Rozdział VI
Dzień, jak co dzień.
26.07.2016, wtorek.
Ranek zaczynamy jak zwykle – od kawki w łóżeczku. Potem śniadanie i na plażę. Dzień jest strasznie gorący, 35ºC. Śniadanie musimy jeść w przyczepie. Decydujemy z Matim, że popołudniu pojedziemy do Centrum rozejrzeć się za jakimś baldachimem do zacienienia przestrzeni przed campingiem. Jest tak gorąco, że na plaży trudno wytrzymać. Na dodatek od dwóch dni Kasia ma focha . Myśleliśmy, że będzie zwykły ale wygląda na to , iż to foch z typu ”forever” :(
W ogóle nie możemy się dogadać. W końcu decydujemy się ograniczyć Kasi czas spędzany z komórką, ponieważ foch pojawił się po udostępnieniu internetu. Niestety nie pomaga. Dalej brak logicznego kontaktu na linii córka – rodzice. Postanawiamy przeczekać. Jednakże niezależnie od focha jesteśmy umówione na jednego snorka, więc idziemy. Minę Kasia ma straszną a ja w mojej maminej naiwności wierzę, że jak moja nastolatka zobaczy podwodny świat, to poprawi jej się nastrój i polubi snorkeling, który my uwielbiamy.
Próbuję Kasi pokazywać pod wodą różne rzeczy. Trochę się udaje, ale w całokształcie moja córka nie bardzo chce się ze mną pobawić. Pytam – chcesz płynąć dalej? Odpowiedź – jak chcesz. Pływamy jeszcze chwilę i wracamy. Pytam się – czy pod wodą jest fajnie? Odpowiedź – fajnie. A zaraz potem – nie lubię tego. Mówię – ok. Chciałam tylko, żebyś spróbowała. No nic – foch trwa…
Za to chłopaki tylko czekają na nasz powrót (brakuje jednej pary płetw – mamy tylko trzy plus małe Kuby)
I od razu znikają pod wodą :)
Po powrocie chłopaków ze snorka. Zostawiamy Kubę pod opieką młodzieży i jedziemy z Matim do Centrum. Szukamy baldachimu. A tu niespodzianka po drodze ukochany sklep Matiego ”Lidl”. Wchodzimy na małe zakupy. Różnice cenowe w porównaniu ze sklepikiem na campingu – duże. Woda mineralna 1,5 litra na campingu kosztuje 7 zł., w Lidlu 3 zł. Będzie trzeba tutaj robić zakupy jak czegoś zabraknie. Baldachimów niestety nigdzie nie ma a właściwie są tylko strasznie drogie. Trzeba wyłożyć ponad 1000 zł. Rezygnujemy i w ”Ysku” kupujemy dwa parasole z podstawkami do napełniania wodą – każdy ok 70 zł. Musi wystarczyć. Dokupujemy każdemu po poduszce na plażę plus jedną karimatę. I i tak zostawiamy 230 zł. Trudno jak się zapomina z domu, to trzeba kupić :( Wracamy na plażę i zastajemy naszego Kubusia z nieszczęśliwą miną i z wielką raną (wg .własnej oceny) pod kolanem. Patrzę a rana, to maleńkie rozcięcie od kamienia. Kuba zaczyna szlochać i skarżyć, że to Filip próbował go utopić itd., itp. Mati na to, żeby uważał – bo jeżeli to jest prawda, to więcej z Filipem nie zostanie. Zeznania natychmiast zmieniają kierunek a szloch milknie. Minka tylko nadal odrobinę nieszczęśliwa…
Jednakże ani rana, ani poczucie skrzywdzenia nie przeszkadza naszemu najmłodszemu po względnym posileniu się struclą serową, pobiec za braciszkiem do wody ;)
Tylko nadążyć za starszym bratem jakby trochę trudno ;)
Jeszcze chwila zabawy z bratem, tatą, i pontonem…
I wracamy do przyczepy. Jest prawie 20.00 i nic chłodniej. Jemy chili con carne z puszki. Kasia nadal z fochem !!!
Mam dosyć odzywek typu: ”Nie mam focha – czepiacie się” i wszelkich innych wypowiadanych z wyższością pospolitą dla nastolatek. Przerywam focha kategorycznie – mówiąc, że sobie ani na to nie zasługujemy, ani sobie tego nie życzymy i o dziwo dociera. Jeszcze przed pójściem spać foch znika bez śladu :) Przynajmniej na razie ;(
Znowu zasypiamy w okolicach 22.00. To leniuchowanie jest straaasznieee męęęcząąąceee ;)
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!