LatoNaturaPodróżePolskaRodzina

Kraina Wielkich Jezior Mazurskich – Północ.

610.2020
Powrót do spisu treści

Rozdział IV
Gdy prowadzi Cię klangor żurawi.

18.08.2020, wtorek.

Dziwię się trochę, że pada, gdy otwieram oczy o czwartej rano. Nic nie zapowiadało deszczu – ani prognozy pogody, ani słoneczny poprzedni dzień. Muszę trochę poczekać.

Przejaśnia się około godziny szóstej i tak wychodzę w teren.

Las kapie deszczem.

Ściółka pięknie pachnie – jak ja to lubię 😊.

Z daleka słyszę klangor żurawi. To czas, kiedy zaczynają się grupować przed jesiennymi odlotami. Idę patrząc na mapę. Sprawdzam wszystkie ukryte wzdłuż mojego szlaku leśne jeziorka.

Jedno jest niezwykle urokliwe, bardzo podobne do leśnego jeziorka Matiego z Krzyży (poprzednia eskapada), tylko mniejsze.

Pada deszcz, ale to właściwie nie przeszkadza – jest naprawdę pięknie…

Gdy próbuję podejść pod sam brzeg, załamuje się pode mną spróchniały potężny konar drzewa. Jakoś się tam wygrzebuję i staję na grząskim przybrzeżnym mchu.

Jest jak miękki, puszysty, uginający się pod stopami dywan, porośnięty cały cudnymi białymi kwiatami czermieni błotnej…

Czermień błotna (Calla palustris)

Czermień błotna (Calla palustris)

Pada coraz mocniej… 

Chowam aparat do pokrowca i idę dalej.

Sms od Pana Męża – masz deszczówkę? Ja oczywiście nie mam, ale ponieważ aparat ma, to się nie przejmuję… 😁

Sms kolejny – szukając Ciebie wpadłem w bagno… No to odpisuję – wracaj, ja wrócę na kawę. Nie ruszaj się. Szukam Cię… – przychodzi sms z typu kategorycznych. Jak to nie ruszaj się…? Słyszę żurawie…🤦‍♀️ Nic z tego. Odpisuję, równie kategorycznie – wracaj, ja idę dalej… Dla załagodzenia sms-owej dyskusji małżeńskiej 😉 dodaję – spotkajmy się w Barze Nowy Harsz, zjemy tam śniadanie. A ponieważ nie wzięłam kanapek, to w tym samym momencie , w którym to piszę, czuję zapach pysznej jajeczniczki na maśle 😋. Ale żurawie klangorzą dalej, więc piję łyk wody i idę prowadzona tym żurawim klangorem 💚.

No tak, ale jeżeli do lasu idę sama i nie uruchamiam aplikacji sportowej rysującej mapę trasy, to to że pobłądzę jest bardziej niż pewne. Błądzę w momencie, gdy Matiemu rozładowuje się telefon 🤦‍♀️ Otrzymuję tylko informację, że wraca na jacht, ponieważ bar jest jeszcze zamknięty, tam naładuje telefon i spróbuje mnie poprowadzić – ma oczywiście jak zawsze udostępnioną moją lokalizację. No to idę przed siebie. Widzę na mapie, że powoli oddalam się od Jeziora Dargin, ale ścieżek w bok nie ma, a klangor jest coraz głośniejszy, więc jak dla mnie kierunek , w którym podążam jest całkiem ok 😉😀.

Pada z małymi przerwami. Fotografuję rozległe pola, pośród których wędruję

i chabry bławatki, które je pięknie malują – powoli już czuć jesień… 🍂🍁 

Chabry bławatki (Centaurea cyanus)

Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię nazwę ”bławatek”. Każda roślina i zwierzak powinny mieć takie przydomki, a nie wszechobecne – ”zwyczajny”, ”pospolity”… 🙄

Chabry bławatki (Centaurea cyanus)

No i nadchodzi w końcu ten moment, kiedy na jednym z pól zauważam dwa żurawie, które to sobie stoją,

Żurawie szare (Grus grus)

to się nad rżyskiem po świeżo zżętym zbożu pochylają – pewnie wyskubują jakieś poranne przekąski.

Żurawie szare (Grus grus)

To spokojnie sobie krocząc, raz na jakiś czas zanoszą się pełną piersią śpiewnym klangorem, na który z paru stron odzywa się klangor innych żurawi. 

Żurawie szare (Grus grus)

Żurawie szare (Grus grus)

W ten sposób nawołując, powoli będą się grupować przed jesiennymi odlotami. 

Żurawie szare (Grus grus)

Cieszę się, że klangor doprowadził mnie do tej pary żurawi. Wycofuję się i idę dalej. Tzn. teraz już nie wiem, w którą stronę mam się kierować, ponieważ doszłam do miejscowości Harsz. W ostatnim sms-ie zapytałam Matiego, czy mam iść na Nowy Harsz, a odpowiedź, którą otrzymałam brzmiała – odwrotnie. Idź na Port Nowy Harsz. No tak, ale Portu Nowy Harsz na mapie nie ma, a Nowy Harsz to wg Pana Męża niby nie ten kierunek 🤷‍♀️ Na dodatek GPS nie działa… Brak zasięgu… 🤦‍♀️ 

Co zrobić jeżeli nie masz GPS? Trzeba zasięgnąć języka u miejscowych człowieków. Zresztą GPS, chociaż trudno w to uwierzyć, jest kwestią ostatnich 20 lat i jego brak w podróżowaniu, czy wędrowaniu, absolutnie kiedyś nie przeszkadzał… No, może ja błądziłam ciutkę bardziej, bardzo ciutkę bardziej, niż obecnie… 😂

Widzę kogoś na jednym podwórku, a ponieważ brama jest otwarta, to zupełnie bezmyślnie na podwórko się ładuję. Pytanie – kto może być na wiejskim podwórku? Pytanie jest z rodzaju retorycznych, ponieważ ogólnie wiadomo, że po każdym wiejskim podwórku biega wiejski Burek. Ten Burek nazywa się Reksio, ale w niczym Reksia z bajki nie przypomina… 🤦‍♀️ Dopada do moich nóg, bez przyjacielskiego wyrazu oczu, szczeku, czy też uśmiechu – wszystko co Reksio prezentuje jest dalekie od przyjacielskości… 🙄 Zamieram, nie patrzę w oczy Reksia, Pani Gospodyni biegnie, krzycząc  – Reksio Ty diable!!! Nota bene nie poprawia mi to samopoczucia… 🙄 Pani Gospodyni podbiega, ale widać , że nie czuje się zbyt pewnie, ponieważ boi się chwycić Reksia za obrożę. Ale kłopotu narobiłam…🤦‍♀️ No i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Reksio robi krok w tył, Pani Gospodyni chwyta go za obrożę, a Reksio jak szczeniak na plecy i daje się głaskać merdając ogonem. Ja prób głaskania jednak nie podejmuję – uśmiech Reksia sprzed chwili był jednak zbyt wymowny…😁

Pani Gospodyni mówi mi, w którą stronę mam się kierować – okazuje się, że jednak na Nowy Harsz. Coś Pan Mąż pokręcił…

No to idę. W prawo, w lewo, a potem cały czas prosto – dokładnie tak jak usłyszałam. Jedno jest pewne – nigdy już na wiejskie podwórko, nawet z otwartą bramą, się nie właduję…🙄😉

I tak idąc, najpierw mijam to co w większości polskich wsi musi się minąć, czyli bocianie gniazdo.

Bociany białe (Ciconia ciconia)

Pochmurna pogoda nie nastraja zbyt radośnie bocianów nie posiadających dachu nad głową,

Bociany białe (Ciconia ciconia)

ale nie przeszkadza to jednemu z nich z ciekawością na mnie zerknąć 😉😀.

Bocian biały (Ciconia ciconia)

Podchodzę jeszcze pod małe jeziorko, znajdujące się w samym środku wsi, na którym również bez chęci do większej aktywności poranek spędzają mewy i łyski.

Łyska zwyczajna (Fulica atra). Mewa śmieszka (Chroicocephalus ridibundus)

Łyski zwyczajne (Fulica atra)

Znowu słyszę klangor żurawi. Już nie wiem, czy prowadzi mnie bardziej mapa (GPS zaczął za pomocą jakichś sił czarodziejskich działać), czy klangor…? Jednak klangor – ponieważ, gdy w oddali na polach widzę całe stado żurawi, to zbaczam z trasy, nadrabiając jakieś kilometr, czy półtora i podchodzę, co prawda niezbyt blisko, ale wystarczająco, żeby żurawie sfotografować…

Żurawie szare (Grus grus)

Żurawie szare (Grus grus)

Również w odsłonie rodem z wiejskiego podwórka – wystarczyłoby tylko wymienić żurawie i gęsi gęgawe, na indyki, i kury… 😉😀

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Można w tym miejscu dodać, że mapy są jednak mocno przereklamowane – gdybym nie pobłądziła, to nic by nie było z tak cudnego spotkania… 💚😀

Żurawie pięknie klangorzą, i pięknym klangorem odpowiadają im z różnych stron inne żurawie.

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Bo to po prostu taki piękny czas, kiedy żurawie po czasie gniazdowania, znowu zaczynają się łączyć w duże stada przed odlotem na zimowiska.

Żurawie szare (Grus grus)

Chowam się w krzaki i przez kolejne pół godziny cieszę się czasem obserwacji żurawi. Nota bene siedząc w krzakach i tak spędzam pół życia, więc takie pół godzinki jest praktycznie chaszczowym mgnieniem…😂

Część żurawi grupkami spaceruje po trawie

Żurawie szare (Grus grus)

Trochę posilając się, 

Żurawie szare (Grus grus)

Żurawie szare (Grus grus)

a trochę jakby rozmyślając.

Żurawie szare (Grus grus)

Inne spędzają czas na rżysku – tworząc dla mnie właśnie tą ciekawą, wiejską, gęgawo – żurawiową odsłonę fotograficzną…😀

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Nagle część gęsi zrywa się do lotu.

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Nie bardzo ten fakt w pierwszym momencie zmienia zachowanie żurawi.

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Jednak, gdy podrywa się kolejna grupa gęgawych, żurawie również postanawiają odlecieć.

Żurawie szare (Grus grus)

Tzn. tak mi się wydaje początkowo.

Żurawie szare (Grus grus)

Jednak żurawie nie wznoszą się wysoko, tylko zataczają nad polem małe koło i znowu lądują, prawie w tym samym miejscu,

Żurawie szare (Grus grus)

wracając do spokojnego spędzania poranku.

Żurawie szare (Grus grus)

Gęsi zresztą też po chwili wracają.

Gęsi gęgawe (Anser anser)

Widocznie dobrze im w żurawim towarzystwie.

Żurawie szare (Grus grus). Gęsi gęgawe (Anser anser)

Pewnie razem też na zimowiska polecą – wyglądają na zgrany zespół…😀

Powoli wycofuję się z krzaków i polami wracam na drogę.

Teraz już szybkim krokiem, mając cały czas klangor w głowie i sercu, kierowana wskazówkami sms-owymi typu – na skrzyżowaniu leśnych dróg w lewo, idę w stronę Pana Męża, który podładował telefon i teraz wyszedł naprzeciwko zmęczonej żonki… 😀

Robię w cztery godziny, dwadzieścia kilometrów w kaloszach – nie pytajcie… 🤦‍♀️ Nogi bolą mnie strasznie. Ale jak błądzić, to tylko po to, żeby spotkać się z przyrodniczymi skarbami, a ponieważ ja się spotkałam, to nie marudzę…😀

Robię z Panem Mężem ostatni kilometr na jacht, zajadając przygotowane przez najfantastyczniejszego męża na świecie kanapki 😋😁 Najfantastyczniejszy Pan Mąż jęczy, że ma po kąpieli w bagnisku całe nogi poparzone od pokrzyw. Jak to? Nie miałeś kaloszy…? – pytam. Ano nie. Pan Mąż wybrał się na poszukiwania swojej żony w sandałach i krótkich spodenkach…🤦‍♀️🙄

No tak, przecież z reguły chodzę szerokimi asfaltowymi drogami, bądź miejskimi deptakami…😂

Nic, jak poboli, to nauczka będzie i kaloszki z długimi spodniami też. Bo jeżeli moje gadanie, wielokrotne, na temat ubioru do lasu nie pomaga, do poparzone nogi może poskutkują…🤷‍♀️😁

Ale, że deszczówkę, ciepły sweterek i kanapeczki dla żonki zatroskany pan Mąż dźwigał – no to serducho moje ma…💗😀

No i pewnie, gdybyśmy razem poszli, zrobilibyśmy osiem kilometrów, bez błądzenia, bez bólu nóg – i bez żurawi. Także w sumie – pięknie się ten poranek pisany żurawim klangorem ułożył… 😀

Żurawie szare (Grus grus)

Docieramy na jacht – szczerze mówiąc widok naszego pływającego domku sprawił mi ogromną radość. Ledwo kaloszkowo przykuśtykałam…🤦‍♀️

Pijemy kawkę. Bierzemy prysznic – już o nim marzyłam, więc mnie cieszy pomimo słabych warunków, jeżeli chodzi o luksus toalet zwykłego pola namiotowego.

Najważniejsze, że na campingu Sunny Camp Pieczarki jest jako tako czysto. No i cicho – https://mazury24.eu/porty/sunny-camp-pieczarki,434 . Pływając sami, szerokim kołem omijamy duże, hałaśliwe porty.

Śniadanko było po drodze, więc klarujemy jacht i wypływamy na Jezioro Dargin, które wita nas pięknym wiatrem 4-5Bft. 

Szybko zabezpieczam aparat, pakując go w torbę nurkową,

dodatkowo otulając kołderką i kocem, żeby czasami nie spadł z koi.

Mój skarb jest w ten sposób jako tako bezpieczny…😀

Przestało padać, wiatr jest zimny, ale co najważniejsze – wieje.

No, takie pływanie cieszy nasze żeglarskie serca… ⛵😀

Tylko płynąc przez Jezioro Dargin, trzeba uważać na Głazy Sztynorckie, ale po pierwsze są one dobrze oznaczone, a po drugie aplikacji Tider też próżnować nie wypada…😉

Potem kolejne przeszkody w drodze na północ – most, pod którym trzeba przepłynąć z Jeziora Dargin na Jezioro Kirsajty. Mati upiera się, żeby złożyć i potem postawić maszt samodzielnie. Tak dla sprawdzenia siebie… A jak Pan Mąż chce się sprawdzać, to dobra Pani Żona się wycofuje  – niech się Pan Mąż sprawdza do woli…😉😁  Chętnie sobie posiedzę wygodnie i poobserwuję Pana Męża, bujając jednocześnie w obłokach…😀

A że Panu Mężowi idzie świetnie – 

to mogę bujać w obłokach na spokojnie 😉😀

Kirsajty zostają za nami. Wpływamy na Jezioro Mamry, a tam wychodzi zza chmur słoneczko – jest cudnie…😊 

I tak, żeglujemy na ostrym wietrze. Marudzę, na temat sandałów, które Mati zostawił przyczepione na koszu dla wysuszenia. Jak ja mam kręcić filmiki, czy robić zdjęcia z żeglugi? – pytam  🤷‍♀️ Oki – mówi Pan Mąż. Trzymaj ster – idę… Taki wiatr i ja przy sterze…😏 No to super – niekontrolowany zwrot mamy prawie od razu. Dobrze, że Pan Mąż zna moje możliwości i się porządnie jedną ręką relingu trzyma…😂

Na pewno potrafię za to perfekcyjnie puścić ster, żagle luz i wyjść z przechyłu, wyhamowując jednocześnie łódkę… Tyle nadziei w moich umiejętnościach, jak coś się dzieje…⛵🤦‍♀️

Pan Mąż szczęśliwie wraca z dziobu na rufę, śmiejąc się ze mnie do rozpuku. A ja oddając ster w lepsze ręce burczę, że przecież wie – przy szybkich akcjach na żaglach totalnie za sterem głupieję. Ogarnianie szmat – to co innego…

Pan Mąż steruje, je ogarniam szoty i fotografuję. I tak jest dobrze – każdy z człowieków na właściwym miejscu…😁

A co by nie mówić, fotka w przechyle jachtu z sandałami na koszu – nie byłaby fotką żeglarsko ok…😉😁

Jednak poważnie mówiąc – dalej muszę ćwiczyć. Chociaż nie wiem co to da. Ta część mojego mózgu pracuje jakby sprawniej inaczej, bądź sprawnie mówi mi proste i rzeczowe – NIE I BASTA… Sterujesz do trójeczki, powyżej wracaj do szmat…🤷‍♀️😉😀 

Po  5 godzinach, podczas których przepływamy 9 kilometrów (prędkość 4,7 km/h – ale postęp..👍😀),

cumujemy na dzikim kotwicowisku, z daleka od innych łódek. Mamy za towarzystwo tylko małe kaczuszki z mamą, kłapiące śmiesznie dziobami podczas przeszukiwania dna, w celu zjedzenia jakichś smakołyków…😀

Kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos), młode

Ale urosły w porównaniu z początkiem lipca…

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos), młode

Mama obserwuje swoje pociechy już teraz z dystansu

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos), samica

Kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos), młode

Ale jednak kroczy za nimi – krok w krok.

Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos), samica

Kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos), młode

Dzień żegna nas kolejnym fantastycznym zachodem słońca.

Tym razem można powiedzieć, że żegna nas prawie tęczowo… 🌈😊

Kolejna rozkołysana noc i już kolejny poranek. A ponieważ poranek w miejscu dalekim od łosi, czy klangoru żurawi, to mogę i pospać, i przywitać dzień pisaniem bloga przy pysznej, pachnącej kawce…

I tak też jest pięknie…😊

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

10 czerwca 2022 o 16:47

Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Sabina

Tomasz

24 marca 2022 o 21:25

Piękna relacja 😍

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *