2 dzień – Żeglowanie czas rozpocząć… 😃
Niegocin, Tałty i kanały, kanały, kanały…
14.07. 2019, niedziela
Jak rozpocząć ten tydzień w Krainie Wielkich Jezior?… Najlepiej świtem, który nam mówi, że to będzie przepiękny czas….
Żagle już pewnie nie mogą się doczekać na moment załopotania na wietrze,
ale póki co muszą poczekać na poranne ogarnięcie się naszej rodzinki. A ponieważ ja też się nie mogę doczekać, to budzę chłopaków, jemy szybkie śniadanko – bułeczki z mielonką, serem i pomidorkiem… Pychotka. Ten zestaw jest moim ulubionym na wyjazdach plenerowych 😊
Plus ogóreczki na ostro, przywiezione z domu – zrobione przeze mnie własnoręcznie… Mniam.
No i można dzionek rozpocząć 😀
A rozpoczynamy go od płynięcia w stronę jeziora Niegocin i spotkania się z resztą łódek.
Jedna łódka – Marcin i Dorota z dzieciakami, Frankiem i Tosią, płynie z Bogaczewa w Wilkasach. Ta łódka od teraz będzie zwana – Letniskowcem, na życzenie żeglarzy nią pływających. Rozumiem, że świetnie im się na niej letniskowało 😀 Druga łódka Hoxi vel Lotniskowiec 😉, wypływa z Pięknej Góry z rodzinkami – Lidką i Łukaszem plus Leonkiem oraz Magdą i Wojtkiem plus Helenką, Asią plus Polą i Basią. Lotniskowiec, ponieważ jest to największa łódka w naszym zestawie 😉 Ale sześcioro dorosłych i trójka dzieciaków – lotniskowca bezapelacyjnie potrzebuje 😃
Silnik odpalony i płyniemy na kanały… Możemy wybrać krótszą dla nas drogę jednym kanałem – Kanałem Giżyckim lub dwoma – Kanałem Piękna Góra i Kanałem Niegocińskim, co stanowiłoby dla nas opcję dłuższą. Wybieramy wersję krótszą – z jednym kanałem. Kanał Giżycki ma jednak jeden minus. Jest na nim most obrotowy, który jeżeli akurat jest zamknięty, to czas oczekiwania na otwarcie może wynosić, nawet ponad 2 godziny. Wystarczy jednak spojrzeć w internecie na godziny otwarcia mostu dla żeglugi i można przepłynięcie zaplanować. Trzeba by natomiast w ten internet spojrzeć… 🙄 Jak myślicie – spoglądamy?… Oczywiście, że nie i oczywiście, że trafiamy na most zamknięty… 🙄 Cumujemy. Chwila na karmienie kaczek krzyżówek zwanych przez naszego Kubę – Bożenkami 😉
Kaczki krzyżówki (Anas platyrhynchos)
Sprawdzamy w internecie czas oczekiwania do otwarcia mostu – dwie i pół godziny 😯, ponieważ tyle, co został zamknięty. Zawracamy i wersją dłuższą w kilometrach, ale krótszą na ten moment czasowo, dwoma odnowionymi kanałami – Kanałem Piękna Góra i Kanałem Niegocińskim – sprawnie przepływamy na Niegocin.
Na Niegocinie stawiamy żagle i od początku mamy trochę problemów ze sterownością – Pan Mąż po rufach kręci bączki… No i jak my będziemy pływać myślę 🤔, trochę się jednak denerwując – bo woda to nie zabawa, chociaż zabawą bywa…
Dopływa ekipa Hoxi. Wojtek, co na pływaniu się zna, krzyczy do nas, żeby opuścić bardziej płetwę sterową. Nie da się, odkrzykujemy. Musi się dać – dostajemy odpowiedź. Kilka szarpnięć – no i co?… Da się 😃 Tylko kontrafał się przyblokował. Po opuszczeniu płetwy sterowej płyniemy już bez przeszkód.
Wietrzyk jest nie najmocniejszy 2/3, żagle pięknie się wypełniają,
Pan Mąż sprawnie robi rufę, za rufą – już bez kręcenia bączków – mamy wiatry tylne, do ”rufowania” odpowiednie 😊
Słoneczko świeci, wietrzyk wieje, widoki odstresowujące…
Cóż więcej trzeba?…
Motyla nam trzeba 😃 No to mamy motyla… 😊
A za nami Hoxi płynie statecznie – jak na lotniskowiec przystało. Motyle im nie w głowie… 😀
Letniskowca jeszcze nie widać – pewnie ciągle letniskują w słoneczku dzisiaj żeglarzy rozpieszczającym 😊
Niestety, żeby z Niegocina dostać się na południe, trzeba znowu przepłynąć kanałami – nadchodzi, więc czas na małą gimnastykę. Maszt w dół, maszt w górę, trochę pływania, maszt w dół i kilometry kanałów,
w których pięknie kwitną grążele żółte.
Grążele żółte (Nuphar lutea)
Pośród grążeli spokojnie unoszą się na wodzie mewy śmieszki,
Mewy śmieszki (Chroicocephalus ridibundus)
a na muszki i ważki polują, spokojnie inaczej 😉, jaskółki dymówki, które bardzo trudno w locie jest fotograficznie ustrzelić – tym bardziej, gdy łódka delikatnie faluje, a w obiektyw świeci słońce… Także mamy zdjęcie tylko tzw. dokumentacyjne.
Jaskółka dymówka (Hirundo rustica)
Oczywiście są również Bożenki… Ten to właściwie młody kaczorek – Bożenek 😉😃
Kaczka krzyżówka (Anas platyrhynchos)
Dopływa Letniskowiec – mówiłam, że letniskują?… I to w doborowym towarzystwie katamarana wyściełanego dywanami – wygląda, jakby był latającym dywanem, który po odpoczynku zamiast płynąć, uniesie się nad wodę i zwyczajnie odleci w dal… 😃
Szybki abordaż – Tosia przesiada się z Letniskowca na Lotniskowiec, gdzie towarzystwo dzieciaków bawi się w najlepsze…
I płyniemy dalej już w trzy jachty.
Gdy nie walczymy z masztami – płyniemy spokojnie, ciesząc się słońcem…
Można, oprócz wymiany dzieci, pomiędzy łódkami też sobie pogadać… 😊
Ogarniać musi się tylko ten co za sterem siedzi 😀
Bądź sterujące latorośle pilnuje…
No i ktoś dzieciaki zabawiać musi…
Jak widać nogą sterować też można 😉
Nasza latorośl pilnuje się sama, a dodatkowo jako nastolatek – wizerunkowo daje radę… 😀
Ale nawet nastolatek tulika potrzebuje… 😊
I tak spędzając wesoło czas na łodzi, przepływamy w sumie dzisiaj osiem kanałów – Kanał Piękna Góra, Kanał Niegociński, Kanał Kula, Kanał Szymoński (najdłuższy), Kanał Mioduński, Kanał Grunwaldzki, Kanał Lelecki, Kanał Taicki
i dziewięć jezior – Jezioro Niegocin, Jezioro Boczne, Jezioro Jagodne, Jezioro Szymoneckie, Jezioro Szymon, Jezioro Kotek Wielki (jest maleńkie, więc tutaj masztu nie stawiamy), Jezioro Tałtowisko (też żagli nie stawiamy) i Jezioro Tałty.
Mewy śmieszki (Chroicocephalus ridibundus)
Jesteśmy ciutkę, a właściwie ciutkę bardzo zmęczeni…
Wstępnie szukamy jakiegoś miejsca do noclegu na dziko, ale ponieważ reszta towarzystwa z naszej armady chce płynąć do Mikołajek – no to płyniemy. I znowu kładziemy maszt – ostatni raz (przynajmniej tak w tym momencie myślimy 🙄), dwa mosty, jedna kładka, przepływamy na Jezioro Mikołajskie, po którym jeszcze trochę halsujemy, a zaraz potem odpalamy silnik i ściągamy żagle, dopływając do kei w Mikołajkach.
Przepłynęliśmy 47,5 kilometra, w 8 godzin.
Cumujemy przy kei – Eko Marina, a właściwie za nią. Na nowej kei, która jeszcze jest nie objęta cennikiem. Niby dobrze, ale z drugiej strony – nie płacisz za keję, ale płacisz za toalety i prysznice. Na jedno praktycznie wychodzi… Cumujemy w miejscu, które rezerwuje nam ekipa Letniskowca – niby takie leniuchy, a dopłynęli pierwsi…😀 Już się zbieramy do wyjścia pod prysznice i na jakieś jedzonko – a tutaj katastrofa… Czy za brak doświadczenia trzeba zawsze płacić?… Nie zawiązaliśmy węzła na końcu fału grota i przy stawianiu żagli fał wyciągnął nam się z masztu 😯 To straszny kłopot, ponieważ nie wystarczy położyć masztu i przeciągnąć fału od zewnątrz. Trzeba jakimś cudem pociągnąć go przez bloczki wnętrzem ponad 8 metrowego masztu i wyciągnąć przez małą szczelinę na zewnątrz u dołu. Prób jest wiele. Pomaga nam Wojtek z łódki Hoxi i gdyby nie on – chyba musielibyśmy zawołać pomoc, co pewnie opóźniłoby jutrzejsze wypłynięcie, a już na pewno by niemało kosztowało… Dlaczego tak ważną okazuje się pomoc Wojtka? Dlatego, że oprócz pomocy w myśleniu oraz pomocy Matiemu w próbach (wielokrotnych) przepychania fału – ma on żyłkę wędkarską, która obciążona ołowianymi obciążnikami spada zgodnie z siłą ciężkości w dół masztu. Wyciągam żyłkę pęsetą, potem żyłką przeciągam fał przez całą długość masztu. Pan Maż go podaje – operacja jest bardzo delikatna – trzeba uważać, żeby żyłka się nie zerwała. Chwila napięcia i voila – mamy fał 😃 Co to dla nas – 3 godzinki pracy, z osiem razy kładziony i stawiany maszt. Tutaj przede wszystkim moja tężyzna fizyczna – szczerze mówiąc nie wiem jak dałam radę… I już – naprawione 😀 Ledwo żyjemy 🙄 I jedno co mi pozostaje powiedzieć – to to, że zgrany zespół jest podstawą. Pan Mąż potrafi naprawić praktycznie wszystko, niezależnie ile to wysiłku wymaga (oczywiście jeżeli nie dotyczy elektroniki samochodowej 😉), Wojtek jako wsparcie w koronkowej pracy zaczepiania fału na bloczkach i myśleniu co by tutaj jeszcze zaradzić, plus jako człowiek po Mazurach pływający ze skrzyneczką magicznych rzeczy do wędkowania, które przy naprawie masztu okazały się niezbędne – bo z wędkowania wyszło niewiele 😉 oraz skromna moja osoba wte i wewte stawiająca maszt, plus jeszcze Kubuś – trochę przy stawianiu masztu pomagający, ale przede wszystkim narzędzia w postaci nożyczek, kombinerek, patyków do wpychania fału w maszt podający… Taka to ekipa fał grota przez maszt przeciągnęła i jacht do żeglugi z powrotem dała radę przystosować… 😃
Zdjęć z akcji naprawy łódki nie ma – musiałam ogarniać się z masztem… A jeżeli ja nie zrobię, to nie ma kto… 😂
W końcu maszt jest postawiony, biegniemy pod prysznic, kolacja – decydujemy się nie gotować na łodzi i pozwalamy sobie na luksus rybki w portowej knajpce. Zamawiamy dorsza i zajadamy, aż uszy nam się trzęsą…
Potem godzinka z przyjaciółmi. Noc robi się coraz ciemniejsza.
Zbliża się czas pełni…
W oddali świecą światła Mikołajek – czas spać.
Jutro plan pływania obejmuje Śniardwy. Trochę się stresuję – to największe jezioro na Mazurach i stosunkowo płytkie, a co za tym idzie potrafi się nieźle rozfalować… Zobaczymy… Najwyżej zrefujemy żagle, albo popłyniemy na silniku. W każdym bądź razie czas iść spać. Zasypiamy kołysani delikatnym bujaniem naszego wielorybkowego domku…😊
Komentarze
fotoeskapady
09 listopada 2019 o 15:57
💓😊
Pan Mąż
03 listopada 2019 o 16:22
Przeczytałem… piąty raz ;-). I co? No i w to jesienne popołudnie otrzymałem znowu troszkę mazurskiego słońca… Potrzebnego jesienią… Będę wracał do tej historii zawsze, gdy potrzeba mi będzie rodzinki, słońca, wiatru i wolności… dziękuję Pani Żono :-*
fotoeskapady
06 sierpnia 2019 o 17:05
Dziękuję pięknie…😊 I zgadzam się – to naprawdę była “fajowa” wyprawa… 👌⛵😀
Andrzej
06 sierpnia 2019 o 15:33
Fajowa wyprawa, jak zwykle dobrze się czytało -:)
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!