V dzień – 24 .12. 2018, poniedziałek
Wigilia.
Poranek jak zwykle – kawa, śniadanie. Znowu jedziemy do bazy jedną taksówką. Już się przyzwyczailiśmy… Wypływamy. Okazuje się, że na łodzi czeka na nas niespodzianka – na pokładzie jest Indira z mężem. Fajnie będzie razem spędzić ten wigilijny dzień :)
Dzisiaj znowu płyniemy prosto na rafę – bez brykania z delfinami.
Postanawiamy z Panem Mężem nurkować sami, ale Sułtan przekonuje nas, że będzie spokojnie, pomału i bez wygłupiania się… Pokażę Wam mnóstwo pięknych miejsc i ryb…
Ok – zgadzamy się, chociaż do mojej Kasi i Indiry wysyłam spojrzenie pełne sceptycyzmu… Idziemy nurkować w grupie z Panią z Niemiec, Dawidem też z Niemiec – których poznaliśmy już wcześniej i grupą paru Azjatów, którzy nie bardzo chcą się z nami poznać ;) Absolutnie utrzymują dystans i zamknięcie w obrębie własnego towarzystwa.
Rafa, na której będziemy nurkować to Suoth Abu Ramada – rozciąga się na głębokości od 6-35 metrów głębokości. Ale my mamy nurkować w miejscu, gdzie najgłębiej jest do 15 metrów.
Jak się okazuje moje sceptyczne spojrzenie, znalazło swoje pełne uzasadnienie pod wodą… Tym razem nurkowanie z Sułtanem – to jak wycieczka autokarowa?…
Płyniemy – wolno?… Wolno-pędem ;D I co chwilę stop – mamy punkt widokowy. Tzn. Sułtan palcem, jak wskaźnikiem, pokazuje coś w jego mniemaniu ciekawego. Na zasadzie – tu Wieża Eiffla – liliowec. Po kolei – fotografujemy proszę Państwa.
Liliowiec (Crinoidea).
Tutaj Luwr z obrazem króla Ludwika XVI – ryba wariola.
Wariola (Variola louti).
Ładna ryba, ale nie ma szans jej poobserwować – trzeba pędzić. Robię tylko dwa zdjęcia z daleka…
Wariola (Variola louti).
Dalej portret Ludwika XVIII – skrzydlica. Szybko, szybko – nie ma czasu… Zrób człowieku porządne zdjęcie – nie masz szans…
Skrzydlica – ognica pstra ( Pterois volitans).
O! Pomnik Henryka IV. Tutaj muszą być zdjęcia indywidualne – Pan Przewodnik zrobi wszystko dla turystów. Proszę do kolejki… Czekamy na końcu. 6 osób, po kolei – robi sobie fotkę. Ja już nie chcę, ale Sułtan nerwowo nas przywołuje – fotka ze szkaradnicą musi być… No to jest.
Zdj. Sułtan vel Masakra ;D
Mam dosyć – zostaję przy szkaradnicy i spokojnie ją fotografuję…
Szkaradnica (Sunanceia verrucosa).
Niestety musimy pędzić dalej, bo Sułtan z grupą już odpłynęli. Doganiamy grupę a Sułtan pokazuje, gdzieś w oddali, w toni – rekina :o Skąd wiemy? Płetwa zrobiona z dłoni ustawionej pionowo na czole Sułtana – sygnalizuje, że płynie rekin.
Może dobrze, że go nie dostrzegam – czasami jednak na coś się przydaje moje -1,0 dioptrii ;D Potem się okazuje, że Pan Mąż widział rekina, który pojawił się w oddali i był widoczny przez parę sekund.
Z patrzenia w górę, nagle Sułtan każe się wszystkim kłaść na dno i coś fotografować. Pokazuje palcem, że są jakieś patyki. O co chodzi – wzruszam ramionami do Matiego… Dopiero Pan Mąż mi pisze na tabliczce – węgorze wystają z dna.
Teraz widzę – jak plantacja. Super to wygląda…
Węgorzowate (Anguillidae).
Ale węgorzyki wystraszone szybko się chowają.
Płyniemy dalej. Już nie patrzę co pokazuje Sułtan – jestem zmęczona tą turystyczną wycieczką. Płynę i z daleka staram się bez zatrzymywania fotografować ryby. Nie ma szans na jakość – ale gatunki są.
Luszczyniec nakrapiany.
Luszczyniec nakrapiany (Haemulidae Plectorhinchus gaterinus).
Mała skrzydlica.
Ognica promieniopłetwa (Pterois radiata).
Rogatnica niebieska w towarzystwie luszczyńca nakrapianego.
Rogatnica niebieska ( Pseudobalistes fuscus ), luszczyniec nakrapiany (Haemulidae Plectorhinchus gaterinus).
Nagle stop – znowu przy nurkowaniu w stylu ganianego, dwie osoby wyskoczyły na powierzchnię. Sułtan się niecierpliwi a ja wykorzystuję przerwę na spokojne sfotografowanie ślimaka nagoskrzelnego
Ślimak nagoskrzelny (Nudibranchia).
i Filipa, który próbując coś nagrać na kamerkę, czeka razem z nami na ponowne zanurzenie się mniej radzących sobie z pływalnością nurków.
Koło nas czeka również Pani, na której gonitwy Sułtana w ogóle nie robią wrażenia. Jedyne co pokazuje mi, że w jej odczuciu nurkowanie jest znowu trochę ”crazy”, to błysk rozbawienia w oczach, gdy nasze spojrzenia się spotkały i lekkie pokręcenie głową… Tak, na dobrych nurkach takie ekscesy nie robią wrażenia – nie to co początkujące nieboraki… Tutaj myślę o sobie, ale jeszcze bardziej o nieborakach wyskakujących na powierzchnię ;)
Płyniemy dalej. Filip znowu pokazuje, że nie ma powietrza. Mateusz podaje mu swoje, zaraz jednak ponownie Filipa przejmuje Sułtan. Kończymy nurkowanie – wszyscy na głębokiej rezerwie. Mati znowu ma tylko 30 barów – też rezerwa (rezerwa zaczyna się od 50 barów), ale jednak powietrze ma, w odróżnieniu od innych mających już tylko śladowe ilości oparów. Nie wiem, jakim cudem tym razem mi wystarczyło powietrza – tzn. do poziomu oparów ;D
No i oczywiście miało być 15 metrów a zaliczyliśmy 22 ;)
Na łodzi mówię kategorycznie – nie idę więcej nurkować z ”Masakrą” i basta.Chociaż przyznać muszę, że szkoła jaką od niego dostałam – jest nie do przecenienia. Taki rzut na tzw. głęboką wodę.
Natomiast na ten moment już mi tej ”głębokiej wody” wystarczy… ;D
Przepływamy na kolejną rafę – Small Giftun, która jest położona na głębokości 18-30 metrów. To nie będzie płytkie nurkowanie…
Mówimy Sułtanowi, że idziemy sami nurkować. Dzisiaj nie ma na łodzi Hakima, więc zgodę musi wyrazić on. Ale Sułtan mówi, że to będzie znowu nurkowanie w prądzie i prosi, żebyśmy się trzymali za nim. Ok. Za tobą, ale osobno – mówimy. Sułtan przystaje taką opcję, natomiast Filipa bierze ze sobą. Mówi, ze nie puści nas w trójkę. Nie mamy wyjścia, musimy się zgodzić. A właściwie Filip zgadza się płynąć z Sułtanem. Śmieje się mówiąc, że znowu będzie ”hardcore”. Nic i tak będziemy z tyłu, jakby Filip miał jakieś kłopoty… Zaczynamy.
I znowu najpierw czekanie, i znowu łódź lekko zwalnia, i jump od razu na 17 metrów, i już jesteś w prądzie, i już płyniesz… Jak się okazuje powiedzenia – ”przyzwyczajenie drugą naturą człowieka” i ”trening czyni mistrza”, są absolutną prawda ;D Nie mam najmniejszych trudności. Płynąc, trzymamy się w pewnym oddaleniu od grupy, ale starając się nie tracić jej zupełnie z oczu. Jednak, gdy raz, czy drugi zatrzymujemy się nad obiektem do sfotografowania, grupę gubimy. Mati pisze, że mam się nie przejmować – ponieważ patrzył na mapę i wie, gdzie płynąć. A Filip? – pytam pisząc. Da radę – stwierdza Pan Mąż… W sumie uspakaja mnie myśl, że podczas podwodnych wariactw Sułtan nie przeoczył żadnego problemu nurków, których miał pod opieką. Płyniemy, więc dalej spokojnie. No może prawie spokojnie, bo mama pozostanie zawsze mamą i jednak wolałabym Filipa widzieć… Ojców taki maminy stres nie dotyczy ;D Próbuję trochę fotografować. Jednak prąd okazuje się być silniejszy, niż się spodziewałam po pierwszym podobnym nurkowaniu a do tego kręci. Płyniemy wolno. Jest ciężko i niełatwo zatrzymać się dla zawieszenia w fotografii. Udaje mi się jednak parę kadrów zrobić.
Leszczyńce nakrapiane – wyglądają, jakby spoglądały zza zasłonki koralowo- wodorostowej ;)
Luszczyniec nakrapiany (Haemulidae Plectorhinchus gaterinus).
Piękny samiec papugoryby.
Papugoryba (Chlorurus_gibbus).
Tutaj w towarzystwie garbików pasiastych, aniołoryby wspaniałej oraz cheotonika smużkowego.
Papugoryba (Chlorurus_gibbus), garbik pasiasty (Abudefduf sexatilis), aniołoryba wspaniała (Pygoplites diacanthus), cheotonik smużkowy (Chaetodon lineolatus ).
Niestety ten samiec papugoryby był za daleko, żeby zdjęcie wyszło lepsze. A prąd nie dyskutował i ciągnął w swoją stronę…
Papugoryba (Chlorurus_gibbus).
W towarzystwie koralowca rogatego białego fotografuję motylki czarnopręgie.
Koralowiec rogaty biały (Acropora loripes), motylek czarnopręgi (Heniochus acuminatus).
Dalej śliczny cytrynowy okaz motylka niebieskolicego.
Motylek niebieskolicy (Chaetodon semilarvatus).
I znowu ciekawą rybę, której wg swojej oceny nigdy wcześniej nie widziałam, a której nazwy (gdy już eskapadę opisywałam) długo szukałam. Jak się okazało to również wargacz temblakoszczęki Slingjaw Wrasse, którego jednak widziałam wcześniej, ale w innej pozycji i wybarwieniu, prezentował się zupełnie inaczej… Tak to już z rybami bywa ;D
Wargacz temblakoszczęki Slingjaw Wrasse (Epibulus insidiator), wargaczowate (Labridae).
Ciekawy jest sposób żerowania tej ryby. Dzięki dużym wiązadłom szczęki, potrafi szybko wyrzucić na sporą odległość jej dolną część, tworząc szeroką tutkę, służącą do polowania na małe rybki i skorupiaki. Tą dolną część szczęki wysuwa również do oczyszczania z pasożytów, przez ryby czyszczące. Niestety Slingjaw przy nas tutki nie wyrzuca, ale można takie zdjęcia sobie wyszukać na internecie i zobaczyć :)
W pewnym momencie Mati pokazuje, że powinniśmy już być w okolicy łodzi. Zaczynamy pomału się wynurzać, wspinając się wzdłuż rafowej ściany.
Podczas tego wspinania fotografuję ciekawą rybę, która wspina się po rafie razem z nami – której nazwy też długo szukałam (nazw się szuka czasami dłuuugooo… ;D ) i wydaje mi się, że najbardziej pasującym gatunkiem jest tutaj rodzina ryb najeżykowatych (?). Ale nie jestem pewna – dlatego stawiam znak zapytania. Może w przyszłości znajdę nazwę, która będzie odpowiadać w 100% – bez wątpliwości. Mam przynajmniej taką nadzieję :)
Najeżykowate (Diodontidae) (?)
Najeżykowate (Diodontidae) (?)
Powyżej, cały czas się wspinamy, widzimy rozdymkę – tutaj nazwa trafiona na 100% ;D
Rozdymka (Arothron diadematus).
Dalej ładne drzewko koralowca sześciopromiennego, z widzianymi już przez nas wcześniej papużakami łuskopłetwymi,
Koralowiec sześciopromienny (Hexacorallia), papużaki łuskopłetwe (Pseudanthias squamipinnis).
zebrasomę niebiesko-żółtą, która przypomina Dori z bajki ”Gdzie jest Nemo” ;)
Zebrasoma niebiesko-żółta (Zebrasoma xanthurum).
i olbrzymi okaz gąbki.
Gąbka (Porifera).
Niedaleko powierzchni na około 4 metrach, gdy robimy przystanek dekompresyjny, przepływa koło nas ławica barwen żółtych, wśród których zagubiły się dwa ciemnogranatowe wargacze – błazenki.
Barwena żółta ( Mulloidichthys martinicus), wargacz – błazenek (Coris aygula).
Wypływamy koło jakichś łodzi.
Jak się okazuje – to nie nasze. Gdy jedna z załóg nas zauważa, z daleka znanym gestem nurkowym – pytają czy wszystko jest ok? Opis znaku: jedna ręka wyciągnięta w górę, palcami dłoni oparta na czubku głowy, druga ręka wyciągnięta wysoko, pionowo w górę – razem tworzą dużą ”O-kejkę”. Odpowiadamy tym samym gestem, że tak i zanurzamy się. Musimy popłynąć jeszcze około 300 metrów wzdłuż rafy. Płyniemy na czterech metrach, żeby zużycie powietrza było, jak najmniejsze. Jesteśmy pod wodą już godzinę i mamy – ja 30 barów, Pan Mąż – 50 barów. Czyli bezpiecznie, ale już nie za dużo. W pewnym momencie widzimy Sułtana, który bieży w naszym kierunku, taszcząc pod pachą dodatkową butlę i z daleka pyta, czy mamy powietrze. Mamy odpowiadamy – oczywiście okej-ką. Sułtan patrzy jakby zdziwiony, kręci głową i zaczyna nas prowadzić do łodzi. Moje serce topnieje – nie taki masakryczny ten nasz ”Masakra” ;D I martwił się o nas… I wypłynął po nas z butlą… Już go uwielbiam :D Nie mówiąc o tym, że rozczula mnie płynięcie za miśkiem dyndającym z butli Pana Sułtana… Kto lubi miśki pluszowe – ten do końca masakryczny być nie może ;D
Wychodzimy na łódź a Sułtan bije nam brawo… Nic nie rozumiemy… Słyszymy tylko – starczyło im powietrza… I reszta też bije brawo… ;o
Okazało się, że w tym kręcącym silnym prądzie powietrza zabrakło wszystkim – nawet Sułtanowi… :o
A my, a my mamy. Ja jeszcze 15 barów a Pan Mąż 30… Jest moc… :D
A tak naprawdę po prostu widać europejską szkołę CMAS. Spokojnego nurkowania i pilnowania, żeby kończyć nurkowanie z rezerwą min. 30 barów. Nigdy nie wiesz – czy nie wpadniesz w prąd, lub nie zgubisz kierunku… Zapas powietrza ratuje życie. Należy go mieć i basta… Egipscy Guidzi nurkują praktycznie do końca zasobów powietrza i na to samo pozwalają swoim podopiecznym. A to na pewno nie jest dobrze…
Przebieramy się, jemy lunch. Rozmawiamy z Indirą i jej mężem. Indira znowu nurkowała i już wiemy, że nurkować będzie. Zachwyciła się podwodnym światem. A jeżeli ktoś już się nim zachwyci, to będzie do tego piękna częściej, bądź rzadziej powracał…
Znowu płyniemy na Rajską Wyspę.
Gdy na niej lądujemy, znowu biegnie do nas psiak Aleksa – Makes :)
Cieszę się, że mogłam wrócić na tą piękną wyspę Morza Czerwonego. Tym razem nie zamierzam się kąpać – jestem zbyt zmęczona nurkowaniem. To nasz czwarty dzień nurkowy i na dodatek dzisiejsze nurkowania były mocno męczące.
Szukamy miejsca, na którym moglibyśmy niezwłocznie paść na piasek i spać… A tutaj, na naszej drodze, z piasku wyrasta piramida… ;o
Nie jest to może Piramida Cheopsa – zawsze jednak możemy powiedzieć, że jednak zaliczyliśmy w Egipcie wycieczkę do piramid ;D
Pan Mąż nawet chwilowo przemienia się w Faraona – tylko, czy oni nosili okulary i sportowe koszulki?… Ale przynajmniej turban jest, jak się patrzy ;D
Tak szybko, jak w końcu znajduję swój kawałek plaży z dala od ludzi, tak szybko padam na ciepły piasek i zasypiam w cieple pięknie świecącego słońca. Jak widać, Ci co nie nurkowali też są zmęczeni i zasypiają ;D
Zdj. Pan Mąż @yodatatoo
Zresztą, chłopaki idą naszym, dziewczyńskim śladem… :)
40 minut później Aleks nas budzi i zarządza powrót na łódź. Jeszcze chwilę zawieszamy się z Panem Mężem na odległym horyzoncie – to tam gdzieś jest Betlejem. Nigdy nie byliśmy w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia tak blisko narodzin Chrystusa… Czuję wręcz jakąś mistykę tego momentu. Tak daleko od domu, choinki, śniegu i tak blisko Betlejem. Po drugiej stronie Morza Czerwonego…
Kasia się do mnie przytula. Wszyscy jesteśmy wzruszeni. Tak jakby właśnie w tym momencie Święta naprawdę się rozpoczęły…
Zdj. Pan Mąż @yodatatoo
Wracamy na łódź i razem ze zniżającym się słońcem płyniemy do Hurghady…
Gdy dobijamy do portu – wszyscy, oprócz szybko oddalających się od łodzi Azjatów, składają sobie życzenia. Indira, jej mąż, Dawid (chłopak z Niemiec), Pani z Niemiec, jeszcze dwie polskie pary i oczywiście załoga ”Crazy Dolphin”. Wszyscy wymieniają się niedźwiedzimi uściskami i życzeniami Marry Christmas :D
Z Indirą i jej mężem żegnamy się na stałe – jutro już z nami nie płyną. Wymieniamy się adresami mailowymi, obiecujemy sobie spotkanie w Szwecji, lub w Polsce… I tak powstała fajna szwedzko-bośniacko-polska znajomość na odległej ziemi egipskiej. A właściwie na odległym egipskim Morzu Czerwonym ;D
Wesoło machając do wszystkich, wsiadamy do taksówki (znowu jednej) i wracamy do hotelu. A hotel?… :o Hotel wita nas świecącymi świątecznymi lampkami, które w ciągu dnia się tutaj pojawiły.
Dzieciaki zmęczone po całym dniu, ale zachwycone rozpoczynającym się wigilijnym wieczorem, zgadzają się na świąteczną (na życzenie Mamusi) fotkę przy choince.
I zaraz potem zaczynają wywijać hołubce ;D
A przynajmniej starsza młodzież – bo młodszy już marudzi, żeby iść na kolację. Wiadomo po kolacji wigilijnej przychodzi Aniołek z prezentami i pomimo tego, że wszyscy już jesteśmy mniej, czy bardziej duzi – to na Aniołka czekamy ;D
Przerywamy, więc hołubce i idziemy się przebrać. Potem, już ubrani świątecznie, wracamy wzdłuż oświetlonych hotelowych basenów na kolację.
Co niektórzy wyglądają pięknie :D
Przed restauracją jest nawet stajenka…
Trochę w stylu nie najbiedniejszej jurty tatarskiej – ale zawsze ;)
Przychodzimy na kolację dosyć późno, także główna sala restauracyjna jest praktycznie pełna. Idziemy do drugiej – tutaj jest dla odmiany bardzo mało ludzi. To akurat nas cieszy – będziemy mieć bardziej rodzinnie :)
Kelnerzy witają nas życzeniami Marry Christmas. Ja na obrusie rozkładam kartki z życzeniami świątecznymi od Babci Grażynki i Dziadka Staszka oraz choineczki, które dostaliśmy od przyjaciół, żeby nam nie było smutno na tym ”wygnaniu” :D
Modlimy się, dzielimy się opłatkiem przy dźwiękach kolędy z telefonu – to muzyczne życzenia od Babci Anitki :)
”Cicha noc, święta noc
Pokój niesie ludziom wszem.
A u żłóbka Matka Święta,
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad Dzieciątka snem,
Nad Dzieciątka snem…”
Robimy fotkę rodzeństwu – dzisiaj absolutnie zgodnemu ;D
I siadamy do kolacji.
Nie są to może barszczyk z uszkami, karp i kapusta z grzybami, ale mamy – zupę rybną, ryby, ziemniaki, buraki, mnóstwo sałatek a przede wszystkim pełny wybór słodkości. Łącznie z szarlotką, sernikiem i tortami… :D
Jak widać co niektórzy podjadają też z talerzy innych, gdy już swoje mają puściutkie i sprzątnięte… A do szwedzkiego stołu, żeby sobie dołożyć, przecież jest baaardzooo daleko – bo, aż całe parę kroków. Dlatego lepiej podjeść od brata ;D
A po kolacji?… A po kolacji, w końcu nadchodzi czas na pojawienie się Aniołka… Idziemy na niego poczekać na taras – na dworze może przyleci prędzej?… ;D
No i przylatuje przynosząc aniołkowe cudności… ;D
Dzieciakom i młodszym…
I starszym ;D
I i młodsze, i starsze się cieszą :D
Zdj. Pan Sziszowy ;D
Jeszcze wigilijny popcorn dla wszystkich…
I wigilijna szisza dla starszych… ;D
Ale fotki wspólne… :D
Zdj. Pan Sziszowy ;D
Pan Mąż ”żwirkuje” bosymi stopami a ja opatulam się moim aniołkowym wełnianym cardiganem (aniołek dzieciakowy :D), który jest absolutnie trafionym prezentem na egipskie, nie najcieplejsze, grudniowe wieczory – jest mi cieplutko, jak pod kocykiem :D
Szczerze mówiąc, gdy teraz przyglądam się tej fotce, to mogę wyciągnąć jeden wniosek a brzmi on – ”Nie ma to jak świąteczne bożonarodzeniowe zdjęcie” ;D
Dzieci nagle mówią, że to ich najlepsze Święta. Że pierwszy raz w życiu nikt się nie pokłócił, że wszyscy mamy świetny humor i praktycznie cały czas się do siebie uśmiechamy… Tak – stwierdzamy zgodnie. Święta bez przedświątecznej gonitwy, zakupów, sprzątania i przygotowań wszelakich – doprowadzających człowieków czasami do skrajnego zmęczenia. Święta bez zamykania się dzieciaków w swoich pokojach, przy telefonach ze znajomymi. Święta bez znużenia… Tak to są piękne Święta. Jednego, czego nam brakuje, a właściwie kogo – to rodziców. Bierzemy telefon i dzwonimy… Składamy życzenia, przesyłamy buziaki. Jesteśmy z Matim już teraz pewni, że następne Święta Bożego Narodzenia chcielibyśmy spędzić również poza codziennością, ale tym razem oprócz siebie i naszych dzieciaków, chcielibyśmy mieć koło siebie także rodziców a jakby się udało, to też nasze rodzeństwo :)
Ale póki co mamy wigilię i całe święta z bliskością naszej małej Rodzinki i jest nam absolutnie pięknie… :)
Spędzamy wesoło jeszcze jakąś godzinkę, no i w końcu trzeba iść spać. Reniferkowe, świąteczne sweterki i skarpetki iść spać też muszą ;D
Komentarze
fotoeskapady
20 marca 2019 o 22:13
Bardzo się cieszę, że wpis się spodobał…😊 Ja już wiem, że właśnie tak chcę spędzać świąteczny czas – poza codziennością… Chociaż wiem, że za świętami w domu na pewno też zatęsknię – ale jeszcze nie teraz 😃
Dziękuję za komentarz 😊
przekonany ;-)
20 marca 2019 o 22:02
Egipt… na święta? Dlaczego tak, dlaczego nie? Mnie osobiście Twój wpis przekonał na… TAK! Fajne fotki, fajny tekst, fajnie nie być w święta zmęczonym całym tym młynem. Gratuluję odwagi i pomysłu…
fotoeskapady
18 marca 2019 o 21:22
Jeszcze raz dziękuję 😊 I cieszę się, że moja świąteczna opowieść Ci się spodobała… 😊
Andrzej
18 marca 2019 o 13:21
Cieszę się, że mogłem pomóc z oznaczeniem gatunku
, artykuł dobrze się jak zwykle czytało.
Dodaj coś od siebie i skomentuj ten wpis!