NaturaPolskaZima

Wyprawa na łosie... Puszcza Kampinoska.

1002.2019

 

Czas na eskapadę, o której marzyłam od czasu spływu tratwą po Biebrzy, kiedy to przez trzy spędzone na Biebrzy noce odgłosy łosiowych porykiwań nam towarzyszyły. Niestety, pomimo wypatrywania oczu z tratwy, czatowania o świcie na polanach Doliny Biebrzy i Puszczy Knyszyńskiej – łosia nie zobaczyłam, ani nie sfotografowałam. Pan Mąż i Kuba dzielnie mi towarzyszyli. A Kubuś litując się nad rozczarowaną, z powodu braku łosi, mamusią – fantastycznie na polanie w łosia się chwilowo przemienił ;D

Miałam jeszcze parę łosiowych prób, zawsze bez sukcesu…

I nagle przez Instagram poznałam ludzi, co z łosiami są za Pan Brat a Puszczę kochają niezmiernie. Najpierw poznałam Andrzeja Myczkowskiego ( @andrzejmyczkowski ) a potem Mateusza. Mateusz – Niosący Ciszę Leśny Zaklinacz ( @niosacycisze_lesnyzaklinacz ), zna puszczę, jak swój dom. Bo jest ona trochę, a nawet trochę bardzo, domem Pana Mateusza.

Dzięki poznaniu w/w chłopaków, moje spotkanie z łosiem staje się realniejsze. Umawiam się na podchód do Puszczy Kampinoskiej. A im bliżej wyjazdu do Puszczy, tym jestem szczęśliwsza…

Trzeba jednak najpierw poczynić pewne przygotowania. Konieczna będzie nieszeleszcząca odzież. I chociaż odrobinę maskująca.. Odrobinę?… ;D

Staję również przed koniecznością  zdobycia ochraniacza na aparat fotograficzny. Brak ochraniacza jest jednym z moich problemów, jeżeli chodzi o fotografowanie w naturze. Oprócz problemu podstawowego, którym są ciągłe poszukiwania obiektywu 150 – 600 FX w sensownej cenie. Myślę, że mój Tamron 16-300 też coś sfoci, ale na pewno nie tak, jak w przypadku np. Tamrona 150-600 G2, czy nawet G1, lub Sigmy w w/w parametrach…

Niestety nowy obiektyw, w tym momencie nie wchodzi budżetowo w rachubę, a używkę w dobrym stanie i w dobrej cenie, trzeba upolować… Mam tylko nadzieję, że nie będę czekać tak długo, jak na okazję sfotografowania łosi ;D

Natomiast, ochraniacz na aparat jest bezwzględnie mi potrzebny. Z pogodą może być różnie, a jadę tylko na jeden dzień do Puszczy, więc trudno rezygnować z wyprawy, tylko dlatego, że trochę pada… Inwestycja w porządny ochraniacz to koszt około 500 zł. Chcę zmienić obiektyw, więc wolę kupić ochraniacz, już wg nowych parametrów. Ale puszcza i ew. deszcz są już… Kurs nurkowy Pana Męża, w deszczu, podczas sztormu, fotografowałam przy użyciu worka foliowego, ale przy puszczańskim podchodzie worek może się okazać po pierwsze niewygodny a po drugie zbyt szeleszczący…

Na początku przemyśliwałam uszycie ochraniacza, z którejś z naszych kurtek przeciwdeszczowych. Ale trochę było mi kurtki szkoda. W końcu w poszukiwaniu tymczasowego, niedrogiego i w miarę skutecznego ochraniacza na aparat, poszłam do PEPCO, gdzie jak wiadomo, różne rzeczy można niedrogo dostać… Niestety, żadnych kurtek, na maluchy z odpowiedniej tkaniny, kapturów, czapek nie ma… Biorę tylko dwa termosy, bo wszystkie będące w domu, już przeciekają… Wymieniam termosy średnio raz w roku – nie mam pojęcia dlaczego, niezależnie czy kupujesz termos drogi, czy tani, zaczyna przeciekać przy korku po paru podróżach… Wolę mieć do plecaka szczelne. Stojąc do kasy z termosami, moje spojrzenie pada na parasol w umaszczeniu świetnie pasującym do moich puszczowych potrzeb puszczowych… Zwijam ze stojaka – koszt 9.90… ;D

W domu wysyłam do pana Męża prośbę o rozrysowanie szablonu ochraniacza – Pan Inżynier z takimi zadaniami problemu nie ma… Mijają dwie godziny i mam ;o

W życiu tego nie uszyję… Jak wszyć lufę do reszty… Na dodatek im więcej szwów, tym więcej miejsc do przeciekania.

Wysyłam swój, nieinżynierski szkic… ;D

Odpowiedź – nie ma szans. Nie dasz rady naciągnąć na aparat… No to tyle, jeżeli chodzi o porady Pana Męża Inżyniera…

Wyciągam maszynę do szycia – całe szczęście, że ją kupiłam trzy miesiące temu, jak nie miał mi kto skrócić nowej firanki. Nowa firanka, to świetny powód do zakupienia maszyny do szycia ;D. Ściągam tkaninę z parasola – no ten to już się chyba na spacer w deszczu nie przyda ;)

I dziergam ochraniacz na tzw. ”oko”. Tu tunel na gumkę, tam tunel na gumkę… Tu przypinka, tam przypinka… I dwie godziny później ochraniacz jest gotowy. Czyż nie piękny?… ;D

Gdy kupię profesjonalny, ten sobie zostawię na bal przebierańców – będę Babcią Czerwonego Kapturka ;D

I tak w środę rano jadę pociągiem do Warszawy, w której od poniedziałku zawodowo przebywa Pan Mąż. Wieczorem planujemy mały relaks w teatrze a jutro od samego rana?… Puszcza i łosie czekają…. Co do Puszczy mam pewność, a co do łosi – to mam taką cichą, bardzo cichutką, nadzieję… :)

Tylko, żeby dopisała pogoda… Póki co w Warszawie jest pełne zachmurzenie i pada mokry śnieg… To nie wróży za dobrze. Pewnie jednak trzeba będzie użyć ochraniacza… ;)

I dzień w Puszczy

Pobudka o godz. 5.00. rano. Nie jest łatwo – kolejna noc nie do końca przespana. Pięć godzin to trochę mało, ale nie ma co marudzić, trzeba się zbierać.

Jemy szybkie śniadanie i o godz. 6.00 jedziemy po Andrzeja, a potem już prosto do Puszczy Kampinoskiej. Na miejscu jesteśmy o godz. 7.30. Mateusz Niosący Ciszę Leśny Zaklinacz – już na nas czeka. Pan Mąż wraca do Warszawy, a ja z Panem Andrzejem, prowadzeni przez Pana Mateusza Zaklinacza wchodzimy w Puszczę. Jest pochmurno, jakby trochę mglisto… Las zaczyna szeptać nam do ucha swoje tajemnice…

O tych, których Puszcza na swoich szlakach widuje…

Że gajowy drogą przejechał…

Że łoś przeszedł,

i pomiędzy drzewa się schował…

 

Że sarny grupą przebiegły – może czymś spłoszone…

Idziemy po białej stopie, wypatrując łosiowych tropów. Tropów jest bardzo dużo, natomiast łosi nigdzie nie widać.

Mateusz dostaje telefon, że łosie podeszły pod sam jego dom. Patrzymy na siebie i chórem – o kurczę… Jesteśmy jednak już pół godziny od miejsca, gdzie łosie się pojawiły i stwierdzamy, że nie będziemy wracać. Na pewno dalej łosie też będą… 

Idziemy dalej….

I Puszcza opowiada dalej…

Drzewa, które ze starości, aż trzeszczą – wiewiórkach i ptakach, mieszkańcach swoich dziupli bajają.

Jednocześnie po cichu na korniki narzekają i dzięciołów, swoich lekarzy, wypatrują…

Dąb (Quercus).

Jedne jeszcze dumnie stoją

Lipa (Tilia).

Brzoaza (Betula).

Chociaż i zmarszczek już dużo i bruzd,

i co nieco stawy szwankują…

Inne już przewrócone próchnieją a zasilając ściółkę,

dają podłoże dla leśnego, młodego pokolenia… Tutaj mała sosenka (Pinus sylvestris).

Idziemy słuchając i podziwiając tą puszczańską opowieść a wraz z jej biegiem, zaczyna coraz bardziej sypać śnieg.

i bardziej,

i bardziej,

i bardziej :D

Praktycznie nic nie widzimy… Brniemy przez śnieg, a gdy zaczyna mniej sypać – wyłania nam się  bajkowy świat… Jakbyśmy byli w Kampinoskiej Narnii… :)

Przemierzamy ścieżki, wypatrujemy łosi… Ale zwierzęta, również jelenie, sarny, dziki a nawet ptaki, jakby stwierdziły, że w śnieżycę, to one zaszyją się gdzieś w kniei i pośpią… Pewnie obserwując nas, gdzieś z ukrycia, są nieco zdziwione człowiekami brnącymi w zamieć przez śnieg… ;)

A my nie bacząc na śnieg w oczach, idziemy wchłaniając piękno zimy, trochę rozmawiając o Puszczy, trochę milcząc, trochę fotografując…

Śnieg jest mokry, Andrzej z Mateuszem mają profesjonalne ochraniacze, więc ich aparaty są bezpieczne. Nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić użyteczność mojego, osobiście wykonanego… O dziwo spisuje się całkiem nieźle, wygląda może troszkę dziwnie, ale funkcję spełnia… No i Panom Andrzejowi, i Mateuszowi – całkiem się ochraniacz podoba ;D

zdj. Andrzej Myczkowski.

Dziękuję za fotkę :)

Po 10 kilometrach robimy sobie małą przerwę na herbatę, kanapki i coś słodkiego – trzeba nabrać sił i energii na dalszy marsz :D

Po odpoczynku, energii mamy pod dostatkiem, wiec wyruszamy dalej – w kierunku Kanału Zborowskiego, wzdłuż pól spowitych lekką mgłą…

W oddali na bezlistnej o tej porze olszy (Alnus), ew. przekąski wypatruje myszołów (Buteo buteo).

Próbujemy podejść myszołowa. Chociaż Andrzej, który na ptakach się zna i nieraz drapieżniki fotografował mówi – że nie ma szans. Myszołów jest bardzo płochliwy, dopóki nie zacznie jeść. A ten nie je i na pewno czujnie się nam przygląda… Jednak z Andrzejem podejmujemy próbę podejścia na trochę bliższą do ptaka odległość. Myszołów najpierw przelatuje na olszę bardziej oddaloną.

A zaraz potem znika w lesie…

Pozostaje nam wrócić na ścieżkę, z której Pan Mateusz się nie ruszył. Wiedząc, że z focenia myszołowa nic nie będzie – nie zamierzał marnować energii na chodzenie po ciężkim gruncie… Zwierzaki Puszczy wiedzą, że zimą energii na darmo marnować nie należy ;D

Idziemy dalej podziwiając krajobraz z drzewami w swojej  zimowej, surowej odsłonie.

Docieramy nad Kanał Zaborowski.

Zamierzam go już sfotografować, gdy słyszę – kładź się na moście, wyjdzie lepszy kadr… To Pan Andrzej, co kadry uwielbia wszelakie dopracowywać… ;D

No to się kładę na śniegu i fotka wychodzi niczego sobie :D

Z przybrzeżnych trzcin wylatuje mały strzyżyk. I niestety zaraz znika.

Chwilę czekamy, na ponowną okazję do sfotografowania strzyżyka, ale nic z tego… Ptaszek namyśla się zbyt długo a dzisiaj naszym celem są łosie, więc nie czekamy. Jeszcze tylko fotografuję inny kadr Kanału Zaborowskiego

i przemierzamy Puszczę dalej…

Co jakiś czas robiąc stop-klatki w obiektywie a cały czas w oczach, głowie, sercu, duszy – gdzie kto potrafi, i gdzie kto woli… 

Sosna pospolita (Pinus sylvestris) – w zimowej szacie prezentująca się absolutnie niepospolicie :)

Modrzewiowe szyszki – modrzew europejski (Larix decidua).

Idziemy kładką przez Rezerwat Kalisko, Zaborów Leśny. Malowniczo rozłożonej nad tutaj już terenem bagiennym…

Mijamy krzew kaliny koralowej (Viburnum opulus), której owoce skrzą się czerwienią w tych beżowo-białych kolorach puszczańskiej zimy…

Obok przyciągają spojrzenie przysypane śniegiem liście jeżyny ( Lubus). Jeżyna wygląda, jakby w sen zimowy nie zapadła – dalej zieleniąc się pod śniegiem…

Zawracamy z terenu Rezerwatu Kalisko, wybierając kolejne ścieżki szlaków Puszczy Kampinoskiej.

Patrzymy na dowody silnych wichur, które czasami w Puszczy szaleją

   

i piorunów, które drzew nie oszczędzają… Tutaj piorun smagnął sosnę, jak biczem…

Na koniec okręcając się, by znaleźć w ziemi uspokojenie.

Widzę efekty uderzenia pioruna pierwszy raz w życiu i jestem pod wrażeniem. Działają te obrazy na wyobraźnię…

Tydzień później, po mojej wyprawie, Puszczę przemierzała z Leśnym Zaklinaczem Dobrochna @dobrymokiem. Natknęli się na inne drzewo rażone piorunem i Dobrochna zrobiła zdjęcie, którym prawie możemy poczuć dotyk tego smagnięcia… Zdjęcie jest tak piękne, że postanowiłam je umieścić w moim wpisie. Dziękuję Dobrochnie bardzo za zgodę. Niech każdy, kto tutaj zerknie poczuje siłę pioruna dotykiem Dobrochny… 

zdj. @dobrymokiem

Gdy tylko przestaję myśleć o skutkach burz w puszczy, mój wzrok opiera na pięknym grzybie nadrzewnym – to wachlarzowiec olbrzymi (Meripilus giganteus ).

Na nawłoci, którą bardzo lubi nasz Zaklinacz Leśny – nawłoć pospolita ( Solidago virgaurea).

I na przepięknych oprószonych śniegiem hubach – tutaj białoporki brzozowe (Fomitopsis betulina).

Oprócz kadrów przyrodniczych, robię kadry człowieków focących kadry przyrodnicze :D

Pan Mateusz – Niosący Ciszę Leśny Zaklinacz.

Pan Andrzej Myczkowski – a właściwie obiektyw Pana Andrzeja ;)

No dobra – trochę Pana Andrzeja jest… ;D

Właściwie, to też są kadry przyrodnicze… ;D

Jeszcze wydłużamy czas marszu, chociaż jesteśmy już bardzo zmęczeni – właśnie mamy zrobione 20 kilometrów, ale cały czas szukamy łosi… Przemierzamy miejsca z młodymi jałowcami – w zimę łosie tam żerują. 

Jałowce są…

Objedzone zdrowo ;D

Ale łosi nie ma…

Jeszcze zachwycam się rdzawym pomarańczem paproci leśnej (Polypodiopsida Cronquist)…

I kończymy wędrówkę…

Pomimo braku łosi, to poznawanie Puszczy Kampinoskiej, w jej zimowej, bajkowej odsłonie było absolutnie niesamowite… Przemierzając szlaki Puszczy Kampinoskiej robimy w 7 godzin 25 kilometrów. I nie żałujemy ani jednego kroku, ani jednego kadru, ani jednej minuty ze spędzonego tutaj czasu…

Jestem zachwycona Puszczą Kampinoską i dziękuję Mateuszowi za poprowadzenie mnie jej ścieżkami oraz za super towarzystwo, zarówno jego, jak i Andrzeja. Było fantastycznie… :)

A łosiom?… A łosiom mówię do zobaczenia… :)

Jesteśmy tak zmęczeni, że nie mam sumienia prosić o powtórkę nazajutrz… Wrócę następną zimą myślę i wzdycham cicho do siebie…

Wieczorem jednak dostaję od Leśnego Zaklinacza wiadomość – Idziemy?

Idziemy – odpowiadam radośnie i nastawiam budzik znowu na godz. 5.oo rano :D

II dzień w Puszczy Kampinoskiej…

Pan Mąż znowu zawozi mnie do Puszczy. Jestem umówiona na godzinę 7.30. Po drodze dostaję od Mateusza smsa – łosie są pod moim domem?…

Znowu?… :o Łosie u Mateusza, a ja 15 minut od miejsca, gdzie są łosie… W końcu dojeżdżamy. Zatrzymujemy się w pewnym oddaleniu od domu Mateusza – samochód przepłoszy łosie. Resztę dystansu pokonuję piechotą… 

Niestety, gdy podchodzę pod ogrodzenie, widzę jeszcze ruch sosenki, ostatni raz skubniętej przez byka i łosie odchodzą w las… Pozostaje mi w tym miejscu pokazać, co o poranku się działo koło domu Mateusza, obiektywem Niosącego Ciszę Leśnego Zaklinacza…

Łoś euroazjatycki ( Alces alces) – byk.


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz

O jaka pyszna sosenka ;D


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz

Przed odejściem w Puszczę, Pan Byk Iwan Groźny jeszcze spojrzał na Pana Mateusza – tak się wczoraj włóczyłeś za nami po Puszczy, to mi się Ciebie żal zrobiło… Przyszedłem z Rodzinką. Strzel sobie parę fotek i znikamy ;D


Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz

No tak… A ja?… Myślę z żalem. Pewnie Iwan by mi odpowiedział – Na pierwsze puszczańskie spotkania, moja droga Pani – to trzeba sobie zasłużyć tropieniem… Przed nos wychodzimy tylko Człowiekom Puszczy ;D

Ok. Przyjmuję z pokorą. Nogi gotowe do marszu, oczy do tropienia i ruszamy z Mateuszem w Puszczę – drugi Kampinoski dzień czas zacząć :D

A wracając do zdjęć zrobionych o poranku przez Mateusza?… Pozostaje pogratulować… Są piękne… :)

Idąc patrzymy na łosiowe tropy, prowadzące do lasu i podążamy ich śladem…

Są ślady łosiowe i większe,

i mniejsze.

Co to oznacza?… To oznacza, że idziemy śladem łoszy i cielaka :)

I tak moje pierwsze łosiowe spotkanie jest z piękną łoszą i jej ”maleństwem”. Zapamiętam je na zawsze… Łosza ukryta między drzewami, ledwo widoczna – przygląda się nam czujnie. 

Tym czujniej, że obok niej jest cielak…

Odwraca się do cielaka…

Potem znowu zerka na nas…

I w końcu daje małemu sygnał do odwrotu…

Odchodząc, uszy ma skierowane cały czas w naszą stronę…

Czujność w lesie to gwarancja bezpieczeństwa a u łosi, słuch i węch są podstawą. Widzą nie najlepiej…

Mateusz decyduje, że już nie pójdziemy tropem łoszy z cielakiem. Cielak musi się w spokoju najeść – trzeba im dać spokój…

Idziemy, więc  dalej w innym kierunku. Mateusz po cichu opowiada mi o łosiach. O ich zmysłach, ale też o tym, że muszą dziennie zjeść od 20-50 kilogramów pożywienia . Jedzą jałowce, gałązki sosen, trawę i wszystko co się da skubnąć, przez około trzy godziny. Potem kładą się, żeby przeżuwać i trawić… Zastanawiam się jakim cudem znajdują tyle pożywienia zimą… Gdy zima się kończy ilość pokarmu zaczyna być szczególnie istotna dla byków – trzeba odbudować poroże.

Idziemy dalej. 

Nie mija dużo czasu, kiedy w oddali Mateusz zauważa inną łoszę, daleko między drzewami… Ja jej nie widziałam w ogóle. Mateuszowi wystarcza kawałek ucha a ja nie widzę całej głowy, szyi i nogi… 

Słyszę – próbuj podchodzić, miękko na ugiętych nogach, w linii drzew… No to staram się, jak najciszej. Chociaż nie jest łatwo ponieważ śnieg chrzęści nawet na miękkiej ściółce…

Jakoś daję radę podejść trochę bliżej.

Łosza zmienia pozycję – czujnie nasłuchuje…

I po chwili już je nie ma. Znika tak szybko, że praktycznie nie wiem, w którym momencie się to stało…

Odwracam się w kierunku, w którym powinien być mój przewodnik Niosący Ciszę i… I nikogo nie widzę… Zniknął – myślę. Obracam się w kółko i nagle jest – niesamowite, jak potrafi się przyczaić… Śmieję się i mówię, że muszę się tej sztuki koniecznie nauczyć :D

Idziemy, dalej czujnie obserwując otoczenie a ja dodatkowo uważnie słuchając puszczańskich opowieści Mateuszowych i ucząc się rozpoznawania tropów…

Tutaj znowu łosiowy. Duży – pewnie byka…

Tutaj sarny…

Obok ślad lisa – lis nie wystawia pazurów, gdy idzie…

Lisek sobie szedł – trochę na zasadzie “Idzie lisek koło drogi” ;)

Lisek szedł koło drogi, wszedł w głębszy śnieg, obsikał drzewko i wrócił, żeby dalej iść koło drogi ;D

I tak poznajemy życie leśnych zwierząt… Biała stopa opowiada nam, a właściwe maluje obrazy leśnego życia…

Tutaj szedł dzik – nie za duży… Postawił zgrabnie raciczki koło siebie…

A dalej dziczysko potężne…

Na ścieżce odbiła się również łapa. Pies, czy wilk? – zastanawiam się głośno…

Jeżeli ślad opuszki przez środek ma dokładny ślad  ”x”, to wilk – mówi  Pan Mateusz…

No i co – wilk, czy nie wilk?…

Wilk! Przednia łapa – wg fachowej oceny człowieka co się na tropach zna… :D

W pewnym momencie w oddali widzimy leżącego łosia. Już chcę iść na wprost, gdy słyszę – nie da rady. Musimy go obejść…

No to obchodzimy jakby dookoła, w kwadracie. Ścieżką pod górę

Idziemy. Słucham dalej Mateuszowego bajania o puszczy. A jest to piękne bajanie o drogach, które Puszczę przecinają a już niewielu pamięta, że to drogami były. To drogi zwane przez miejscowych człowieków – leniami.

O ludziach, którzy w Puszczy mieszkali, a ślady po ich domostwach Puszcza już zagłuszyła, albo powoli zagłusza. 

Nagle pomiędzy rudymi liśćmi, będącymi wspomnieniem jesieni, Mateusz zauważa pięknego łosia – to byk. To ten, którego okrążamy – pytam cicho. Gdzie tam… Tamten jest z zupełnie innej strony, tam za wzgórzem… Aha… – mruczę… Robię zdjęcie, chociaż wypatrzenie Pana Łosia wymaga użycia Mateuszowej lornetki… Nie jestem zadowolona z efektów – moje 300 mm, do takich odległości, około 15-20 metrów, nie bardzo się nadaje… Ale i tak łoś ukryty w rdzawym wspomnieniu jesieni – mnie zachwyca…

Pytam się Pana Zaklinacza – po czym rozpoznaje, czy to łoś, czy łosza? Po możdżeniach. Musisz ich poszukać na głowie zwierzaka, no i byki są z reguły ciemniejsze, i potężniejsze. Z reguły… Wielkość i umaszczenie, więc jednak nie wyjaśniają sprawy do końca, ale możdżenie – już tak. I to jest na 100% Pan Łoś :D

Idziemy dalej… I Mateusz opowiada dalej….

O tym, że Puszczę ludzie od zawsze na biegówkach przemierzali i do tej pory ścieżki, i lekkie wzniesienia do uprawiania tego sportu wykorzystują

Jak widać gdzieniegdzie Puszcza stawia weto na biegówkowe zmagania ;)

Ale przede wszystkim Mateusz opowiada dalej o zwierzakach. 

O wiewiórce, która budkę lęgową na zimowe mieszkanko wykorzystała.

O łosiach, jeleniach i rodzajach poroży. Śmieję się, że nigdy tego nie zapamiętam. Widłaki, szóstaki, ósmaki itd…,  Co to korona, opierak, nadoczniak, oczniak, róża, tyka, a co to scypuł, który po wyschnięciu jeleń o drzewa ściera. O tym, że kozioł sarny ma parostki, a byk łosia – albo łopaty, albo badyle i wtedy mówimy o Panu Łosiu vel Łopaciarz, lub vel Badylarz :D

O lisach i o dzikach. O ptakach, które ostrzegając siebie wzajemnie przed człowiekiem, ostrzegają resztę zwierząt i zanim zwierzaki zauważymy, już znikają.. I przede wszystkim o tym, że Puszcza to ich dom a my jesteśmy tutaj tylko gośćmi…

Słuchając Mateusza zawieszam się jeszcze na tym co w puszczy małe,  do czego trzeba się schylić, poszukać piękna w pojedynczej gałęzi, kropli, w pięknie puszki, czy listka porostu… Podążać spojrzeniem tam, gdzie piękno jest z jednej strony na pierwszy rzut oka ukryte a z drugiej maluje pełen obraz Puszczy, jej nastroju i cudów ….

Mech ( Rokietnik pospolity) – z błyszczącą kroplą wody po topniejącym śniegu.

Pięknie omszała gałąź starego drzewa – co niejedno widziało i słyszało z puszczańskich dziejów.

Porost – pustułka pęcherzykowata (Hypogymnia physodes).

Struktura tego porostu – zawsze mnie zachwyca…

Gałązka świerku… Świerk (Picea).

Szyszki dębowe – dąb (Quercus).

Widzę je pierwszy raz w życiu, a proces ich powstawanie jest bardzo ciekawy:

“Owad letyniec szysznica (Andricus foecundatrix) wytwarza galasy podobne do szyszek chmielowych (…) Z biegiem czasu galas ciemnieje, a łuseczki tworzą rozetkę tzw. różyczkę dębową. We wnętrzu każdej różyczki znajduje się pojedynczy kulisty galas, w którym żyje larwa. Pod koniec lata galas wypada na ziemię, a jego mieszkaniec w zaciszu spędza zimę. Na wiosnę wylatuje z niego dorosły owad”

żródło: http://vitoos.blox.pl/2017/07/Szyszki-na-debie-Letyniec-szysznica.html

No to na wiosnę szukamy tych  owadów – może się uda sfotografować :)

Przykryty śniegiem płonnik pospolity (Polytrichum commune).

Ale pięknie myślę… Zostaję trochę z tyłu, w pochylaniu się nad tym co piękne w mniej, pewnie dla niektórych, oczywisty sposób a mój Pan Przewodnik nie ustaje w łosiowych poszukiwaniach… ;)

Między drzewami, z lornetką w dłoni i…. I znowu łosia wytropił… ;D A właściwie dotarliśmy do miejsca, z którego powinniśmy zobaczyć Pana Łosia odpoczywającego na śniegu, jakieś?… 3 kilometry temu… :o Takie koło zrobiliśmy w łosiowym podchodzeniu… Mateusz mówi – chodź wymienimy się obiektywami. Tak, moje 300 mm tutaj nie spisuje się najlepiej. Wymieniamy obiektywy i ten ruch dla Pana Łosia, jest już za dużym… Wstaje na nogi z legowiska i… I pozostaje nam sfotografować kawałek jego zada…

No tak… Jeżeli hałasujesz – to na tyle zasługujesz ;D Nawet jeżeli podchodząc szanownego zwierzaka zrobiłeś 3 kilometry z okładem… ;D

Jedyne co możemy sfotografować z bliska – to miejsce, w którym łoś przeżuwał śniadanko ;D

Widać dokładnie, w którą stronę był ułożony – gdzie jest łopatka i łapa… Tzn. teraz już to widzę ;D

Czas wracać… Niosę ciężki aparat z obiektywem Mateusza i zaczynam myśleć o mojej dotychczasowej decyzji kupna Tamrona 150-600, lub Sigmy sports 150-600. Waga Tamrona z moim body to około 2760 g a Sigmy 3610 g. Przy mojej miłości do fotografowania w ruchu, z podchodów, kiedy często idzie się z aparatem całe kilometry?… To nawet przy założeniu, że będę mieć szelki fotograficzne z retraktorem – nie dam rady…

Póki co jednak jestem szczęśliwa, że może będę miała szczęście sfotografować łosia przez Mateuszowego Tamrona… Przybliża niesamowicie :D

Swoją drogą – nie każdy by się na obiektywy zamienił… Wiemy ile sprzęt kosztuje i jak każdy sobie swój własny ceni… Dlatego Mati – bardzo dziękuję… :)

Jesteśmy coraz bliżej zakończenia podchodu… 

Z niepokojem przeczesuję oczami drzewne przestrzenie…

 

Ale łosi nie ma…

Myślę – trudno, przynajmniej poznam ten obiektyw… I fotografuję drzewa.

Zdj. @niosacycisze_lesnyzaklinacz

Również takie, które są bardzo, bardzo daleko od nas… :)

I w tym momencie słyszę za sobą szept  – jest.

Gdzie jest?… Tutaj – mówi Pan Zaklinacz podając mi lornetkę… Nie widzę… Biorę obiektyw przeczesuję drzewa i nic…

Robię największe zbliżenie i… I same gałązki…

No to Pan Zaklinacz, bierze mnie za ramiona kurtki, czyli tzw. fraki i kieruje mną. Ja trzymam sztywno aparat z obiektywem – wyglądamy jak żołnierz tzn. Mateusz, kierujący mną z lufą – ja i lufa to działko artyleryjskie ;D 

I nagle – widzę… Jakby na wyciągnięcie ręki… Boże, jaki piękny łoś… Z błękitnymi oczami, możdżeniami i lekko lokatą fryzurą… Mam problem, żeby opanować drżenie ręki. Mateusz już mi nie pomaga, opieram bark o drzewo i fotografuję mojego najpiękniejszego łosia – zwanego przez Leśnego Zaklinacza – Iwanem Groźnym… :D 

W pewnym momencie, Król Puszczy Kampinoskiej, odwraca głowę i patrzy prosto na mnie… Nigdy nie zapomnę tej chwili – zostanie ze mną już na zawsze…

 

Cicho przełykam łzy – nie wypada się mazać, ale potrzebuję chwili…

A potem już tylko niedźwiedzi uścisk sprzedany w podziękowaniu Niosącemu Ciszę Leśnemu Zaklinaczowi – bez niego, nie przeżyłabym tych wszystkich pięknych chwil, podczas dwudniowego poznawania Puszczy Kampinoskiej… I zaraz potem moja kolejna fotoeskapada dobiega końca…

A jaka ta fotoeskapada była?… Była czasem, jak większość tych, które przeżyłam – przepięknym… Bo każdy czas z naturą, poza codziennością – musi być przepiękny… Ale poza tym, było to spotkanie z Puszczą spełniającą moje łosiowe marzenia, a czekałam na urzeczywistnienie się ich – trzy długie lata…

Piękny pierwszy zimowy dzień w towarzystwie Mateusza Niosącego Ciszę Leśnego Zaklinacza oraz Andrzeja Myczkowskiego. Dzień w Baśniowej Narnii Kampinosu

I drugi – dzień spełnienia Łosiowego Marzenia… Dziękuję Mateusz… Tak po prostu… Ale z całego serca…. Bo to proste dziękuję, przynajmniej w naszym świecie Człowieków bliskich naturze, jest najcenniejsze. Plus oczywiście niedźwiedzi uścisk :D

A Puszczy Kampinoskiej dziękuję tym prostym wierszem, którego słowa mi się w głowie układały podczas przemierzania jej ścieżek… 

Szepty Puszczy Kampinoskiej

Szepty

Zatapiasz się w Puszczy, z hałasu świata
i wpadasz w ciszę bezmierną…
Jest cicho. Cicho tak bardzo…
Czy aby jednak na pewno?…

Przystań na chwilę, uspokój myśli,
zapomnij o świecie pędzącym w oddali.
On zgniata zmysły nasze, niby młot z najtwardszej stali.

Potem się wsłuchaj w tę ciszę, co szeptem zaczyna bajać
i tajemniczo Cię uczy, jak powinieneś Puszczę oswajać.
Jak zmienić krok na miękki, jak oczy zmienić z widzenia na czucie,
jak wytężyć zmysły i uspokoić duszę.

A gdy zaczniesz pojmować, gdy w końcu pojmiesz co znaczy czuć,
zobaczysz obrazy, malowane mistrzowskim pędzlem – Matki Natury uczuć.

Zielenią, brązem, tropem na śniegu,
smagnięciem wiatru po śladzie jelenia w biegu,
trzepotem skrzydeł i trelem ptaków,
gdzieś tam w koronach drzew, jakby z zaświatów.

Rudością lisa pomiędzy drzewami,
watahy wilków z ukrycia spojrzeniami.
Potęgą łosia, co królem jest Puszczy,
chwilą spotkania i śladem w duszy.

I grupą stada przepięknych dzików,
a wszystko bardzo, bardzo po cichu.
Miękkością mchu, hubą, kształtem porostu,
bez buty, skromnie – tak pięknie, tak po prostu.

Dziękuję Puszczo za te nauki i za czuły Twój szept,
który tworzy melodię graną, jakby tysiącem orkiestr.
Za wzruszeń chwile, co w sercu uczucia wzbudzają,
a w myślach śladami, co jak trop na wiecznym śniegu pozostają.

Za drżenie ręki, gdy kadr się tworzy,
za piękno obrazów, za myśl – gdzieś tam z przestworzy.
Ja zwykły człowiek, gość domu Twego, czoło do ziemi chylę nisko –
dziękując za to, że mogłam być Puszczo z Tobą tak bardzo blisko…”

                                                                             Sabina

Dodatek

Po powrocie do domu, dzięki Mateuszowi @niosacycisze_lesnyzaklinacz, już wiedziałam, że obiektywy z dobrą optyką powyżej 500 mm – są dla mnie za ciężkie. Rozpoczęłam proces poszukiwania nowego obiektywu i w końcu wybór padł na Nikkora AF-S 80-400mm. Nie był to jednak wybór samodzielny. W poszukiwaniu i wyborze pomagali mi @andrzejmyczkowski, @j.lozinski_photography oraz dziewczyny , które z różnym sprzętem, fotografując naturę, się zmagają – @fotografie-petra, @yvonne_unti_56, @cindyconlin_photography. No i oczywiście mój Pan Mąż @yodatatoo, który dzielnie informacje analizował. I w końcu mam… Mój piękny obiektyw, który od tej pory będzie mi pomagał robić stop klatki podczas fotoeskapad poza codziennością :D

Mój Ci On ;D

Pierwsze próby z nowym obiektywem w zestawie z body Nikonem d750, zrobiłam pięć dni po pobycie w Puszczy i tutaj wracam do tego, czego podczas podchodów z Mateuszem się nauczyłam. Spokojnie, na miękkich nogach, odpowiednio podchodząc i w końcu zamierając w bezruchu udało mi się sfotografować sarnę, która mnie wyczuwała, raz po raz patrząc w moją stronę, ale nie była w stanie mnie zauważyć…

W końcu musiałam się poruszyć a wtedy moja piękna modelka odbiegła…

I tak pięknym sarnim skokiem, wchodzę w czas przygody z moim nowym obiektywem…

Kolejne fotoeskapady czekają… :)

Do zobaczenia ;D

Komentarze

fotoeskapady

11 lutego 2019 o 15:39

Pełna zgoda…😊 Darz bór… 😃

Andrzej

11 lutego 2019 o 13:18

Było wyśmienicie, chciałbym jeszcze niejeden taki i w takich warunkach plener…
Darz bór!

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *