EgiptNaturaPodróżeRodzinaZima

Święta w Egipcie – dlaczego nie? A może – dlaczego tak? :)

1603.2019
Powrót do spisu treści

II dzień – 21. 12. 2019, piątek

Pierwszy dzień z ”Crazy Dolphin”

Budzimy się o godz. 6.30. Punktualnie o godz. 7.00 jesteśmy z Panem Mężem na śniadaniu. Na całe szczęście znajdująca się na piętrze sala restauracyjna, okazuje się być ładna, a śniadanie smaczne. Oczywiście trudno tutaj oczekiwać polskich wędlin i serów, ale są omlety, sałatki, kiełbaski na gorąco, warzywa, bułeczki i ogólnie można się najeść. Dzieciaki docierają na śniadanie trochę później i co za tym idzie ledwo dajemy radę dobiec, ze sprzętem nurkowym w walizkach, na godzinę 8.00 do taksówek – czyli będąc 15 minut spóźnionymi.

Matiego, mnie i Kubę do bazy wiezie sympatyczny, około dwudziestokilkuletni Egipcjanin – Josef. Kasia z Filipem jadą drugą taksówką, ze starszym kierowcą. Trasę do bazy nurkowej ”Crazy Dolphin” kierowanej przez Hakima, pokonujemy w około 25 minut. Tam wypełniamy dokumenty i zaraz potem możemy rozpocząć nurkową przygodę z podwodnym światem koralowych raf Morza Czerwonego, przy wydatnej pomocy łodzi “Crazy Dolphin 1” i jej wesołej załogi.

Wypływamy, słońce mieni się na spokojnym w porcie morzu….

Myślę – będzie pięknie…

Chłopaki klarują sprzęt,

Kasia w tle klaruje telefon ;D

A ja fotografuję z rufy statku. Taki zwyczajowy podział obowiązków w naszej rodzinie ;D

Chwilę zachwycam się kilwaterem rzeźbionym przez łódź na wodzie i tym, jak przepięknie się mieni w świetle lekko przymglonego słońca.

No i to by było na tyle, jeżeli chodzi o zachwycanie się. Tak jak szybko oddala się wybrzeże, tak szybko fale się wzmagają i tak szybko odpadam ja… Dostaję napadu choroby morskiej – buja strasznie, nie jestem wstanie fotografować a przechodząc głębiej na pokład, żeby nie wypaść z rufy do wody, prawie się przewracam. Hamdy – jak się później okazuje, guide od brykania z delfinami – próbuje mnie ratować herbatą z cytryną. Ma pomóc, a jest jeszcze gorzej… O matko… Skończy się wymiotowaniem… – myślę. Wtedy do akcji wkracza Hakim i daje mi jakieś leki. Pół godziny później przejaśniam i świat znowu wydaje mi się piękny… Nudności mijają, nie kręci mi się w głowie – jednym słowem znowu żyję ;D

W sam raz na moment skakania z łodzi do delfinów :D

A nie jest to wcale takie proste, jakby się wydawało na pierwszy rzut oka.

Na sygnał z łodzi o pojawieniu się w pobliżu delfinów – czeka się na rufie w ABC – ach.

Zdj. Pani Kasieńka :)

Hamdy, Delfinowy Guru ;) – tłumaczy nam, jak mamy się zachowywać.

Zdj. Pani Kasieńka :)

Trzeba czekać na sygnał, a gdy delfiny się pojawią skoczyć szybko z płynącej łodzi do wody i patrzeć, patrzeć, patrzeć, i płynąć, płynąć, płynąć – szybko, ale w jednym kierunku, w grupie, tak żeby ktoś nie zniknął.

No to aparat w dłoń i czekamy… Jeszcze mówię do Pana Męża – pilnuj Kuby, ja focę… Znowu podział obowiązków – oczywiście ;D Filip już się pilnuje sam. A Kasia?… A Kasia na takie wodne igraszki się nie decyduje. Fotografuje całą akcję maminą lufą :D

Zdj. Pani Kasieńka :)

Delfiny nagle się pojawiają…

Delfin (Delphinidae), butlonos zwyczajny (Tursiops truncatus). Zdj. Pani Kasieńka :)

No to skaczemy i płyniemy…

Zdj. Pani Kasieńka :)

I płyniemy. Patrzymy i patrzymy…

Zdj. Pani Kasieńka :)

I… Delfiny zniknęły… Hamdy się rozgląda, ja się rozglądam… Ponad powierzchnią wody…

Zdj. Pani Kasieńka :)

Pod powierzchnią wody…

Zdj. Pani Kasieńka :)

Delfinów jednak nie ma…

Kuba daje radę, chociaż płynęliśmy przez moment naprawdę bardzo szybko… Patrzę z dumą na synusia :)

Zdj. Pani Kasieńka :)

Łódź odpłynęła daleko – musimy poczekać, aż po nas wróci… W takim przypadku najważniejszą sprawą jest pozostawać w grupie. Hamdy nie pozwala nikomu odpłynąć. Morze to nie jest zabawa, nawet jeżeli czasami można się w nim nieźle pobawić ;D

Zdj. Pani Kasieńka :)

Łódź w końcu do nas dopływa, wychodzimy na pokład – wszyscy są zmęczeni…

Zdj. Pani Kasieńka :)

Zdj. Pani Kasieńka :)

Ale to nie wszystko. Powtarzamy akcję trzykrotnie. Niestety dzisiaj nie udaje mi się zrobić żadnego delfinowego zdjęcia pod wodą… Może kiedy indziej się uda :)

Kasia za trzecim razem też próbuje. niestety ma duży problem z oddychaniem przez rurkę. Ani tego nie lubi, ani się nie nie boi. Bidulka prawie płacze… Cóż nasza córeczka raczej pozostanie przy zwierzakach kopytnych fruwających ponad przeszkodami ;D Są jednak jakieś korzyści z prób pokonywania lęku wodnego – dwóch bodyguardów holuje Kasieńkę do łodzi. Hamdy i Pan Tata. Taka opieka to rozumiem… Jak się okazuje, z niektórych niekorzystnych sytuacji, można jakieś korzyści czerpać – szczególnie biorąc pod uwagę Bodyguarda Hamdiego… ;D A Bodyguard Pan Tata przy okazji holowania córeczki, Bodyguarda Hambiego strategicznie na oku też przecież mieć może ;D

Po ostatnim skakaniu do delfinów płyniemy na rafę.

Pierwszą rafą, na której będziemy odkrywać podwodny świat Morza Czerwonego jest Sakhwat Abu Galawa, położona na głębokości od 4 – 22 metrów.

Szybko przygotowujemy się do nurkowania. W duchu zastanawiam się, czy dam radę na takim podelfinowym zmęczeniu zanurkować. Ale nie jęczę, tylko się zbieram.

Zdj. Pani Kasieńka :)

Filip będzie nurkował z Hamdym.

Zdj. Pani Kasieńka :)

Zdj. Pani Kasieńka :)

No i znowu jump – tym razem w pełnym szpeju…

Zdj. Pani Kasieńka :)

Daję aparat Panu Mężowi na czas skoku, bo trochę się stresuję. Niby nie jest wysoko, ale skoki z łodzi jeszcze nie są dla mnie powszedniością.

Zdj. Pani Kasieńka :)

Jednak zupełnie spokojnie daję radę – ku mojemu własnemu zaskoczeniu ;D Hop!

Zdj. Pani Kasieńka :)

Zdj. Pani Kasieńka :)

I już :D

Zdj. Pani Kasieńka :)

Pierwsza czynność w wodzie?… Oczywiście przejęcie aparatu fotograficznego ;D

Zdj. Pani Kasieńka :)

A potem pozostaje już tylko się zanurzyć…

Zdj. Pani Kasieńka :)

Zdj. Pani Kasieńka :)

Zdj. Pani Kasieńka :)

Idziemy od razu na 7 metrów, a ja nie mam najmniejszych problemów. Jednak ostatnia Chorwacja, plus trenowanie w tubie na basenie – dużo mi dały. Moja umiejętność sprawnego, bezfikołkowego zanurzania się uległa zdecydowanej poprawie :D

Mati, Filip i ja przemierzamy podwodny świat, a Kasia z Kubą karmią rybki. Kuba po delfinowym szaleństwie stawia absolutne veto na nurkowanie. Pozostaje przy karmieniu rybek

Zdj. Pani Kasieńka :)

oraz spędzaniu czasu z siostrą i częścią ekipy z łodzi. Świetnie się przy tym bawią :D

Ciekawe do kogo to serduszko ;D

Nie dowiesz się Matulo – więc zdjęcia są autorsko nie podpisane ;D

Natomiast w naszym podwodnym świecie jest może nie, aż tak wesoło, ale na pewno przepięknie…

Płyniemy w stronę rafy. Najpierw widzimy małe skupiska różnego rodzaju koralowców z pływającymi pośród nich małymi rybkami.

Koralowce (Anthozoa).

Potem dopływamy do ściany rafy. Pierwsze ryby, które tam spotykamy, to żółte motylki niebieskolice, z gatunku ustnikowatych.

Motylki niebieskolice (Chaetodon semilarvatus), ustnikowate (Chaetodontidae).

Z rafowej ściany wyrasta piękny koralowiec z grupy ośmiopromiennych – Gorgonia.

Gorgonia (Alcyonacea).

Nieopodal błazenki buszują w ukwiałach czerwonych.

Błazenek (Amphiprioninae), ukwiał czerwony (Entacmaea quadricolor).

Błazenki są śmiesznymi, ciekawskimi rybkami, które wypływają do Ciebie i za chwilę znowu znikają w ukwiale, i znowu wypływają – przyglądając się tym wielkim, puszczającym mnóstwo bąbelków rybom, co się nazywają człowieki… ;D

Błazenek (Amphiprioninae), ukwiał czerwony (Entacmaea quadricolor).

Muszą pamiętać, żeby cały czas ocierać się o parzące ukwiały, ponieważ inaczej straciłyby na nie odporność i ukwiał, który jest ich domem, poraziłby je a potem po prostu zjadł…

Nieopodal innych błazenków, mieszkających w innym ukwiale, wyrósł piękny koralowiec sześciopromienny, skrzący się, jak świąteczne drzewko… Taka podwodna bożonarodzeniowa choinka z pastuszkiem błazenkiem… ;D

Koralowiec sześciopromienny (Hexacorallia), ukwiał (Cribrinopsis crassa), błazenek (Amphiprioninae).

Płyniemy dalej. Mijamy koralowce ogniste, o których parzących właściwościach będę miała wątpliwą przyjemność się przekonać… Ale póki co podziwiam tylko ich piękno, Wyglądają, jak konary drzew…

Koralowiec ogniste (Millepora dichotoma).

Wśród koralowców, pięknym błękitem rozchyla się małż – przydacznia niebieska. Wygląda jak kwiat…

Przydacznia niebieska (Tridacna maxima).

Po piasku zygzakiem pełznie wąż morski.

Wąż morski (Myrichthys tigrinus).

Ogólnie jest to gatunek spokojny, ale lepiej go nie drażnić, bo jednak zęby jadowe Pan Wąż posiada…

Zresztą żadnego gatunku pod wodą nie należy ani drażnić, ani za bardzo dotykać a już szczególnie takiego jak płaszczki… Piękne i niebezpieczne. Lepiej trzymać się od nich w pewnej odległości… To pierwsze moje nurkowanie w Egipcie i pierwsza płaszczka w życiu :D

Patelnica niebieskoplama (Taeniura lymma).

Do grona jednych z piękniejszych ryb można zaliczyć również skrzydlicę – ognicę pstrą.

Ognica pstra (Pterois volitans).

Niesamowicie się prezentuje, gdy rozkłada swoje płetwy. Wygląda wtedy jak piękny ptak…

Ognica pstra (Pterois volitans).

Przy dnie skrzydlica a na ścianie rafy rogatnica niebieska, w towarzystwie ustnika lunula. Rogatnica układa buźkę w ciup, jak grzeczna i dobrze wychowana panienka – jest śliczna ;D

Rogatnica niebieska (Pseudobalistes fuscus). Ustnik lunula (Chaedoton Lunula).

W pewnym momencie z naprzeciwka nadpływa Filip z Hamdym. Filip na urodziny dostał kamerkę i teraz kręci co się da i kogo się da… :D

Pstrykam fotkę płynącym z naprzeciwka Panom.

Pstrykam też Hambdiemu fotkę ekstra – bo fotki pstrykać jak wiadomo lubię ;D

Fotka wychodzi całkiem nieźle, więc będzie miał Hamdy od nas pamiątkę :D

a potem robimy sobie zdjęcia z Panem Mężem. No i tutaj pierwszy raz mam sesję zdjęciową pod wodą bez automatu podającego powietrze… Warto było w Chorwacji trenować pływanie bez maski, tylko na rurce. Teraz bez stresu potrafię pod wodą ściągać maskę, czy blokować wdech, gdy na chwilę jestem bez automatu. Wytrenowałam fantastycznie ;D No i fotki podwodne mogą być z uśmiechem na twarzy lub minami wszelakimi… ;D

Zdj. Pan Mąż @yodatatoo

Pan Mąż, który ma fotek podwodnych bez automatu mnóstwo, robi sobie zdjęcie z nowym Posejdonem. Czyż Pan Instruktor nie wygląda nad wyraz poważnie i profesjonalnie? ;D

Kończymy pierwsze nurkowanie… Jeszcze rzut oka na koralowce, rybki

i błękit morza…

I zaraz potem wynurzamy się przy łodzi. Brawo za podwodną nawigację Panie Mężu. Powrót w punkt – perfekcyjny :D

Kończymy to pierwsze nurkowanie w Morzu Czerwonym ze świadomością, że będziemy mieć pięć przepięknych nurkowych dni…

Natomiast po wygrzebaniu się na łódź nie jest za dobrze… Woda jest ciepła, ma około 24 ºC, temperatura powietrza wynosi około 22 ºC, więc powinno być ciepło. Ale wieje wiatr i w mokrych piankach robi się lodowato. Hakim mówi, żeby się nie rozbierać, ponieważ płyniemy na kolejną rafę tylko około 30 minut. Tylko 30 minut?!… :o Zamarznę! Jednak decyduję się na przebranie w suche ciuchy. Ubieram kurtkę softshell , zakładam komin i kaptur na głowę – teraz mogę płynąć :D Minusem jest fakt, że za pół godziny muszę wciągać na siebie mokrą, zimną piankę… Masakra… Ktoś, kto nigdy tego nie robił, nie jest w stanie zrozumieć mojego cierpienia… Brrr… Zimno i ciężko, bo pianka lepi się do ciała, wiatr wieje a podłoga łodzi ”faluje”…. Jakoś daję radę i znowu wskakujemy do wody, w której od razu robi się ciepło… Tak nurkowanie jest przyjemne dopiero od momentu zanurzenia pod wodę, wcześniej to ciężka robota ;D

Okazuje się, że drugie nurkowanie, pomimo półgodzinnego przepływania łodzią, jest w obrębie tej samej rafy – tylko od innej strony… Tutaj jest płycej – rafa zaczyna się tuż pod powierzchnią wody a kończy na głębokości 12 metrów. Dno nie schodzi w tym miejscu niżej.

Przed drugim nurkowaniem, gdy jeszcze szczęśliwie i cieplutko siedzę sobie w suchych rzeczach, poznaję Indirę – Bośniaczkę mieszkającą w Szwecji. Indira dzisiaj będzie miała intro (pierwsze wejście nurkowe pod wodę) i bardzo się tym faktem stresuje. Trochę rozmawiamy o tym, co może się pod wodą dziać. Najważniejszy jest spokój, równy oddech i patrzenie na divemastera – mówię i dodaję – nie martw się będzie fantastycznie…

Potem zaraz, jak wspomniałam wyżej, wskakuję w piankę – mozolnie ;D i znikam pod wodą w konfiguracji, już znanej tzn. Pan Mąż z moim aparatem i ja :D

Niestety, gdy wskakuję za Panem Mężem do wody okazuje się, że mój ukochany aparat fotograficzny razem z lampami wypadł mu z ręki i leży na dnie – na 12 metrach… :o No to co robi Pani Żona?… Jak to co?… Robi jumpa na 12 metrów, czyli do samego dna… I zbiera aparat szybko zakładając go na rękę – tak, żeby był bezpieczny… Zdążyłam po drodze wyrównać ciśnienie w uszach, natomiast nie zdążyłam się zestresować głębokością, ani martwić o zanurzenie, fikołki, czy pływalność… Trochę jak przy starcie samolotu z zestresowaną córeczką ;D

Aparat fotograficzny jest już bezpieczny w moich rękach, więc teraz czas na spokojne nurkowanie :)

Podczas drugiego nurkowania widzimy zdecydowanie mniej ryb, natomiast sam las koralowej rafy jest fantastyczny…

Tutaj wspaniały okaz korala ognistego oraz korale rogate białe.

Koral ognisty (Millepora dichotoma), koral rogaty biały (Acropora loripes).

Kolejne 50 minut pod wodą i znowu jesteśmy na łodzi. W tym momencie moje zmęczenie jest tak duże, że praktycznie nie mogę ustać na nogach a co jeszcze mówić o wydostaniu się z przylegającej do ciała mokrej pianki. Na łodzi roznosi się zapach lunchu, który trochę dodaje mi sił. Im szybciej się przebiorę, tym szybciej dostanę coś do jedzenia a głodna jestem strasznie. Chłopaki, oprócz przebierania, dają radę rozklarować sprzęt – jest moc w męskiej części naszej rodziny… ;D

Jakoś daję radę się przebrać i już mam iść na lancz do messy, gdy widzę, że swoje pierwsze nurkowanie w życiu kończy Indira. Rezygnuję chwilowo z jedzenia, na rzecz sfotografowania tego momentu. Momentu, w którym widoczny wcześniej w oczach stres, obawa, strach przed nurkowaniem, zastąpiony zostaje pełnią szczęścia z przeżytych w podwodnym świecie pięknych chwil…

Widać, ze pierwsze nurkowanie w towarzystwie Hakima, było absolutnie udane :D

No a teraz to już tylko pędzę do jedzonka… Ale jestem głodna. Reszta mojej rodzinki już zjadła. Jak już nadmieniałam wcześniej podział obowiązków w naszej Rodzince istnieje – tym razem na małą niekorzyść dla mojego żołądka ;D

Nadrabiam nakładając sobie potężną porcję. I słusznie robię – jedzenie jest przepyszne. Świeże ryby, pieczone ziemniaczki, makarony, pyszne sosy i całe mnóstwo warzyw. A wszystko świetnie doprawione. No to głód nam nie grozi – nawet jeżeli jedzenie w hotelu będzie zawodzić, to przez pięć dni na łodzi na pewno będziemy odpowiednio nakarmieni :D

Wracamy do Hurghady. Trochę rozmawiam z Indirą o Bośni, Szwecji, Polsce, no i oczywiście o nurkowaniu. Przed samą Hurghadą ekipa “Crazy Dolphin” robi nam jeszcze jedną niespodziankę – rolercoster za motorówką. Ja rezygnuję – zostaję przy opcji fotografowania. Natomiast dzieciaki szaleją na całego ;D

Najpierw na pontonie…

A potem na bananie :D

Zgodnie stwierdzają, że ponton jest lepszy :D

Po szaleństwach za motorówką – czas płynąć do portu. A dopływamy razem z powoli zachodzącym słońcem…

To był przepiękny pierwszy dzień z podwodną dżunglą Morza Czerwonego i fantastycznymi, wesołymi ludźmi z ”Crazy Dolphin”.

Nie mogę się już doczekać następnego…

Wracamy taksówkami do naszego hotelu, patrząc na nocną przedświąteczną odsłonę Hurghady… Cały czas jesteśmy zaskoczeni, że w Egipcie mamy świąteczny, bożonarodzeniowy nastrój.

Gdy dojeżdżamy do hotelu, od razu idziemy na obiadokolację – już zdążyliśmy zgłodnieć ;)

I tutaj mamy niespodziankę – obiad w głównej sali restauracyjnej jest naprawdę dobry. Co prawda nie na takim poziomie, jak lancz na łodzi, ale absolutnie można się najeść smacznym jedzeniem. No i pobyt w Egipcie, teraz już w całokształcie, nabiera optymistycznych barw :D

Nie mamy siły na nic więcej poza zjedzeniem obiadokolacji – zmykamy spać.

Dobranoc Hurghado…

Powrót do spisu treści

Komentarze

fotoeskapady

20 marca 2019 o 22:13

Bardzo się cieszę, że wpis się spodobał…😊 Ja już wiem, że właśnie tak chcę spędzać świąteczny czas – poza codziennością… Chociaż wiem, że za świętami w domu na pewno też zatęsknię – ale jeszcze nie teraz 😃
Dziękuję za komentarz 😊

przekonany ;-)

20 marca 2019 o 22:02

Egipt… na święta? Dlaczego tak, dlaczego nie? Mnie osobiście Twój wpis przekonał na… TAK! Fajne fotki, fajny tekst, fajnie nie być w święta zmęczonym całym tym młynem. Gratuluję odwagi i pomysłu…

fotoeskapady

18 marca 2019 o 21:22

Jeszcze raz dziękuję 😊 I cieszę się, że moja świąteczna opowieść Ci się spodobała… 😊

Andrzej

18 marca 2019 o 13:21

Cieszę się, że mogłem pomóc z oznaczeniem gatunku
, artykuł dobrze się jak zwykle czytało.

Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *