7 dzień – Ostatni dzień żeglowania i pożegnanie z armadą…
19.07.2019, piątek
Ostatni dzień pływania czas zacząć. A wstaje on przepięknie słoneczny, natomiast zupełnie bezwietrzny…
Ciężki, mocny wiatr na żaglach, to niełatwa sprawa. Ale zupełna flauta – to po prostu brak żeglowania… Mamy nadzieję, że trochę powieje – dzień na silniku nam się nie uśmiecha…
Łódki o wczesnym poranku dopiero się powoli budzą…
Kawka, śniadanko i wypływamy… Wieczorem musimy dotrzeć do naszego portu, z którego braliśmy jacht i gdzie jutro rano, do godziny dziewiątej musimy go oddać. Mamy do przepłynięcia 50 kilometrów, co przy braku wiatru nie będzie łatwe… Jeszcze chcielibyśmy na jakąś chwilę po drodze się zatrzymać na małe fikanie w wodzie… Mam nadzieję, że się uda.
Wypływamy.
Płyniemy na żaglach, halsując i raz za razem mijając się z Letniskowcem Marcinów.
Patrzymy, a Hoxi mija nas na silniku – chyba bardzo chce im się tego fikania w wodzie 😀
W końcu i my zrzucamy żagle – słabo z tym płynięciem… 🙄 Na silniku dopływamy do małej, piaszczystej plaży, przy kwitnących łąkach.
Rzucamy kotwicę, cumujemy do drzewa, a ponieważ jest strasznie gorąco – z absolutną przyjemnością wskakujemy do wody 😃
Chociaż woda w pierwszym momencie wydaje się być co nieco zimna,
to jednak nie wygania nikogo z wody… W taki upał ciepła woda nie jest absolutną koniecznością do kąpieli – może być lodowata… 😀
Dzieciaki brykają.
A ja biorę maskę, rurkę, aparat fotograficzny i płynę w stronę szuwar, licząc na jakiś fotograficzny kąsek. Niestety oprócz wodorostów, paru muszli małż i małych okoni – nic nie fotografuję.
Rdestnica przeszyta (Potamogeton perfoliatus)
Zamętnica błotna (Zannichellia palustris), rdestnica przeszyta (Potamogeton perfoliatus)
Okonie (Perca fluviatilis)
Natomiast orzeźwienie w zimnej wodzie podczas upalnego dnia jest fantastyczną sprawą… Potem chwila odpoczynku pośród łąkowych kwiatów.
Niektóre dzieciaki bawią się w piasku, budując to co akurat wyobraźnia podpowiada… 😊 Tylko dlaczego w masce nurkowej?… 🤔
Co niektóre dzieciaki w piasko-błotku taplają się jakby mniej… 😉
Obiadek chilli con carne. Chwila z kawką i już machamy na pożegnanie do załogi Letniskowca, i do ekipy z Hoxi. Wypływamy – nasza armada rozpływa się. Każda do swojego portu.
Płyniemy na żaglach. Widzimy jeszcze Hoxi, która też ma postawione żagle – przynajmniej na chwilę… Wieje dalej nie za mocno…
Jeszcze mijamy tramwaj wodny zwany w naszej ekipie – Paskudą 😉
Słońce skrzy się na wodzie – a wiatru, ani ani.
Kawka, kanapki, herbatka. Potem czas na składanie masztu, parę kanałów – upał jest niesamowity…
Tylko mewie szybującej nad wodami jezior, upał jakby nie przeszkadza…
W końcu, po ponad siedmiu godzinach żeglugi, wpływamy na Jezioro Niegocin. Stawiamy żagle i płyniemy znowu spokojnie halsując… Tym razem steruje Kubuś, który radzi sobie z bajdewindem pięknie płynąc na ostro, acz nie za szybko, bo trudno w takich okolicznościach płynąć szybko, gdy dalej wieje marna jedyneczka, w porywach do dwójeczki… 😉
Potem steruje znowu Pan Tata. Słońce pomału obniża swój bieg na nieboskłonie i światło robi się bardziej miękkie…
Robi się też trochę chłodniej.
Patrzymy na naszego Kubę – piegi na nosie od słońca, jasne spojrzenie, uśmiech na twarzy… Ten kto ma nastolatków pod skrzydłami wie, że wcale taki oczywisty ten uśmiech na co dzień nie jest… 😉
Tak, warto swoje latorośle raz na jakiś czas zabrać tam, gdzie umysł odpoczywa, a pogodna buzia wynika z prostego szczęścia bycia z rodziną… 😊
Ptaki rozpoczynają swoje wieczorne żerowanie.
Mewy – jak zwykle trochę się kłócąc.
Ale tym razem, naprawdę tylko trochę… 😉
A bielik spokojnie kołując i wypatrując zdobyczy…
Bielik zwyczajny (Haliaeetus albicilla)
Bielik zwyczajny (Haliaeetus albicilla)
Zupełnie nie wieje… Zrzucamy żagle.
Ale gdy je zrzucamy, coś zaczyna wiać… A ponieważ chce nam się jeszcze tego żeglowania, to stawiamy żagle z powrotem i na pełnych żaglach,
wraz z zachodzącym słońcem, kończy się nasza mazurska przygoda i siedem dni w Krainie Wielkich Jezior…
Wypada mi zamieścić ostatnią mapę… Przepływamy dzisiaj 43 kilometry w prawie 9.00 godzin.
Przed dopłynięciem do portu jeszcze trzeba sklarować cumy…
Jeszcze spojrzeć na błyszczące kabestany…
Zawiesić myśli na zachodzącym słońcu…
I już czas wracać do domu. Do starszych piskląt, które niby już nas nie potrzebują, ale mocne to jest póki co – niby… 😊
Podsumowanie.
Jak zwykle muszę parę słów na zakończenie fotoeskapady napisać… 😊
Jaka była ta eskapada?… Jakim była czasem?… Była piękna żeglarsko. Tak naprawdę, prawie w całej gamie możliwych warunków pogodowych. Były dni z pięknym słońcem i lekkim wiatrem, były dni deszczu i wiatru pozwalającego na rozwinięcie skrzydeł, a czasami nawet wymagającego ich zrefowania… 😉 No i była też absolutna flauta… 😀 Był to czas, w którym totalne żeglarskie fujary zmieniły się w całkiem radzących sobie z jachtem żeglarzy – tutaj uznanie przede wszystkim dla Pana Męża, co jacht i wiatr czuje… 😊 Był to też czas piękny dla mnie fotograficznie, w obserwacji ptasiego życia gatunków wodę lubiących – dorastania piskląt, walk samców, a to wszystko w pięknie mazurskich krajobrazów. Były porty i dzikie miejscówki. Były wieczory i był też mój czas świtu na bobrowiskach. No i był oczywiście czas w podwodnym świecie Mazur, może mało przejrzystym, ale i tak fantastycznym… Czas Wodników Szuwarków, co przez las z płetwami mają w zwyczaju maszerować, przy okazji robiąc grzybobranie… 😉😀 Ale przede wszystkim było rodzinnie i przyjacielsko… Były chwile śmiechu, rozmów i chwile zadumy… Tak, to był dobry czas. Czas w pięknie wielkich przestrzeni polskich jezior… 😊
A gdy wracamy do domu, pierwsze witają nas dwa małe, śliczne jeże…😃
Jeden ciekawie nam się przygląda,
Jeż zachodni, jeż europejski (Erinaceus europaeus)
a drugi wystraszony zwija się w kłębek….
Jeż zachodni, jeż europejski (Erinaceus europaeus)
Powoli, żeby jeży bardziej nie wystraszyć, wycofujemy się i widzimy jak jeżowe rodzeństwo zmyka na polanę – pewnie do mamy… 😊
No to i my otwieramy drzwi, ciesząc się jak zwykle z powrotu do domu. Ściskamy starsze dzieciaki, chwila pogawędki i zmykamy spać…
Zasypiamy jeszcze kołysani wspomnieniem pływania na łódkach, a w głowie cichutko śpiewa mi refren mojej ulubionej szanty…
”Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?
Gdzie ta koja wymarzona w snach?
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat?
Gdzie ta brama na szeroki świat?
Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht?
Gdzie ta koja wymarzona w snach?
W każdej chwili płynę w taki rejs,
Tylko gdzie to jest? No gdzie to jest?…”
Tak na pewno na żagle wrócimy… A następny rejs?… – Tylko gdzie to jest? No gdzie to jest?…”
Ps. No i oczywiście eskapady skrótowo opisać rady nie dałam… 😂
Komentarze
fotoeskapady
09 listopada 2019 o 15:57
💓😊
Pan Mąż
03 listopada 2019 o 16:22
Przeczytałem… piąty raz ;-). I co? No i w to jesienne popołudnie otrzymałem znowu troszkę mazurskiego słońca… Potrzebnego jesienią… Będę wracał do tej historii zawsze, gdy potrzeba mi będzie rodzinki, słońca, wiatru i wolności… dziękuję Pani Żono :-*
fotoeskapady
06 sierpnia 2019 o 17:05
Dziękuję pięknie…😊 I zgadzam się – to naprawdę była “fajowa” wyprawa… 👌⛵😀
Andrzej
06 sierpnia 2019 o 15:33
Fajowa wyprawa, jak zwykle dobrze się czytało -:)
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!