pięciu nurków z płetwami w dłoni środkiem lasu maszeruje – widok musicie przyznać niecodzienny…😀

Piąty nurek – to ja 😀 Pięciu – bo reszta towarzystwa na spływanie ciepłą inaczej rzeką się nie zdecydowała… 😃

Dwójka spośród naszych chłopaków – Mati i Łukasz, wybierają się w krótkich piankach 😯 Nie sądzę, żeby był to najlepszy pomysł 🤔 Ja pod moją, bądź co bądź długą piankę – trójeczkę, ubieram getry i bawełnianą bluzkę z długim rękawem. Wszystko co prawda nasiąknie wodą, ale po ogrzaniu temperaturą ciała, warstwa izolacyjna będzie… 😀

I tak sobie wesoło maszerujemy przez dwa kilometry lasem, a potem pozostaje nam już wskoczyć do super przejrzystej, wg opowieści Pana Marcina, rzeki Krutyni…

No to wskakujemy… 😀 O matko!!! Lodowato!!! 😲 Ale za chwilę już jest przyjemnie… Zanurzam głowę z maską. Patrzę… Patrzę… Patrzę… I nic nie widzę… 😂 Jaka miała być przejrzystość wody?… Rewelacyjna?… No… 🤔 No to jest przejrzysta inaczej… 😂😂😂

Nic to, nie ma się co zrażać – dzielnie płyniemy… 😀

Co niektórzy jeszcze przejrzystością – to zdziwieni…🤔

To jej poszukujący… 😂

Raz pod wodą, raz ponad wodą…

Ale płyniemy…

I wiecie co?… Jest super… 😃

Ciało się przyzwyczaja do temperatury wody, widoki – zakole za zakolem rzeki – cudne…

Chociaż czasami lekko rozmyte… 😉

Jest cicho i pusto…
Ze zdumieniem przyglądają się tylko wodnym stworkom, czyli nam 😉 – kaczki krzyżówki

i owczarek niemiecki 😀

Oczy pod wodą pomału do braku przejrzystości się przyzwyczajają i zaczynam dostrzegać rośliny…

Resztę zdjęć spod wody litościwie dla Was obrobiłam… 😀

Liść grążela żółtego…

Grążel żółty (Nuphar lutea)

Liście grążela żółtego, bliżej dna oraz w tle liście jeżogłówki pojedynczej.

Grążele żółte (Nuphar lutea), jeżogłówka pojedyncza ( Sparganium emersum)

Liście jeżogłówki pojedynczej.

Jeżogłówka pojedyncza ( Sparganium emersum)

Sinica.

Sinica (Cyanophyta)

W pewnym momencie woła mnie płynący nieopodal Mati. Znalazł!!! Znalazł gąbkę rzeczną – mały, śliczny krzaczek… 😊

Nawodnik rzeczny (Ephydatia fluviatilis)

Robię fotkę i płyniemy dalej. No i dalej, już sama znajduję całą plantację gąbek… 😀

Nawodnik rzeczny (Ephydatia fluviatilis)

Ale cudne krzaczki… Aż sobie z radości trochę przez snorka poparskałam… 🐳😀 Moje własne gąbki… 😊

Co niektórzy są już zmarznięci bardziej, a co niektórzy mniej… Jak myślicie – kto trzęsie się najbardziej?… 😉 Na pewno nie ja – wielorybki pod wodę grubo się ubierają. Są mokre, ale nie zmarznięte…🐳😀 Chce mi się płynąć dalej i dalej, ale za kolejnym zakolem rzeki – jest olbrzymie rozlewisko.

Tam nie będzie w ogóle prądu i trzeba będzie mocno płetwować – a jednak jesteśmy już trochę zmęczeni, no i niewielorybki są zmarznięte… Wychodzimy na brzeg… Ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić – brzeg jest raczej bagienny.

Dobrze mieć przy sobie Pana Rycerza, co pomoże się Ci wykaraskać z błotnego trzęsawiska… 😃 

Ja zanim wypełzam na błotny brzeg, fotografuję kwiaty wodne, pięknie prezentujące się przy brzegu ponad lustrem wody…

Pąk grążela żółtego.

Grążel żółty (Nuphar lutea)

i grążel rozwinięty w piękny kwiat…

Grążel żółty (Nuphar lutea)

Osoka aloseowata.

Osoka aloesowata (Stratiotes aloides)

I na dodatek ślimak – błotniarka stawowa… Niestety zdjęcie nie wyszło ostre, ale pokazuję, że błotniarki w Krutyni są i jest im tutaj całkiem nieźle… 😃

Fotografuję sobie spokojnie kwiatki, a tutaj któż to się wynurza?… 

Jakiś Wodnik Szuwarek… 😂 Jak to trzeba jednak w tej wodzie uważać – nigdy nie wiesz kogo spotkasz… 😉😀

Potem pozostaje mi już tylko, w ślad za moim Wodnikiem Szuwarkiem, wypełznąć na brzeg i dołączyć do zmęczonego spływem towarzystwa…

Zmęczonego, ale absolutnie zadowolonego i w wyśmienitych humorach… 😃

No to czas na powrót lasem,

w którym ”krótkie spodenki” muszą trochę pocierpieć z powodu wszechobecnych, po obydwu stronach wąskiej ścieżki, pokrzyw… 😀

Po pokrzywach, czas na przemierzanie ukwieconych, leśnych polan…

A z jaką zdobyczą wraca porządny nurek, ze spływu rzeką mazurską?… Porządny nurek, wraca z okazałym podgrzybkiem… 😀

Podgrzybek brunatny (Imleria badia)

Potem już tylko przywitanie z dziadem borowym…

Gorący prysznic i już klarujemy łódkę – czas płynąć na ostatni wspólny wieczór naszej armady – kierunek Mikołajki.

A żegnają nas śliczne malutkie kaczki krzyżówki

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos)

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos)

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos)

i ich piękna mama 😊

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos)

Czyżby dzieciaki chciały zrezygnować z pływania pod pełnymi żaglami i przejść na wiosłowanie… 🤔😉😃

Zrobiła się piękna pogoda i niestety prawie zupełnie nie wieje… No to mamy leniwy dzień z flautą, słoneczkiem i pełnym lenistwem żeglarzy na spokojnie płynących łódkach… Może trzeba było jednak wziąć łódkę wiosłową… 🤔😀

Pan Mąż próbuje łapać wiatr w żagle. Trochę łapię wiatr w żagle również ja…

Synuś robi klar z cumami,

a potem ogarnia szoty…

Oddaję ster we właściwsze ręce 😊

i trochę fotografuję ten piękny dzień na Jeziorze Mikołajskim

oraz mijane kolejne dzikie miejscówki – w stronę których rzucamy tęskne spojrzenia.

Trochę opisuję nasz mazurski czas, ale przede wszystkim przymykam oczy i wchłaniam to lenistwo całą sobą… Raz na jakiś czas poleniuchować należy… 😃

Dopływamy do Mikołajek  parę minut po godzinie szesnastej.

Przepływając 12 kilometrów, w 3 godziny.

Jak zwykle pierwsi wypłynęliśmy – no i tym razem również pierwsi dopłynęliśmy… 😃

Mati robi na szybko pulpety z sosem grzybowym – na moim podgrzybku 😀 Jesteśmy strasznie głodni… Czekamy jakąś godzinkę na resztę. Najpierw przypływa Lotniskowiec Hoxi… Razem z załogą Lotniskowca, a przynajmniej z jej częścią 😉, wypatrujemy Letniskowca…

Gdzież oni są?… Próbujemy utrzymać im miejsce przy kei – dzisiaj trochę zatłoczonej… Ale w taki piękny dzień przecież Letniskowiec spieszyć się nie będzie – tutaj też nazwa zobowiązuje… 😉 Dopływają na spokojnie półtorej godziny po nas…

Ponieważ Kubuś przeczytał w trakcie mazurskich wakacji dwie książki – ”Morderstwo w Orient Ekspresie” Agathy Christie oraz Sherlocka Holmsa i więcej książek nie ma,  biegnie do centrum mariny, żeby sobie coś kupić. Pan Tata idzie za synusiem, żeby oszczędzić mu wydatkowania kieszonkowego – czytanie trzeba u syna w końcu wspierać 😃 Niestety w Mikołajkach, a przynajmniej w marinie nie znajdują żadnej sensownej księgarni. Trzeba więc znowu będzie ściągnąć jakąś książkę na e-booka. Swoją drogą widać jak pomału papierowe książki zostają wypchnięte przez elektroniczne…

A co będzie jeżeli cyfrowy świat się zawali?…🤔 Papier tak łatwo nie znika… Tak naprawdę najlepiej byłoby utrzymać i wersje papierowe książek i elektroniczne. Dla ochrony myśli spisanych, emocji uchwyconych i zachowania w pamięci naszego pokolenia… Ale, czy to się uda?… Nie sądzę, a przynajmniej nie w takim zakresie jakbym chciała….

Wieczór z przyjaciółmi – znowu wykorzystujemy do biesiadowania Hoxi… Następnym razem załoga Hoxi pewnie weźmie jacht z maleńkim kokpitem… 😉

Wymieniamy się jeszcze mazurskimi zdjęciami…

Dzieciaki to grają w karty na dziobie Lotniskowca,

to toczą dziecięco-młodzieżowe dysputy na Letniskowcu… 😉

Słońce chyli się ku zachodowi. Dzieci cały czas fikają – trudno dzisiaj będzie zagonić je do spania…

Rodzice, trochę zadumani i zawieszeni na schyłku dnia i końcu żeglarskiej przygody,

spędzają wieczór nad małym drineczkiem i wesołych opowieściach – tak jak to wieczorami na Mazurach czas się spędza…

Mikołajki pomału usypiają…

Jeszcze mewy przed spaniem wykorzystują czas na kolacyjkę serwowaną przez żeglarską, dziecięcą gawiedź…

I idziemy spać z blaskiem pięknego księżyca, którego już trochę, chociaż jeszcze ledwo zauważalnie, zaczyna ubywać…

 

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

09 listopada 2019 o 15:57

💓😊

Pan Mąż

03 listopada 2019 o 16:22

Przeczytałem… piąty raz ;-). I co? No i w to jesienne popołudnie otrzymałem znowu troszkę mazurskiego słońca… Potrzebnego jesienią… Będę wracał do tej historii zawsze, gdy potrzeba mi będzie rodzinki, słońca, wiatru i wolności… dziękuję Pani Żono :-*

fotoeskapady

06 sierpnia 2019 o 17:05

Dziękuję pięknie…😊 I zgadzam się – to naprawdę była “fajowa” wyprawa… 👌⛵😀

Andrzej

06 sierpnia 2019 o 15:33

Fajowa wyprawa, jak zwykle dobrze się czytało -:)

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *