Rozdział V
Ot, kolejny zwyczajny, żeglarski dzień.
19.08.2020. środa
Czyż takie śniadanka nie są najpyszniejsze…? Jajeczniczka na maśle i pomidorach przyrządzona przez Matiego, smakuje nieziemsko. Mniam 😋😀
Żółty ser mówi nam – że poprzedniego dnia przechyły były niczego sobie…
😂
Gdy wychylam głowę z kajuty widzę spokojnie stojącą na kamieniu kaczkę krzyżówkę.
Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos), samica
Ale jest piękna… 😊
Potem chwila z młodymi perkozami. Żeby je sfotografować wchodzę do jeziora i powoli podchodzę, żeby być i bliżej, i z poziomu wody. To jest korzyść pływania po Mazurach na jachcie – niewiele potrzeba, żeby móc z wody zwierzaki fotografować… 😉😀 Oczywiście zbyt blisko, ze względu na głębokość nie potrafię podejść, ale jakąś obserwację udaje mi się przeprowadzić…
Młode nadal pływają z rodzicami. Jak to wśród perkozów dorastających bywa, trochę się awanturują, a przynajmniej jedno z nich ma najwyraźniej poranek nie w sosie. Cały czas pokrzykuje na rodzica.
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosłe z młodymi
Inny z rodzeństwa, który najwyraźniej nie ma ochoty dołączać do awanturki, strategicznie chowa się za rodzicem.
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosłe z młodymi
Mama, albo tata (tutaj nie rozpoznasz), na początku cierpliwy, zaczyna patrzeć srogo na rozkrzyczanego potomka,
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosłe z młodymi
no i w końcu przystępuje do reprymendy,
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosłe z młodymi
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosły z młodym
której najistotniejsza część odbywa się pod wodą,
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosły z młodym – pod wodą 😉
co wnioskuję po minie latorośli wynurzającej się na powierzchnię
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
i mocno zezłoszczonej miny rodzica…😉😀
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), dorosły z młodym
Jak widać reprymenda okazuje się skuteczna,
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
ponieważ po chwili przybrania sfochowanej postawy,
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
młody perkozik wraca do zgodnego pływania z rodzeństwem.
Perkozy dwuczube (Podiceps cristatus), młode
A rodzic…? Rodzic, jak to rodzic – potrzebuje krótkiego momentu dla uspokojenia nadwyrężonych przez pociechę nerwów
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus)
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus)
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus)
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus)
oraz poprawienia piórek
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), dorosły z młodym
i ze spokojną miną wraca do grzecznego już rodzeństwa…
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), dorosły z młodymi
No proszę – perkozy, które są bardzo opiekuńczymi rodzicami, nie słyszały widocznie o bezstresowym wychowaniu… 😂 Jednak mała reprymenda jeszcze nigdy zbuntowanej młodzieży, również perkozowej, nie zaszkodziła – młody perkoz, jakąś chwilę później, szaleje w wodzie beztrosko 😀.
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
Mam tylko nadzieję, że pod wodą nie doszło do ”dzioboczynów” – ja jestem jednak za argumentacją wychowawczą słowną, nawet jeżeli czasami musi być ostra…😉🤷♀️😀
Fajny był ten poranny czas obserwacji perkozowej rodzinki, z dorastającą młodzieżą. Po ”nastolatkach” już widać zmianę upierzenia. Za chwilę będą dorosłe.
Perkoz dwuczuby (Podiceps cristatus), młody
Czas dzieciństwa u ptaków nie jest najdłuższy…
Uważając, żeby przez przypadek się nie przewrócić – w końcu mam w ręce sprzęt fotograficzny do podwodnej fotografii absolutnie nie przystosowany, wracam na jacht. Fotografuję po drodze jeszcze ważkę, która przysiadła na wystającej z wody, pożółkłej trzcinie.
Łątka dzieweczka (Coenagrion puella)
W tym czasie, gdy ja fotografuję Mati, próbuje złapać na wędkę rybę – cały czas bezskutecznie. Co oczywiście zupełnie mnie nie martwi… 😁
No i w końcu czas na odłożenie zarówno aparatu, jak i wędki, klarowanie jachtu, potem kąpiel w przejrzystej i pachnącej wodzie Jeziora Mamry, w odróżnieniu od Dobskiego i Dargina, które zakwitły – tutaj nie ma, ani śladu glonów. Mati pływa jakieś całe 30 sekund – nie jest zwolennikiem rześkiej wody o poranku… 😉😀 I już wypływamy. Kierunek Ogonki. Stamtąd zamierzamy jutro pojechać w górę rzeki Sapiny, żeby spłynąć nią do jachtu. Już się nie mogę doczekać. To jedna z piękniejszych, dzikich rzek w Polsce.
Dzisiaj wieje 1-2Bft, dlatego po wczorajszej próbie wyrzucenia Pana Męża za burtę, ćwiczę zwroty. Sztag, rufa, sztag, sztag, rufa, rufa, rufa, rufa, sztag i tak w kółko. W końcu robię zwroty praktycznie bezbłędnie – ale ile razy tak już miałam… 🤷♀️ Za chwilę znowu coś pomieszam…🙄 Ale cóż – nie będę się poddawać…
W każdym bądź razie silnik i wyluzowanie szmat, jakby co mam w małym paluszku… 😉😁
Pogoda znowu jest przepiękna. Na jeziorze spokój, mało jachtów, zero silników.
Trochę się kąpiemy, właściwie ja się kąpię…
Gdy zbliżamy się do przesmyku pomiędzy jeziorem Mamry, a Jeziorem Śwęcajty widzę na drzewie czaplę białą.
A jak widzę coś pięknego w oddali, to jak to zwykle bywa przenoszę błagalny wzrok na Pana Męża i….? I już nawet jęczeć nie muszę… 😉 Pan Mąż stwierdza, że poćwiczy podejście na żaglach…😀 Pozostaje mi tylko pobłagać o ciche zwroty, tak żeby bloczki talii grota nie hałasowały. W efekcie podpływamy do czapli, która w tym momencie czyści pióra, na jakieś 15 metrów.
Trudno jest mi zrobić zdjęcie, ponieważ słońce jest dosyć ostre, czapla śnieżnobiała, a tło bardzo ciemne. Muszę sporo się jeszcze nauczyć jeżeli chodzi o fotografię w trudnych warunkach świetlnych, tak żeby dobrze zapracować na ustawieniach.
Jacht płynie. Teraz mam kąt, pod którym widać czaplę częściowo na zachmurzonym, ale z niezłym światłem, niebie.
Płyniemy dalej i o godzinie 18.10 dopływamy do Ogonek. Dzisiaj robimy pod żaglami ponad 18 km z prędkością 3,3 km/h – można powiedzieć, że podmuchy raz na jakiś czas były…😉😀
Przez stronę ”Spływy kajakowe Sapiną”, rezerwujemy kajak. Pytamy się, gdzie możemy zacumować – słyszymy gdziekolwiek, ale ponieważ spływ kończy się pod Smażalnią Sambor, to możemy zacumować tam – doba 50 zł, z prysznicami 1 zł za minutę i bezpłatnymi toaletami. Mati ma ochotę na rybę sielawę, a ja jako, że świeżo wyłowione, niehodowlane ryby zjadam, też postanawiam się skusić. Smażalnia Sambor ma całkiem przyjemny wystrój – można zjeść na tarasie,
z pięknym widokiem na jezioro.
Zamawiamy zupę pomidorową, chłodnik, sielawy z pieczonymi ziemniakami oraz mix surówek.
Zupy są przepyszne, sielawa, jak to sielawa – dobra, ale bez tzw. ”wow” jeżeli chodzi o przyrządzenie, surówki – nie polecam. Ogólnie smażalnia jako restauracja jest przyzwoitym miejscem do zjedzenia posiłku. Ceny są nie najniższe, nie najwyższe – zupy 18 zł, sielawa 120 zł za kilogram. W całości z surówkami, ziemniakami, lampką białego wina i małym piwem zapłaciliśmy – 134 zł. Na plus dodam, że podczas jedzenia posiłku można sobie doładować telefon, czy też komputer, z kontaktu w restauracji.
Natomiast przykra sytuacja zdarzyła się później. Nie należy wierzyć w to co napisane jest na stronie smażalni. Tzn., zgadza się, że za cumowanie przez noc przy kei płaci się, bez prądu – 50 zł. Ale na stronie zaznaczona jest opłata dobowa, natomiast dotyczy ona tylko jednej nocy – od wieczora do 11.00 rano. Jeżeli chce się zostać dłużej np. do 17.00, to w takim przypadku od godz. 11.00 liczą 20 zł postojowego za godzinę. Chyba, że się odpłynie i znowu wróci wieczorem – wtedy wracamy do stawki 50 zł za noc. Cena 50 zł nie obejmuje doby, która przypomnę właścicielom wynosi 24 godziny. Cena od godziny 11.00 do wieczora (tutaj godzina jest nie uściślona) wynosi 20 zł za godzinę postoju – nie ma tej opłaty, jeżeli przypływamy tylko zjeść w smażalni. Pytamy co mamy zrobić, jeżeli płyniemy na spływ kajakowy właśnie stąd? Okazuje się, że spływy są też po ich stronie – taka firma rodzinna, niby ktoś inny z rodziny, ale w całości objęte rodzinnie.
Albo płacicie, albo cumujcie przy kei w mieście. Ok., nie ma problemu. Tym bardziej, że człowiek z rodziny od kajaków, przez telefon nota bene bardzo sympatyczny, obiecał, że po nas przyjedzie. Pytamy jeszcze, gdzie inni chętni na spływ cumują? Pan z restauracji nie do końca uśmiechnięty, tzn. uśmiechu na twarzy nie zobaczyliśmy od momentu wejścia do smażalni do momentu odpłynięcia, sztywno odpowiada nam, że nikt nigdy z jachtu spływu nie brał, wszyscy przyjeżdżają samochodami i wtedy parkują na terenie smażalni. No dobrze mówię, to może powinni Państwo przewidzieć cumowanie/parkowanie takiego jachtu, z którego jednak ktoś chce na spływ płynąć i za niego płaci – tak samo jak człowieki z pojazdów zwanych samochodami. Ew. dać rzetelną informację na stronę. W sumie rozumiemy konflikt interesów, czyli blokowanie jednego miejsca przy kei , gdzie ludzie przypływają do restauracji i wdzięczni jesteśmy za poinformowanie o opłacie w wysokości 20 zł za godzinę, pomiędzy godzinami 11.00 a 17.00, gdy na stronie jest – 50 zł za dobę. Ale gdyby na stronie smażalni informacja była pełna, to od razu cumowalibyśmy gdzie indziej 🤷♀️.
Nic, postanawiamy pomimo późnej pory się przecumować. Pytamy tylko jeszcze, czy możemy nabrać do 5 litrowego bukłaka wody z kranu, ponieważ nam się skończyła, a już zrobiło się na tyle późno, że nie kupimy. Słyszymy na to sztywne – nie, wody również nie udostępniamy. Jak to? Zostawiamy spore pieniądze w restauracji, jesteśmy przez stronę internetową firmy wprowadzeni w błąd i nie możemy z kranu nalać 5 litrów zimnej wody…? Przepraszam bardzo, ale nie wrócimy w to miejsce. Nie dlatego, że jedzenie jest niesmaczne, aczkolwiek naprawdę nie daje efektu powalającego, jeżeli chodzi o jakość smakową posiłków, ale jest świeżo i ok. Nie dlatego, że strona jest nierzetelnie zrobiona i wprowadza ludzi w błąd… W końcu zostaliśmy wieczorem poinformowani, a nie naciągnięci na pieniądze. Ale dlatego, że ludzie, którzy podchodzą bez zrozumienia dla drugiego człowieka, bez uśmiechu na twarzy i bez udostępnienia wody pitnej, gdy jesteś w potrzebie – nie zasługują na klientów. Nie będę ani polecać, ani nie polecać tego miejsca. My po prostu więcej tutaj https://atrakcje.mazury.pl/smazalnia-ryb-sambor/ nie przypłyniemy.
Szkoda, że nastrój tak pięknego wieczoru
zepsuł nam ten niefajny incydent.
Przecumowujemy do przyjemnej kei w mieście – około 650 metrów od smażalni. Matiemu psuje się kabel do ładowania Iphona – jakiś dzień trudności nam się przytrafił…? 🤔 Ma problem, ponieważ służbowo telefon potrzebuje. Na całe szczęście człowieki z sąsiedniej łódki kabel mają i z uśmiechem na twarzy nam pożyczają – no i wiara w człowieka wraca… 😀
Telefony z akumulatora się ładują. Chwilę gawędzimy. Mati oddaje ładowarkę i zmykamy spać – jutro spływ Sapiną. Jakby w jego zapowiedzi, w ostatnim świetle mówiącego dobranoc dnia, widzimy na jeziorze spokojnie płynący kajak.
Nie mogę się doczekać… 🛶😀
Komentarze
fotoeskapady
10 czerwca 2022 o 16:47
Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Sabina
Tomasz
24 marca 2022 o 21:25
Piękna relacja 😍
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!