EgiptNaturaPodróżeRodzinaZima

Święta w Egipcie – dlaczego nie? A może – dlaczego tak? :)

1603.2019
Powrót do spisu treści

IV dzień – 23. 12. 2019, niedziela

Wstaję pierwsza i o godz. 7.00 jestem już na kawie. Wysyłam Sports Trackera z poprzedniego dnia. Wi-fi pomimo tego, że się je opłaci, jest tylko w holu przy recepcji, przy basenach i w restauracjach. W pokojach nie ma zasięgu.
Dwadzieścia minut później dołącza do mnie reszta, zaspanego o tej porze, towarzystwa. Znowu czuję się źle żołądkowo. Ponieważ jednak spodziewałam się, że tak będzie, więc nie marudzę… Jem porządne śniadanie – w takim przypadku pusty żołądek jest błędem. Biorę leki, które dostałam od Hakima. W duchu błagam opatrzność, żeby mi pomogły i pędzimy do taksówek. Nie zamierzam marnować dnia na chorowanie.

Wychodzimy przed hotel, a tam czeka tylko jedna taksówka. Po zapytaniu, gdzie jest druga – otrzymujemy odpowiedź, że tym razem jedziemy jedną taksówką. Sześć osób, z czego pięć dorosłych, jednym starym Hyundaiem?… :o Cóż, nie bardzo mamy wyjście. Moglibyśmy się uprzeć, ale wtedy nie wiadomo, kiedy druga taksówka przyjedzie i czy w ogóle będzie na na nią szansa. A w bazie już na nas czekają. Kuba, więc wskakuje na kolana Matiego i jedziemy. Zresztą w Egipcie trudno mówić o przestrzeganiu przepisów drogowych. Widać to po jeżdżących w nocy samochodach bez świateł, albo po zachowaniu kierowców na rondach i skrzyżowaniach. Kto pierwszy, ten lepszy… ;o

Dojeżdżamy szczęśliwie do bazy. Chwila w bazie, którą Kuba wykorzystuje na zakup nowej bluzy z logo ”Crazy Dolphin”. Dzieciaki na wyjazdach mają zawsze małą pulę pieniędzy od nas na jakąś pamiątkę, a ponieważ i dziadkowie coś tam zawsze dorzucają – to starcza na coś więcej, niż drobnostkę ;) Bluza kosztuje 20 dolarów. Pytamy się starszej młodzieży, czy też chcą sobie kupić bluzy? Ale odpowiadają – że nie. Dodając – w pewnym wieku już się nie wydaje na bzdury… Tak… Co niektórzy faktycznie oszczędzają na coś droższego, typu np. automaty nurkowe, ale co niektórzy z rozkoszą wydają sporą cześć kaski na McDonalda… Tutaj jednak się nie wtrącamy – niech każdy zarządza swoimi pieniędzmi jak chce, a prawdziwa ”dorosłość” i tak wszystko zweryfikuje…

W końcu wypływamy z portu.

Morze nadal jest rozfalowane, natomiast ja już na to nie reaguję. Spokojnie robię zapiski na rufie, nic sobie nie robiąc z fal… Leki dały radę wyciszyć nudności a z drugiej strony, to trzeci dzień na morzu i błędnik przyzwyczaił się już trochę do bujania.

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Pan Mąż razem z najmłodszą latoroślą klarują szpej, a właściwie Pan Tata uczy synusia samodzielnego konfigurowania szpeju…

Gdy już myślę, że będziemy mieć sporo czasu na spokojne przygotowanie się do nurkowania słyszymy, że najpierw znowu będziemy skakać do delfinów i trzeba się szybko przebierać. Mati mówi, że rezygnuje z tego szaleństwa, a ja mówię – że nie rezygnuję ;D

W te pędy ubieram się w piankę, przygotowuję maskę i rurkę. Koło mnie jeden z Guidów tłumaczy dziewczynie z Chin (znowu mamy grupę młodych Azjatów na pokładzie), że ma napluć do maski. Na co ona wykrzywia się i kategorycznie mówi, że nic z tego. Ma super preparat, zapobiegający parowaniu maski pod wodą. Guide tłumaczy, że żaden preparat nie będzie tak skuteczny, jak naplucie. Ale Chinka kręci tylko głową i z obrzydzeniem patrzy w moim kierunku, ponieważ właśnie zdrowo pluję do swojej maski :D Zauważam oczywiście jej spojrzenie i śmiejąc się potwierdzam słowa Guida – tak trzeba napluć, rozetrzeć a potem wypłukać w wodzie, w której się nurkuje. Moim słowom towarzyszy prezentacja, poszczególnych kroków przygotowania maski do przebywania pod wodą. Niestety nic dziewczyny nie przekonuje i tylko demonstracyjnie kolejny raz używa spryskiwacza z detergentem. Ok, może być nieprzekonana do plucia, ale mogłaby się wykazać poczuciem humoru i nie patrzeć z wyższością na plujących w maski ludzi. Tym bardziej, że wszyscy nurkujący dookoła tak robią, łącznie z Guidami, to może by warto by było wziąć przykład z bardziej doświadczonych w przebywaniu pod wodą. Nie mówiąc o posłuchaniu swojego divemastera…

Tak czy siak towarzystwo jest do pływania z delfinami przygotowane. Okazuje się, że tym razem będziemy skakać z motorówki. Przesiadamy się a Mati patrzy za mną tęsknie żałując, że się nie zdecydował. Tzn. właściwie tęsknie patrzy nie za mną, tylko za motorówką… ;D Wzdycha, że gdyby wiedział o ”delfinowaniu” z motorówki, to by popłynął. Następnym razem – mówię i posyłam buziaka Panu Mężowi wsiadając do pontonowej łodzi motorowej :)

Na motorówce ostatnie przygotowania – zakładanie masek, jakieś wymienianie informacji

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

i nagle widzimy płynące delfiny. Nawet jeszcze nie zdążyliśmy odpłynąć…

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Aleks z Hamdym krzyczą – Jump! Jump! No to skaczemy…

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Ale nie jest łatwo – ja pomagam wyskoczyć gościowi, który siedzi obok mnie. Czekam, aż odpłynie i skaczę – w tym momencie czuję, że dwóch spośród Chińczyków skacze mi na głowę :o Oprócz mało komfortowych odczuć bólowych, ląduję wepchnięta pod motorówkę. Do tego są dosyć duże fale.

Na całe szczęście Hamdy jest przy mnie, wyciąga mnie i mówi płyń za mną – odłączamy się od grupy, z którą został Aleks i nurkuję pod wodę za Hamdym – prosto na mamę z delfiniątkiem :D

Delfin (Delphinidae), butlonos zwyczajny (Tursiops truncatus).

Widać, że miejscem bezpiecznym dla małego delfinka, jest chowanie się pod mamą… :)

Delfiny zawracają, dołącza do nich trzeci – może Pan Tata?… I zaraz odpływają w Wielki Błękit…

Delfin (Delphinidae), butlonos zwyczajny (Tursiops truncatus).

Ale to była piękna chwila… Warto było przyjąć na głowę skaczących Azjatów ;D

Pozostaje wydostać się na motorówkę. Nawet dla silnych mężczyzn, nie jest to takie łatwe…

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Robimy jeszcze dwie powtórki. Najpierw jednak odpływamy dalej od łodzi… Hamdy widzi delfiny, więc płyniemy w kierunku, który nam wskazuje.

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Delfiny znikają, zawracamy. Robimy parę kółek. Motorówka mknie, skaczemy na falach – jest super. Super też jest zdjęcie, które pod słońce robi nam Mati :)

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

No i znowu siedzimy w wodzie…

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

A potem jeszcze raz. Pani Żona bawi się w skakanie z motorówki i wpełzanie na nią, a pan Mąż w tym czasie oprócz fotografowania moich i mojej grupy zmagań, fotografuje latającą rybę :D

Ptaszorowate (Exocoetidae). Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

W końcu wszyscy jakoś tam delfiny zobaczyli, a co niektórzy sfotografowali ;D, więc wesoło machamy do bazowej łodzi. Aleks macha w geście Wiktorii.

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Trochę się nie dziwię – ogarnięcie grupy wcale nie było takie łatwe… Myślę, że gest Wiktorii właśnie tego ogarnięcia dotyczy, a nie delfinów ;D

Wracamy na łódź… Jestem bardzo zmęczona, ale fotopolowanie delfinów się udało, więc jestem również szczęśliwa.

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

I może zdjęcia, ze względu na chaos oraz szybkość odpływania delfinów, nie są najwyższej jakości, ale co tam… Mam pierwsze w życiu delfiny sfotografowane pod wodą, w ich naturalnym środowisku i jestem, powtórzę tutaj, po prostu absolutnie szczęśliwa… :D

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Nie mogę się już rozebrać z pianki, płyniemy prosto na rafę. Mamy się zbierać dosyć szybko. Ubieram ocieplacz, owijam się ręcznikami a za chwilę już ubieram szpej.

Nie jest lekko….

I nic nie pomaga pięknie migoczące słońce na niebie…

W słoneczku morze się relaksować tylko Kasieńka. W słoneczku i z grupą swoich nowych, egipskich znajomych. Żartują i śmieją się na całego. Jeżeli młodzież jest fajna, to znajdzie ze sobą wspólny język niezależnie, jakim władają i na jakim poziomie biegłości. A nie wszyscy Egipcjanie poziom angielskiego mają wysoki. Ale przecież czasami wystarczy powtarzać – You are so beautiful ;D Kaśka wtedy ślicznie się uśmiecha, ale na całego żartuje z Alexem, który oprócz posiadania ciepłych uczuć do Kasieńki z powodu miłości psiaka, włada jeszcze świetnie angielskim… No i Alex nie robi maślanych oczu, tylko jest fajnym kumplem – a takich właśnie chłopaków my dziewczyny lubimy najbardziej :D

Dopływamy do rafy El Fanadir położonej na głębokości od 0, czyli pod powierzchnią do praktycznie 25 metrów.

Pierwsze nurkowanie robimy z Matim. Sami. Tylko Pan Mąż i ja. Filip idzie na nura z grupą prowadzoną przez Guida – Sułtana, który ogólnie jest wesoły, ale ma trochę specyficzne poczucie humoru i cały czas powtarza ”masakra” – dlatego między sobą tak go nazywamy ;D

Zanurzenie jest od razu na 17 metrów. I robię to zanurzenie, znowu bez problemów – można chyba już powiedzieć, że po prostu mam wytrenowane zanurzanie się i przestało robić ono na mnie nadmierne wrażenie.

Nurkowanie jest spokojne, cały czas przy dnie. Znowu widzimy płaszczkę z gatunku patelnicy niebieskoplamej – jest ich tutaj dużo. Ta pozwala nam do siebie całkiem blisko podpłynąć i udaje się mi zrobić Pani Płaszczce całkiem ładną fotkę ;)

Patelnica niebieskoplama (Taeniura lymma).

Nurkowanie jest bardzo spokojne, nie ma silnych prądów, ale rafa jest dla mnie dużo mniej zachwycająca, niż Rafa Sabina. Brakuje mi tych niesamowitych koralowych lasów z dnia wczorajszego.

Oczywiście jest trochę koralowców – tutaj koral płytkowy ogień. Podpływam do niego ostrożnie i z bliska fotografuję, jego piękną strukturę.

Koral płytkowy ogień (Millepora platyphylla).

Obok nieduże drzewko korala ognistego

Koral ognisty (Millepora dichotoma).

i skupisko pięknych liliowców białych.

Liliowce (Crinoidea).

Z ryb spotykamy:

Błazenki, oczywiście w towarzystwie ukwiałów.

Błazenek (Amphiprioninae).

Błazenek (Amphiprioninae).

Maleńkie pomarańczowe papużaki łuskopłetwe.

Papużaki łuskopłetwe (Pseudanthias squamipinnis).

Garbiki pasiaste, pływające tutaj w towarzystwie chromisów kasztanowych i innych małych rybek rafowych.

Garbiki pasiaste (Abudefduf saxatilis), chromisy kasztanowych (Chromis chromis).

Papugorybę dwubarwną.

Papugoryba dwubarwna (Bicolour Parrotfih Scaridae).

Ustnika aniołka arabskiego.

Ustnik aniołek arabski (Pamacanthus asfur).

Rogatnicę picasso.

Rogatnica picasso (Rhinecanthus acuelatus).

Oraz piękną szkaradnicę.

Szkaradnica (Synanceia verrucosa).

Na tę rybę trzeba bardzo uważać. Potrafi się wtopić w tło np. dno, lub skałę. Leży nieruchomo a co za tym idzie łatwo ją przeoczyć i dotknąć. Lepiej tego nie robić, ponieważ jest to jedno z najbardziej jadowitych stworzeń podwodnych a ukłucie się kolcem jadowym tej ryby, może się zakończyć nawet śmiercią.

Tak, pod wodą trzeba być po pierwsze bardzo ostrożnym, po drugie znać gatunki stworzeń tam żyjących, a po trzecie mieć rękawiczki i raczej długą piankę. I najlepiej niczego nie dotykać, żeby z jednej strony nie niszczyć, a z drugiej nie zostać zaskoczonym bolesnym, lub niebezpiecznym ukąszeniem, czy poparzeniem. Podziwiajmy patrząc, bez nadmiernego narzucania się… :)

Płynąc dalej widzimy jeszcze śliczną rybkę z gatunku rozdymkowatych. Ta ryba jest akurat zupełnie bezpieczna, pod warunkiem, że nie będziemy chcieli jej zjeść. Jak wiele ryb rafowych posiada trującą substancję tetradotoksynę… Cóż – jakoś bronić się trzeba ;D

Rozdymkowate (Arothron hispidus).

Bardzo mi się podobają te rybki – nie wiem czemu przypominają mi psiaki :)

Rozdymkowate (Arothron hispidus).

Dużo większą rybę z tego samego rodzaju widzimy, odpoczywającą pod koralowcem – wygląda, jakby siedziała pod parasolem. Jest naprawdę duża – ma około 50 cm.

Rozdymkowate (Arothron hispidus).

Koralowce zapraszają mnie do małej zabawy w chowanego ;D

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo.

To jeszcze nie jest ten moment nabycia wiedzy o parzących właściwościach koralowców, więc beztrosko robię sobie wesołe fotki w ich towarzystwie…

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo.

Panu Mężowi fotka też się należy ;)

Pan Mąż wybiera jednak ponownie opcję sesji – ”Na poważnie” ;D

Nurkowanie jest spokojne, chociaż mamy z Matim znowu trochę problemów z komunikacją… Co zawsze mnie frustruje, gdy nie wiem, w którą stronę mam płynąć, Mati jest lekko za mną i nawigując, co chwilę mnie stuka, żebym zmieniała kierunek… Nienawidzę, jak ktoś mnie stuka :(

Po nurkowaniu z tego powodu trochę się sprzeczamy:

Ja – Że nie wiem, gdzie płynąć, i że nienawidzę stukania!

Pan Mąż – Bo powinnaś płynąć za mną.

Ja – Że wtedy nie mam pewności, czy mnie widzi, i że się boję :(

Pan Mąż – To muszę Cię stukać, bo co chwilę schodzisz z tzw. kursu.

Ja – Dobrze mi się płynęło za Guidem. Spokojnie trzymałam się jego toru i jeszcze uczyłam się zachowania na rafie, poprzez powielanie ruchów.

Pan Mąż – No właśnie o tym mówię. Powinnaś płynąć za mną.

Ja – Nie dam rady. Mam wrażenie, że mnie nie widzisz!

Pan Mąż – Widzę Cię.

Ja – Wcale, że nie!

Pan Mąż – milczy. Uwierzcie można krzyczeć milcząc…

Ja – To może pływajmy z przewodnikiem. Wtedy czuję się najlepiej, płynę za Guidem, a z tyłu pilnujesz mnie Ty. Pełne bezpieczeństwo… :D

Pan Mąż – Dobrze, ale wtedy nie będziesz miała czasu na spokojne fotografowanie…

Ja – Racja.

No i jesteśmy w kropce.

Podchodzi Hakim i pyta – widzieliście coś fajnego?

Ponieważ jestem trochę sfochowana, to pomimo zrobienia kilku fajnych fotek, burczę – Nie.

Filip coś tam mówi o tym, że zabrakło mu powietrza, gdy nurkował z Sułtanem. I że musiał mocno się ogarniać. Jak to Ci zabrakło powietrza? – pytam. Spokojnie – mówi mój Pan Syn. Dałem radę… Już chcę dyskutować, ale nie mamy czasu, ponieważ w trakcie dyskusji z Panem Mężem przepłynęliśmy na kolejne miejsce nurkowe i trzeba się znowu ubierać w szpej nurkowy. Nurkujemy na tej samej rafie Fanadir, ale w innym jej miejscu. Hakim mówi nam, żebyśmy płynęli z Sułtanem vel Masakrą, ponieważ pokaże nam super rzeczy pod wodą… Ok. Nastawiam się na spokojne nurkowanie z Guidem, pod czujną opieką Pana Męża. Może zobaczę żółwie – myślę…

Skaczemy z łodzi i Sułtan ciągnie nas od razu na ponad 20 metrów, a potem?… Potem słowo ”masakra” nabiera dla nas jeszcze pełniejszego znaczenia. Sułtan-Masakra, nurkuje masakrycznie… Góra, dół, zygzakiem i wszystko w strasznym tempie… Wygłupia się tańcząc pod wodą, co chwilę coś pokazuje i pędzi dalej, trudno w ogóle zauważyć co pokazał. 16 metrów, 10 metrów, 20 metrów! Raz w lewo, raz w prawo. Przestaję w ogóle próbować fotografować – postanawiam tego nura potraktować ćwiczeniowo. W końcu zawsze nowe doświadczenie nurkowe… ;D

W pewnym momencie Masakra pokazuje coś u góry i wystrzeliwuje w tym kierunku… No to ja za nim. Pan Mąż łapie mnie za płetwę, grzecznie wracam. Mati pisze mi na tabliczce – nie płyń za nim. Masakra robi głupoty – trzymaj się mnie… Ok. I tak to uczysz się człowieku całe życie. Wydawałoby się, że nurkując z przewodnikiem, masz robić to co on. A Ty jednak przede wszystkim musisz mieć wiedzę co jest bezpieczne, a co nie i zawsze kierować się zdrowym rozsądkiem…

Przestaję zmieniać poziomy głębokości za Sułtanem i trzymam się Matiego a Filip trzyma się nas. Koniec szalenia…

W pewnym momencie Sułtan zaczyna płynąć nad ”głębią” – dla mnie 12 metrów nad dnem to głębia ;)

Taką odległość do dna podczas nurkowania mam pierwszy raz. 10 metrów nade mną, 12 pode mną. Pokonuję podczas tego wyjazdu milowe kroki nurkowe… Patrzę na komputer i spokojnie trzymam poziom – nie takie trudne ;D

W pewnym momencie Sułtan pokazuje machając rękami, jak skrzydłami, że na dnie leży płaszczka. Faktycznie jest – olbrzymia, ma ze dwa metry i jest zagrzebana w piasku. Ledwo ją widać.

Płaszczka (Euselachii).

Gdy próbuję podpłynąć bliżej, tzn. zejść do dna, płaszczka odpływa, wzniecając tumany piasku – jest naprawdę duża.

Płaszczka (Euselachii).

Płyniemy dalej. Pilnuję głębokości. Tempo jest zawrotne. Patrzę do tyłu i widzę, że część osób (jest nas w sumie szóstka) nie nadąża… Filipowi w pewnym momencie brakuje powietrza. Mati mu podaje swoje przez dodatkowy automat. Tutaj trzeba przyznać Sułtanowi, że od razu to zauważa i przejmuje Filipa na siebie. Co nie powstrzymuje go przed płynięciem zygzakiem oraz góra, dół z szybkością błyskawicy… Masakra.
Brakuje mi powietrza na 3 minuty przed końcem nurkowania – Mati mnie ratuje. Natomiast jemu też zostało tylko 30 barów, co na mojego Pana Męża oznacza, jakby wydmuchał do zera. Normalnie godzinne nurkowanie robi z rezerwą 90-100 barów z 200. Całe towarzystwo kończy nurkowanie na praktycznie pustych butlach. Trzeba sobie jasno powiedzieć co?… Masakra… ;D

Szczerze mówiąc jestem szczęśliwa, że całe nurkowanie skończyło się bez większych katastrof, niż brak powietrza… Nawet nie marudzę, że nie zrobiłam praktycznie żadnych zdjęć. No i trudno mi uwierzyć, że dałam radę… Jestem z siebie naprawdę dumna i straaasznieee wykończona…

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Zresztą nie tylko ja – prawie wszyscy słaniają się na nogach. Oczywiście oprócz Sułtana vel Masakry ;D

No i Pana Męża, który przejmuje z łodzi jeszcze Kubę i bierze go na nura… Skąd bierze siły?… Nie mam pojęcia.

Kubuś nurkuje

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo.

a mamusia, po szybkim przebraniu, rzuca się na jedzonko… To samo czyni Filip, również ledwo stojąc na nogach ;D

Strategicznie przygotowuję talerze dla moich chłopaków i daję kucharzowi do pieca. Żeby nie wystygło…

Poznaję około sześćdziesięcioletnią panią, która z nami nurkowała. Jest z Niemiec. Śmiejemy się z tego nurkowania i Pani stwierdza – Crazy Guide. Masakra – potwierdzam i obydwie wybuchamy śmiechem.

Gdy Kasia słyszy jak było pod wodą, to kręci głową i mówi – Wiem co robię, że się w to nie bawię… ;D

Fajnie jest, tylko trzeba być ostrożnym i się ogarniać – odpowiadam ze śmiechem. Na co Kasia – Ostrożnym? Z Masakrą? Chyba żartujesz?… Ja już lepiej zostanę przy swoim sposobie spędzania czasu na łodzi… Tak pogaduszki z załogą ”Crazy Dolphin” – to przyjemność i zabawa zdecydowanie mniej męcząca, niż nasze podwodne brykanie ;D

Na pokład wychodzi Kubuś a za nim Mati. Idę do niego i ze skruchą mówię – Już nigdy nie będę na Ciebie narzekać, jesteś najlepszym Guru Nurkowym na świecie…. No i pamiętaj o tym – rzecze mój Pan Mąż, mrugając okiem.W poczuciu pełnego skruszenia, przynoszę Matiemu cieplutkie jedzonko z kuchennego okienka. Dodając jednakże, tak na deser ;D – Ale coś musimy pomyśleć o konfiguracji wspólnego pływania… Mati wzdycha unosząc oczy do sufitu messy. Może po prostu zacznę Cię słuchać – dodaję w zamyśleniu. Nierealne – mruczy Pan Mąż i wcina lunch… Oj, tam ;D

Gdy dopływamy do Hurghady jest już całkiem ciemno… W taksówce zasypiam. Boże, jaka jestem zmęczona… W hotelu dajemy radę zjeść tylko kolację i zmykamy spać. Nie wiem jak dzieciaki, ale my zasypiamy przed godziną 21.00… Ledwo mówiąc sobie dobranoc… Nie ma to, jak mieć wakacje ;D

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

20 marca 2019 o 22:13

Bardzo się cieszę, że wpis się spodobał…😊 Ja już wiem, że właśnie tak chcę spędzać świąteczny czas – poza codziennością… Chociaż wiem, że za świętami w domu na pewno też zatęsknię – ale jeszcze nie teraz 😃
Dziękuję za komentarz 😊

przekonany ;-)

20 marca 2019 o 22:02

Egipt… na święta? Dlaczego tak, dlaczego nie? Mnie osobiście Twój wpis przekonał na… TAK! Fajne fotki, fajny tekst, fajnie nie być w święta zmęczonym całym tym młynem. Gratuluję odwagi i pomysłu…

fotoeskapady

18 marca 2019 o 21:22

Jeszcze raz dziękuję 😊 I cieszę się, że moja świąteczna opowieść Ci się spodobała… 😊

Andrzej

18 marca 2019 o 13:21

Cieszę się, że mogłem pomóc z oznaczeniem gatunku
, artykuł dobrze się jak zwykle czytało.

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *