Z podróży

O zdobywaniu szczytów

1805.2018

O zdobywaniu szczytów.

Góry

Gdy idę z nizin w góry wysokie oczu nie mogę oderwać,

krok za krokiem – nie będzie łatwo, lecz drogi nie myślę przerwać.

Najpierw wzniesienia niewielkie – to jakby wrota gór domu –

zbocza łagodne, tutaj zające skubią trawę po kryjomu.

Za nimi spokojnie wznoszą się góry wyższe – szeroko siedzące,

baby wielkie piaskowe na myśl przywodzące.

Całe zielenią ciemną, jak miękką kołdrą przykryte,

tam żyją jelenie o pięknych porożach między drzewami ukryte.

A potem, to co już najpiękniejsze – skały strzeliste,

piętrząc się w górę, odarte z zieleni – szare, bezlistne.

I w końcu szczyty, gdzieś w chmurach ginące,

tak bardzo nieprzystępne a przecież kuszące.

Wołają do nas milcząc skaliście,

by wspiąć się wysoko jak dzikie kozice.

A gdy zdobywam szczyt, właśnie ten dla mnie najwyższy,

stoję i tylko szum wiatru w wielkiej przejmującej ciszy.

W jasnych promieniach słońca na szczycie ponad chmurami,

napawam oczy spokojem poza żmudnej codzienności murami.

Komentarze

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *